Żużel. Paweł Trześniewski: Odejdę z ROW-u lub zakończę karierę [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Paweł Trześniewski
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Paweł Trześniewski

- Opcje są dwie: nowe otoczenie lub zakończenie kariery. Zmiana klubu jest konieczna, bo w tym momencie nie widzę szans na dalszą współpracę z ROW-em - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Paweł Trześniewski.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Od kilku tygodni media rozpisują się na temat pana przyszłości. Co ma pan w tej sprawie do powiedzenia?[/b]

Paweł Trześniewski, junior ROW-u Rybnik: Nie będę owijać w bawełnę i chętnie wszystko bardzo dokładnie wyjaśnię, by przeciąć spekulacje. Kluczowa kwestia jest taka, że chcę się rozwijać sportowo. Żeby ten cel osiągnąć postanowiłem zmienić klub i odejść z Rybnika. Wydaje mi się, że to jedyna droga, jaka mi pozostała. Chcę w siebie zainwestować i być coraz lepszym zawodnikiem.

Dlaczego zmiana klubu to jedyna słuszna droga?

Dojrzewałem do tego bardzo długo. To nie jest pomysł, który nagle pojawił się w mojej głowie. To nie tak, że nagle chciałem wszystko i wszystkich zostawić, bo wymyśliłem sobie jakieś nowe miejsce. Moje stanowisko to efekt dotychczasowych długich rozmów z ROW-em Rybnik i wniosków po tych rozmowach. W tym momencie nie widzę szans na naszą dalszą współpracę. Dla mnie ona po prostu nie ma sensu, bo klub blokuje mój rozwój. Wielokrotnie sygnalizowałem prezesowi, jakie mam realne potrzeby. Niestety, przez bardzo długi czas nie byłem w stanie dojść do porozumienia z Krzysztofem Mrozkiem w zakresie warunków naszej współpracy na kolejny sezon. Krótko mówiąc, propozycja dotycząca aneksowania mojego dotychczasowego kontraktu nie była dla mnie satysfakcjonująca. Wygląda na to, że ROW naprawdę nie jest w stanie mnie odpowiednio wesprzeć, czego najlepszym dowodem są moje tegoroczne doświadczenia. Teraz wiem, że podpisując swój pierwszy profesjonalny kontrakt z klubem zgodziłem się na warunki, które tak naprawdę niewiele mi gwarantowały. Nie zabezpieczały mnie ani sprzętowo, ani finansowo, tak bym mógł sam zainwestować w swój rozwój. Po prostu wtedy popełniłem błąd i przekonałem się, że aby w ogóle istnieć w żużlowym świecie muszę do tego sportu dokładać takie sumy, na jakie mnie i mojej rodziny nie stać. A ta brutalna prawda doprowadziła do tego, że być może będę musiał zapomnieć o żużlu i zakończyć karierę.

ZOBACZ Trener rozchwytywany jak renomowany zawodnik. Mówi, kiedy wszystko powinno się wyjaśnić

Co to znaczy, że musiał pan dokładać do żużla sumy, na które pana i rodziny nie stać?

To znaczy, że rodzice musieli wziąć w tym roku kredyt, by finansować moją jazdę na żużlu. Jednak dłużej tak być nie może, bo wprawdzie we mnie wierzą, ale ich zasoby też się kończą. W związku z tym przedstawiłem prezesowi Mrozkowi naprawdę racjonalne potrzeby i na tej podstawie zaproponowałem warunki dalszej współpracy, dzięki którym mógłbym się rozwijać jako sportowiec. Warto zaznaczyć, że w tym roku środki, które otrzymałem z klubu, wystarczyły mi dosłownie na dwa podwozia, a potrzeb jest przecież znacznie więcej, bo trzeba kupić silniki i wydać na inne części, serwisy, team, logistykę. Dobrze, że udało mi się wypożyczyć z ROW-u dwa silniki, bo bez tego byłoby już naprawdę trudno i nie mógłbym wyjechać na tor. Trudno jednak myśleć o przyszłości, gdy z punktówki nie jestem w stanie nawet zakupić opon.

Wróćmy jednak do tego, jak przebiegały pana rozmowy z ROW-em Rybnik o warunkach współpracy na kolejny sezon.

Te rozmowy od początku nie szły w dobrym kierunku. Prezes większość moich sugestii od razu odrzucił. Nie znaleźliśmy kompromisu. Czułem, że nie jestem traktowany poważnie. Wcześniej byłem naprawdę lojalny wobec mojego klubu, bo zainteresowanie moimi usługami pojawiało się wielokrotnie. Wszystkim jednak mówiłem, że najpierw będę rozmawiać z ROW-em i że odezwę się dopiero, jeśli coś pójdzie nie tak. To nie jest zatem tak, że postanowiłem stąd nagle uciec. Wiem gdzie zaczynałem, gdzie stawiałem pierwsze żużlowe kroki i to po prostu szanuję.

Jak zareagował prezes, kiedy oznajmił mu pan, że chce odejść?

Po nieudanych negocjacjach byłem pod ścianą. Powiedziałem wtedy prezesowi prosto z mostu, że mi na zmianie klubu bardzo zależy, ale od razu byłem blokowany i tak jest do tej pory. W związku z tym już na początku października wystosowałem pismo o rozwiązanie kontraktu. Argumentowałem to w prosty i prawdziwy sposób - przy obecnych warunkach nie ma szans, bym skutecznie walczył nawet ze swoimi rówieśnikami. Mojej rodziny nie stać, by w ten sposób bawić się w żużel. Jedyną drogą jest zatem dla mnie nowe otoczenie lub zakończenie kariery, choć słowo kariera to chyba za dużo powiedziane, bo mam 17 lat i cały czas się uczę. Dopiero staram się rozwijać.

Dogadał się pan już z innym klubem?

Jak już powiedziałem, wcześniej miałem nieoficjalne zapytania o plany na przyszłość, ale wszystkim mówiłem, że pierwszeństwo mają rozmowy z ROW-em. W Rybniku też wiedzieli, że inne kluby mnie chcą. Moja lojalność jednak nic nie zmieniła. Prezes Mrozek w ogóle nie chciał rozmawiać ze mną o lepszych warunkach. To stawało się coraz bardziej przygnębiające, więc zacząłem szukać innego miejsca dla siebie i dokonałem wyboru.

Gdzie chce pan w takim razie startować?

Po tym, jak nie mogłem dogadać się z ROW-em, zwróciłem się do Sparty Wrocław i zapytałem, czy są zainteresowani moimi usługami. Udało nam się osiągnąć kompromis. Bardzo fajnie do tego podeszli, mimo że przecież podejmują jakieś ryzyko. Uważam, że to jest dla mnie optymalny wybór. W tej chwili sprawa jest dość prosta. Przejdę do Wrocławia lub zakończę karierę. Okno transferowe za mną, a ja jestem w tym samym miejscu. Nie tak sobie wyobrażałem te ostatnie dni. Trudno. Teraz może być dużo ciężej. Przez moment byłem optymistą, teraz coraz częściej myślę, że nic z moich planów nie wyjdzie.

Domyślam się jednak, że transfer do Wrocławia to skomplikowana sprawa.

Tak i jestem prawie przekonany, że chodzi o cenę za mój transfer. Jestem niemal pewny, że nikt tyle za mnie nie da.

Jaka to zatem kwota?

ROW oczekuje za mnie 800 tysięcy złotych - taka padła już przecież publicznie suma. Kiedy usłyszałem o tej kwocie, to aż zrobiło mi się gorąco. Musiałem usiąść i ochłonąć. Ja naprawdę nie chcę sam siebie nisko oceniać. Pewnie powinienem się z jednej strony cieszyć, że mój klub tak wycenia moją wartość. Jednak z drugiej strony nie żyję na księżycu, a ta kwota wydaje się jak z księżyca. A co to oznacza? Nie mam szans na odejście z Rybnika, bo kto zgodzi się na takie warunki transferu? Na razie chętni nie ustawili się w kolejce. Poza tym na spokojnie zastanowiłem się, ile zainwestował we mnie klub.

I co panu wyszło?

Jeśli mówimy o ekwiwalencie, to uważam, że cena powinna być trzy, cztery razy niższa. Prezes wyliczył jednak ekwiwalent po swojemu. Zapewne miał jakieś powody, ale ja ich nie znam i nie rozumiem. Moim zdaniem nie są to uzasadnione kalkulacje, bo od małego wiele rzeczy było wyłącznie po stronie mojej i rodziców. Przecież ja sam organizowałem sobie sprzęt. Nie mówię, że ROW nie dał kompletnie nic, ale na pewno nie zainwestował we mnie pieniędzy, które byłyby uzasadnieniem 800 tysięcy złotych za transfer. Ja nawet jako szkółkowicz jeździłem na swoim sprzęcie. Dopiero w tym roku dostałem kwotę na przygotowanie, której zdradzić nie mogę, ale już wcześniej powiedziałem panu, na co ona wystarczyła. Poza tym do tego doszły dwa pożyczone silniki, które już zwróciłem do klubu i drobne części, które pobierałem z klubowego magazynu. Wszystko jest udokumentowane i można to policzyć.

Mówi pan, że jest zdecydowany na Betard Spartę Wrocław. A co zrobi pan, jeśli pojawią się lepsze warunki ze strony ROW-u Rybnik?

Po tym wszystkim, nerwach, niepotrzebnych przepychankach, braku zrozumienia, podjąłem już decyzję. Temat jest dla mnie zakończony i nie sądzę, że jest powrót do naszych rozmów. Ja naprawdę chciałem dojść do porozumienia z rybnickim klubem i długo na to czekałem. Byłem też bardzo lojalny. To nie było tak, że mi się tutaj nie podobało i postanowiłem uciekać. To wszystko długo we mnie narastało, a ja konsekwentnie prosiłem o wsparcie, którego nie dostałem. Nikt nawet nie przedstawił mi w klubie pomysłu na mój rozwój i dalszą ścieżkę kariery. To może zdołować. Nie pojawiła się nawet nadzieja, że to może się zmienić, więc nie ma sensu się dłużej oszukiwać. Zmiana klubu jest konieczna.

Przygotowuje się pan w ogóle do nowego sezonu, czy na razie czeka pan na rozwój wydarzeń?

Jestem aktywny fizycznie przez cały rok, więc nic się nie zmienia. Przygotowania trwają, ale nie ukrywam, że jest dziwnie. Nie jest łatwo, bo temat klubu siedzi mi w głowie. To nic fajnego być w takim rozkroku. Pozostaje mi jednak oczekiwać na rozwój sytuacji. Trochę jeszcze we mnie wiary i optymizmu zostało. Wspierają mnie najbliżsi, ale nie wiem czy sam wierzę w dobre zakończenie tej sytuacji. Obawiam się, że będę musiał dać sobie spokój ze speedwayem.

Wywiad autoryzowany. Jego treść została zaakceptowana przez Pawła Trześniewskiego.

Zobacz także:
Witkowski mówi o KSM
Co dalej z karierą Gruchalskiego?

Źródło artykułu: