Żużel. Tak Polonia przechytrzyła Apatora i po raz pierwszy wygrała w Toruniu. Kluczowe okazały się... opony

PAP / Wojtek Szabelski / Na zdjęciu: Żużlowcy Polonii Bydgoszcz i Apatora Toruń.
PAP / Wojtek Szabelski / Na zdjęciu: Żużlowcy Polonii Bydgoszcz i Apatora Toruń.

W 1986 roku Polonia po raz pierwszy pokonała na wyjeździe rywala zza miedzy, Apatora Toruń. Spotkanie w rozmowie z nami przypomniał jeden z ówczesnych liderów bydgoskiej drużyny - Ryszard Dołomisiewicz, który zdradził, co było kluczem do zwycięstwa.

Derby Pomorza i Kujaw były zawsze świętością dla kibiców obu drużyn. Na stadionie próżno było szukać pustych krzesełek, a między zgromadzonych fanów nie dało się wcisnąć nawet szpilki. Dosłownie, bo na obiekcie przy Broniewskiego 98 stawił się tamtego pierwszomajowego popołudnia nadkomplet widzów.

Początek meczu potoczył się po myśli gospodarzy. Napędzani świetną jazdą Wojciecha Żabiałowicza prowadzili z Polonią już ośmioma punktami (20:28).

Potem jednak sytuacja zmieniła się diametralnie. Choć goście do półmetku spotkania nie zdołali wygrać drużynowo choćby jednej odsłony, zaczęli nagle jeździć jak natchnieni. Pięć kolejnych wyścigów padło łupem Polonistów, w tym dwukrotnie zwyciężyli oni podwójnie. Pogromcę znalazł nawet nieomylny wcześniej Żabiałowicz, gdyż po obfitym polaniu toru przez gospodarzy, nieoczekiwanie uporał się z nim Marek Ziarnik, jadący w parze z Ryszardem Dołomisiewiczem.

To był klucz do triumfu

To właśnie ta dwójka i doświadczony Bolesław Proch poprowadzili bydgoski zespół do pierwszego wyjazdowego triumfu w derbach. Ostatecznie Polonia dopięła swego i opuściła Toruń z tarczą, a mecz zakończył się wynikiem 44:46 (decydujące okazało się wykluczenie Ryszarda Kowalskiego z powtórki 14 biegu). Najskuteczniejszy w szeregach gości był Proch (12 punktów), z kolei najwięcej punktów do dorobku Apatora dołożył wcześniej wspomniany Żabiałowicz (16 oczek i bonus).

- Świetnie pamiętam to spotkanie, chociaż sporo czasu upłynęło od chwili jego rozegrania. Generalnie w tamtych czasach liczył się spryt. Problemem były opony, bo drużyna miała ich do dyspozycji maksymalnie osiem (jednemu zawodnikowi przysługiwała jedna opona), po jednej na każdego żużlowca. Oczywiście one z czasem się ścierały, więc taktyki były różne. Niektórzy na przykład zostawiali opony dla liderów na końcówkę, natomiast często kombinowano, żeby rywali przechytrzyć - wspominał Ryszard Dołomisiewicz w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Gospodarze często starali się nabierać gości i chowali dodatkowe opony w określonych miejscach, na przykład gdzieś w warsztacie. Taka opona była już w jakimś stopniu zużyta, ale nieznacznym. Później podmieniano ją z już mocno startą i naznaczano w taki sposób, by wszystko wyglądało autentycznie. Spryt był bardzo ważnym elementem żużla. W Toruniu także próbowano wówczas w ten sposób zyskać przewagę, ale my byliśmy sprytniejsi (śmiech) - dodał Dołomisiewicz, który przywiózł wówczas dla zespołu 11 punktów.

ZOBACZ Żużel. Piotr Pawlicki grzmi po słowach tunera. "Nie zachował się wobec mnie fair!"

Misja specjalna

Polonia doskonale sobie zdawała sprawę z planu toruńskiej drużyny, w związku z tym w specjalną rolę wcielił się Andrzej Koselski, członek sztabu szkoleniowego.

- Andrzej Koselski w połowie spotkania zobaczył, że jeden z toruńskich zawodników zmierza do warsztatu, a nie parku maszyn, a że domyślał się, co ma za chwilę nastąpić, to wkroczył do akcji. Rozsiadł się przed warsztatem wygodnie na krzesełku i wyciągnął swoją farbę, której podrobienie było niemożliwe ze względu na jej barwę i konsystencję. Następnie rysował na oponach poszczególnych zawodników z Torunia pewien symbol, uniemożliwiając im przez to podmianę (śmiech). No i w ten sposób trochę ich przechytrzyliśmy - mówił, nie kryjąc rozbawienia, Dołomisiewicz.

- Samo spotkanie pojechaliśmy dobrze, rozsądnie gospodarowaliśmy oponami i wyszło na nasze. W piętnastym wyścigu wprawdzie Apator wygrał jeszcze podwójnie, ale na odrabianie strat było za późno, gdyż nasza przewaga przed tym biegiem wynosiła już sześć punktów. Wygraliśmy pierwsze derby w Toruniu, natomiast ostatecznie nie udało się zdobyć złotych medali w DMP, które dostały się właśnie Aniołom - dodał.

Niespodziewana porażka zadecydowała o tytule

Decydujące dla losów mistrzostwa Polski okazało się domowe spotkanie Polonii ze Stalą Gorzów, w którym bydgoszczanie niespodziewanie przegrali. Sezon zakończył się więc wicemistrzostwem, a nie tytułem, bo przy równej liczbie dużych punktów torunianie mieli lepszy stosunek tych małych.

- Stal była świetnie przygotowana do tego meczu dzięki Edwardowi Pilarczykowi. On był wtedy mechanikiem pomagającym gorzowianom i miał dostęp do wielu nowinek technologicznych, które poznał w Anglii, gdy wspierał Edwarda Jancarza, również w roli mechanika. Ostatecznie spotkanie przegraliśmy, Stal pojechała bardzo dobre zawody. To zadecydowało o przegranym tytule, ze względu na małe punkty. Apator miał lepszy bilans i to jego zawodnicy świętowali mistrzostwo Polski - mówił były zawodnik Polonii.

- To były takie czasy, że wicemistrzostwo było uznawane za porażkę. Tak więc ze srebrnych medali w 1986 i 1987 roku nikt się specjalnie nie cieszył. Ambicje były ogromne. Wówczas raczej nikt nie patrzył na to, że jest podium, tylko że nie ma złota. W związku z tym euforii nie było, chociaż po latach sukcesy na pewno cieszą - podsumował Ryszard Dołomisiewicz.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
"Grand Prix Warszawy to największe wydarzenie w kalendarzu
W szkółce Wybrzeża trenuje Ukrainiec

Źródło artykułu: WP SportoweFakty