Żużel. Jako dziecko cudem przeżył zasadzkę Gestapo. Wybrał sport, by zapomnieć o traumie

PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu od lewej: Stefan Kwoczała , Stanisław Rurarz i Jerzy Kulej
PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu od lewej: Stefan Kwoczała , Stanisław Rurarz i Jerzy Kulej

Stanisław Rurarz jako dziecko przeżył traumatyczne chwile. Widział Niemców zaciągających jego wujka do lasu, a on sam cudem przeżył zasadzkę Gestapo. Na sport zdecydował się po to, by zapomnieć o przeszłości. Został legendą Włókniarza Częstochowa.

2 stycznia Stanisław Rurarz obchodzi 87. urodziny. Nestor polskiego żużla karierę zakończył ponad 50 lat temu, ale kibice w Częstochowie wciąż darzą go wielką sympatią. Choć karierę rozpoczynał w Stali Gorzów, to jednak szybko zmienił klub. Przeniósł się do Stali Świętochłowice, a w 1959 roku trafił do Włókniarza Częstochowa. I dzięki temu żużlowy świat o nim usłyszał.

Trauma z dzieciństwa

Rurarz na sport zdecydował się głównie z jednego powodu. Chciał zapomnieć o traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Jako siedmiolatek cudem przeżył zasadzkę Gestapo urządzoną w jego rodzinnej wsi. Polowano na oddział, w którym byli jego bliscy. To jednak nie koniec koszmarnych historii.

ZOBACZ Zmarzlik wskazał żużlowców, których najbardziej ceni. W gronie dwóch Duńczyków!

W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" wspominał, jak na własne oczy widział Niemców zaciągających jego wujka do lasu, skąd następnie słychać było strzały. Można się łatwo domyślić, co stało się z wujkiem. Widział też, jak jedna z młodych dziewczyn została spalona żywcem.

Z kolei po wojnie jego rodzice zostali uznani za żołnierzy wyklętych, a to w komunistycznej Polsce było ogromne brzemię. Ojciec został skazany na śmierć, ale wyrok ostatecznie zamieniono na 15 lat pozbawienia wolności. Wyjścia z więzienia ojciec Rurarza nie doczekał. Zmarł wycieńczony chorobami. O tym wszystkim chciał zapomnieć właśnie dzięki sportowi.

Legenda Włókniarza

Rurarz w 1959 roku trafił do Włókniarza i w pierwszym sezonie wywalczył z klubem tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Został legendą, którą do dzisiaj wspominają kibice. Swoje życie już na zawsze związał z Częstochową. Tytuł był nagrodą za wszystkie lata, w których poświęcił się sportowi.

Jednak wcale nie było pewne, że trafi do Włókniarza. Rurarz miał bowiem startować dla Gwardii Bydgoszcz, ustalił już nawet warunki. Wtedy do gry wkroczyli częstochowianie, a władze Gwardii w trakcie negocjacji groziły nawet użyciem broni. Nic to nie dało, gdyż działacze Włókniarza dogadali się z klubem ze Świętochłowic i posiadali kartę zawodnika. Broń tak szybko, jak trafiła na stół, tak szybko z niego zniknęła.

Rurarz był liderem z prawdziwego zdarzenia. Zawsze można było na nim polegać. Wtedy zawodnicy tworzyli jedną wielką rodzinę, która spotykała się nie tylko na meczach i treningach. Fani długo wspominali, jak na częstochowskim torze wraz z Wiktorem Jastrzębskim pokonał legendarnych Barry'ego Briggsa i Ivana Maugera.

- Człowiek o tym nie myślał z kim jedzie. Mnie się wydaje, nie ubliżając obecnym zawodnikom, że kiedyś żużlowcy mieli więcej ambicji niż dzisiaj. Obecnie każdy na siebie i swoje kości uważa, kalkuluje czy mu się opłaca. Kiedyś tak nie było. Zwycięstwo było ważniejsze. Za własne ciężko zarobione pieniądze kupowaliśmy części w Anglii, wkładaliśmy je w nasz sprzęt po to, by mieć wynik - wspominał podczas spotkania z kibicami w Częstochowie.

W 1971 roku zakończył karierę. Postawił na rodzinę. Pozostał jednak wierny Częstochowie. Tu prowadził interesy, a w latach dziewięćdziesiątych otworzył w mieście salon Opla. Wtedy tłumy ciągnęły, by kupić samochód od legendy Włókniarza. Wciąż kibicuje i wspiera klub. Speedway nadal jest w jego sercu. Zagrał nawet w filmie "Żużel", gdzie był sprawozdawcą.

Czytaj także:
Koledzy z toru o wyborze Pedersena na menadżera kadry. "Może być tylko inspiracją dla czołówki"
Źle się dzieje w Zdunek Wybrzeżu? Legenda mówi o czytelnych sygnałach

Źródło artykułu: WP SportoweFakty