Wasilij Diwakow urodził się 9 grudnia 1936 roku w okolicach Daugavpils. Pracował jako kierowca ciężarówki, ale od momentu narodzin żużla w mieście, związał się z tym egzotycznym wtedy sportem. Zadebiutował w lokalnych zawodach w czerwcu 1964 roku, a już w sierpniu założył plastron miejscowej drużyny w ligowych oraz pucharowych zmaganiach w ZSRR.
Debiut zaliczył mając prawie 28 lat, a ostatnie kółka na torze w Daugavpils przejechał w lipcu 1976 roku, jako zawodnik Dzintars Daugavpils, drugiej drużyny w mieście, która brała udział w rozgrywkach ligowych na drugim szczeblu w ZSRR.
Nigdy nie zaliczał się do gwiazd Lokomotivu, chociaż brał udział w wywalczeniu srebra Drużynowych Mistrzostw ZSRR w 1971 roku i ma ten zasłużony medal. Jego zdobycze punktowe nie zwalały z nóg. Startując w najwyższej klasie rozgrywkowej w ZSRR zdobył 56 punktów. Więcej zdobywał ich na drugim szczeblu. Nie ma też medalu indywidualnych mistrzostw Łotwy.
Praca trenerska
Po zakończeniu kariery rozpoczęła się zupełnie inna historia. Od 1977 do 1984 roku Wasilij Diwakow był trenerem Lokomotivu. Do momentu objęcia przez niego tej posady zespół był budowany z wychowanków, jak i z pozyskanych zawodników. Gdy został trenerem, do składu dołączali już tylko miejscowi żużlowcy. Wyjątkiem był Guntis Birzaks z Rygi, ale i on w większej mierze był produktem pracy Diwakowa.
ZOBACZ Żużel. Piotr Pawlicki grzmi po słowach tunera. "Nie zachował się wobec mnie fair!"
Przed 1977 rokiem nie było żadnego medalisty indywidualnych mistrzostw juniorów ZSRR, który pochodziłby z Daugavpils. Po kilku latach pracy nowego trenera, złoto IMJ ZSRR wywalczyli Władimir Tkaczuk i Siergiej Danu. Do tego było jeszcze kilka innych krążków. Oprócz wyżej wymienionych zawodników, wśród wychowanków Diwakowa znajdują się Oleg Isajew, Walerij Charitonow, Władimir Rybnikow, Nikołaj Kokin, Wasilij Matwiejew czy Juris Braucejs. I to tylko kilka najgłośniejszych nazwisk. Żużlowcy, którzy byli znani nie tylko na lokalnym podwórku, ale brali też udział w zawodach międzynarodowych, na co wtedy trzeba było zapracować.
Nikołaj Kokin, który rozpoczął przygodę z żużlem w 1981 roku, wspomina, że bardzo często treningi odbywały się pięć razy w tygodniu. Zdarzały się sytuacje, że trening nie był zaplanowany, ale szkółkowicze po prostu zbierali się na stadionie, żeby spotkać się i porozmawiać. Nie wiadomo skąd na stadionie pojawiał się wtedy trener i padało pytanie: "no co chłopaki, chcecie potrenować? Tak? To ja już robię tor." Zdarzały się wręcz niewiarygodne w dzisiejszych czasach sytuacje, kiedy takie spontaniczne treningi odbywały się bez lekarza. Kokin wspomina, że Diwakow opiekował się drużyną przez okrągły rok. To on zainicjował treningi żużlowców na zamarzniętych jeziorach.
Efektem jego fantastycznej pracy było to, że kiedy po wypadku samochodowym w styczniu 1978 roku zginęli liderzy drużyny, czyli Anatolij Kuźmin i Oleg Ginter, młodzi wychowankowie Lokomotivu bez większych problemów utrzymali zespół w radzieckiej Ekstraklasie.
Oprócz kierowania drużyną i szkolenia młodzieży, Diwakowowi wystarczyło czasu, żeby wykonywać obowiązki toromistrza. I tę pracę wykonywał perfekcyjnie. Za czasów ligi radzieckiej na dzień przed zawodami odbywał się oficjalny trening. Często zdarzało się tak, że po tym treningu drużyna gości w połowie meczu dochodziła do wniosku, że tor jest absolutnie inny niż dzień wcześniej. Bywało, że i w czasie przerwy między biegami trener wsiadał do polewaczki i przygotowywał tor pod swojego konkretnego żużlowca, który miał startować w następnym wyścigu. I trzeba zaznaczyć, że zawsze był to tor regulaminowy.
Praca trenerska w Czerkiesku
Można tylko gdybać, ile jeszcze "perełek" wyłowiłby Wasilij Diwakow w Daugavpils, gdyby nie skuszono go znacznie lepszym kontraktem w Czerkiesku, na północnym Kaukazie. Rozpoczął tam pracę w 1984 roku, a historia z Daugavpils powtórzyła się. Miejscowa drużyna - Cementnik awansowała do ekstraklasy, a wśród najgłośniejszych wychowanków Diwakowa z Czerkieska są tacy żużlowcy jak Konstatnin Swinkin, Roman Kaszirin i Rusłan Kowal.
W Daugavpils z dużym zainteresowaniem oczekiwano starć z Cementnikiem, który zazwyczaj był srogo "lany". Z drugiej strony podobne lanie czekało Lokomotiv na wyjeździe.
Powrót do domu
Wraz z rozpadem ZSRR, żużel w Czerkiesku zaczął gasnąć, a Diwakow wrócił do Daugavpils. Trenerem Lokomotivu był wtedy Walerij Sokołow i radził sobie całkiem nieźle. Diwakow skupił się na przygotowywaniu młodzieży. I znów sypnęło nazwiskami młodych, utalentowanych zawodników, takich jak Kjastas Puodżuks, Aleksandr Iwanow, Maksim Andriejew, bracia Leonid i Witalij Paura czy Denis Popowicz.
Kjastas Puodżuks bardzo ciepło wspomina pracę z Diwakowem. Opowiada, że chociaż miał opinię twardego trenera, bez zbytnich sentymentów, to w rzeczywistości był bardzo wrażliwym i cierpliwym człowiekiem. I wydaje się, że oba punkty widzenia są prawdziwe. Bo z jednej strony jeszcze pod koniec lat 70-tych z lekkiej ręki Iwana Rybnikowa - starszego brata Władimira Rybnikowa, Diwakow zdobył przezwisko - "Pinochet". A z drugiej strony autor tego artykułu był naocznym świadkiem, jak Diwakow po zakończeniu treningu z grupą młodych żużlowców jeszcze przez dwie godziny pracował z nastoletnim Kjastasem Puodżuksem. Przygotowanie jednej ze ścieżek toru, rozmowa z młodzikiem, start, wykonanie zadania, rozmowa z wyciągnięciem wniosków. Potem przygotowanie innej ścieżki i cały schemat od nowa. I tak przez dwie godziny.
Szukamy współpracowników! Dołącz do redakcji żużlowej WP SportoweFakty! -->>
Po zakończeniu pracy w Czerkiesku Diwakow nie został tam w pełni rozliczony. Pozostały względem niego spore zaległości, a szanse na odzyskanie pieniędzy były iluzoryczne. Na jaki pomysł wpadł więc Diwakow? Wczesną wiosną, kiedy na torze w Daugavpils jeszcze leżał śnieg, wsiadł z jednym z juniorów do busa i pojechał do południowego Czerkiesku na treningi, a w ramach rekompensaty za utracone środki przywiózł do Daugavpils pozostałości po żużlu w Czerkiesku. Motocykle, silniki i części zamienne.
Odpoczynek. A może jeszcze nie?
Od ponad 20 lat Wasilij Diwakow jest na zasłużonej emeryturze. Zawsze jest obecny na wszystkich zawodach w mieście, chętnie rozmawia z kibicami. Absolutnie nie wygląda na swoje 86 lat. Ma jasny umysł i jest w świetnej kondycji. Od czasu do czasu zadaje sobie i rozmówcom retoryczne pytanie - a może by tak zabrać się za jakiegoś adepta szkółki i zrobić z niego dobrego żużlowca?
Zobacz także:
- Przygotowuje tor 50-letnim wrakiem. Chciałby otrzymać medal zdobyty z Apatorem
- Ze złamaną stopą zdobył 14 punktów i utrzymał drużynę w lidze. Po jego śmierci w mieście zawrzało