Żużel. Jubileusz do zapomnienia. "Najlepsi wyglądali jak żółtodzioby"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen

Jubileusz 20-lecia Grand Prix w Cardiff nie będzie zbyt dobrze zapamiętany. Choć Brytyjczycy cieszą się ze zwycięstwa Daniela Bewleya, to głównym tematem był tor. Mikkel Michelsen ocenił, że przez zły stan nawierzchni wielu wyglądało jak nowicjusze.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Konrad Mazur, WP SportoweFakty: Jesteśmy świeżo po Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff. To były trudne zawody dla każdego obecnego na tym stadionie ze względu na upały czy trudny tor. Jak oceniasz swój wynik na Principality Stadium?[/b]

Mikkel Michelsen, reprezentant Danii, żużlowiec Motoru Lublin: Nie oceniam tego jako coś, co wyszło dobrze albo źle. Oczywiście celem minimum na każde Grand Prix to półfinał, a potem zobaczymy jak sytuacja się ułoży. Doszedłem do półfinału, ale trochę ruszyłem się pod taśmą, przespałem delikatnie start przez, co wyścig właściwie mi odjechał. Próbowałem walczyć, ale nie udało się. Nie było idealnie, ale warunki na torze były trudne.

To miało być wielkie święto, jubileusz 20-lecia w Cardiff, ale znów tematem głównym jest przygotowanie toru, a mijanek było naprawdę mało. To nie powinno tak wyglądać. 

Wiesz, po trochu czuje się tak, jakby osoby odpowiedzialne za organizację cyklu, nie słuchały zawodników. Mówiliśmy to już w piątek po treningu, że tor wymaga konkretnych prac. Wyszły problemy podczas zawodów, co widzieliśmy. Tor nie był doskonały, ale był bardzo dziwny. Podczas GP było na pewno gorzej niż na treningu. Jednak dla każdego tor był taki sam.

W trzynastym wyścigu zostałeś wykluczony po sytuacji stykowej z Jasonem Doyle'em. Widzieliśmy, że rozmawiałeś z sędzią po jego decyzji. Co chciałeś wytłumaczyć sędziemu?

To ja chciałem dostać wyjaśnienia w tej kwestii. Naprawdę nie rozumiałem tego. Jeździmy na motocyklach żużlowych i nie mamy hamulca jak w rowerach. Wyszedłem z pierwszego łuku, Jason obrał inny tor jazdy, a ja musiałem trzymać swój. Podniosło go, zbliżył się do bandy i wrócił do jazdy. Nie mogłem nic zrobić innego niż złożyć się w łuk, nie miałem tam hamulca, by się zatrzymać. Byłem z przodu, nie mogłem nic innego zrobić. Jedyne do czego byłem zdolny, to skręcić w lewo. Jest co jest, ale to typowe dla tego sędziego.

ZOBACZ WIDEO Śmiała teoria Jerzego Kanclerza: Polonię w PGE Ekstralidze będzie stać na awans do play-off

Da się wyciągnąć jakieś pozytywy tego wieczoru?

Niezbyt dużo. Pierwszy raz w Cardiff. Szkoda, że było mniej ludzi niż dotychczas, ale mamy okres wakacyjny. Na pewno byłoby lepiej widzieć ten stadion cały zapełniony. Na pewno chciałem doświadczyć tego samego, co w Warszawie, to było niesamowite, gdy ponad 50 tys. ludzi wiwatuje i krzyczy. Tutaj było może połowę tego, ale atmosfera była naprawdę dobra. Dało się to wyczuć, w tej kwestii podobało mi się. Awansowałem do półfinału, to się liczy, ale mogłoby być niewiele lepiej.

Nie wydaje ci się, że na tak ważne dla cyklu Grand Prix wydarzenie jak 20-lecie Cardiff powinno być uczczone znacznie lepszym torem i znakomitym ściganiem, a na tapecie mamy po raz kolejny stan nawierzchni. Wnioski znów nie zostały wyciągnięte?

Grand Prix powinno pokazywać wysoki standard. Być przykładem dla innych lig i pozostałych zawodów. Wielka szkoda tego, co widzieliśmy. Wiele ludzi przybyło z bardzo daleka, by tutaj świętować 20-lecie Cardiff, to wyjątkowe wydarzenie. Sprowadzono legendy tego sportu, by cieszyć się z tej pięknej rocznicy. To trochę denerwujące, ale musieliśmy zaakceptować stan tego toru. Tak jak wcześniej mówiłem, było tak samo dla każdego. Ostatnie cztery wyścigi przed półfinałami nawierzchnia była w bardzo złym stanie. Najlepsi zawodnicy świata wyglądali jak żółtodzioby, debiutanci, jakbyśmy nie wiedzieli, co robić. Czapki z głów jednak, że udało się ten tor poprawić przed półfinałami, co powinno być wykonane znacznie wcześniej, a nie na ostatnią chwilę.

Wracając do kwestii toru. Niektórym z pewnością przypomniało się pierwsze GP w Warszawie, gdzie tor też był bardzo trudny. Masz wrażenie, że jest problem z czasowymi torami?

Zdaje sobie sprawę, że trzeba wykonać tutaj wiele pracy, by to odpowiednio ułożyć. Nie mówię, że wszystkie rundy powinny odbywać się w Polsce, ale są w Europie tory, które będą bardzo dobre. Może to nie są wielkie stadiony, bez możliwości dużego zarobku, bo nie będzie tam wielkiej publiki, ale po tym co widzieliśmy, gra toczy się o to, by zachęcić jak najwięcej ludzi do oglądania dobrego ścigania. Ci ludzie nie chcą oglądać tylko wejścia w łuk i dojazdu do mety, ale walki w kontakcie i wspaniałych mijanek. Oczywiście w Cardiff było kilku zawodników, co czuło się dobrze, jak Daniel Bewley. Gratuluję mu szczerze świetnego wyniku i wygranej, ale dla większości to była walka o przetrwanie, nawet jadąc z przodu było trudno.

Odpadłeś w półfinale, więc ten wynik cieszy tylko częściowo. Ogólnie ten sezon w Grand Prix zacząłeś dobrze, jednak przyszły słabsze momenty. Hans Nielsen mówił, że przyczyną może być brak objeżdżenia na torach w Grand Prix. 

Oczywiście są nowe tory w cyklu, a też i takie, na których rzadko jeździmy, ale nie jest to dla mnie żadna wymówka. Jestem profesjonalistą, powinienem jeździć na każdej nawierzchni. Może nie skupiliśmy się na tym, co trzeba. W Pradze myślałem, żeby być jak najszybszym, a tam ważniejszy był start. Wygrałem jeden bieg, ale za późno się zorientowaliśmy. Teterow? Podobnie trudne warunki jak w Cardiff, też walka o przetrwanie. Motocykle, których używam na Polskę, Szwecję czy Danię, są dosyć mocne, agresywne, więc przy tak ciężkich warunkach jest trudno nad nimi zapanować. Co prawda mam przygotowany silnik, który jest na takie tory, gdzie nawierzchnia jest zła. Więcej winy znajduje się po mojej stronie. Nie chcę winić sprzętu, bo jest silniki, motocykle są przygotowane znakomicie, a moi mechanicy nad tym właśnie pracują ciężko. Muszę uwierzyć w siebie i więcej dać z siebie. Nic wielkiego nie zmieniałem przez ten czas, uważam, że to ja.

Masz znakomity sezon w PGE Ekstralidze. Jednak nie przekłada się to do końca na Grand Prix i jest gorzej? By walczyć o medale, potrzebujesz tej samej systematyczności, co masz w Polsce. 

To tak naprawdę mój pierwszy, oficjalny sezon w Grand Prix. Wcześniej startowałem jako zastępstwo za Smolińskiego. Być może koncentracja jest nie w tym punkcie, może za dużo uwagi, za dużo ciśnienia nakładam na siebie, a po prostu trzeba do tego podejść jak do każdych zawodów. Więcej wyluzowania, a za dużo niepotrzebnej uwagi, która tylko szkodzi, a nie pomaga. W Cardiff zrobiony został mały krok do przodu. Są jeszcze cztery rundy i wierzę, że będzie dobrze.

Zapytam jeszcze o mistrzostwa świata, ale o Speedway of Nations. Pamiętam naszą rozmowę zaraz po waszym brązowym medalu w Manchesterze. Jasno deklarowałeś, że chcecie zdobyć złoto. Dania i Polska były faworytami, a skończyły bez miejsca na podium.

Nie mieliśmy żadnej przewagi w Vojens. Nie jeździliśmy tam zbyt często, nie zrobiliśmy treningów, nie mieliśmy takiej możliwości przez deszcz, przez inne spotkania. Myślę, że jeśli SoN odbywałby się w Polsce, to wówczas trenowaliby do bólu i powyciągali odpowiednie wnioski. Przewaga toru zniknęła, poza obecnością fanów. Nie byliśmy na tyle dobrzy, ten dzień nie należał do nas, także wyszło jak wyszło. SoN to jest coś ciekawego, ale uważam, że Drużynowy Puchar Świata ekscytuje nas bardziej i mam nadzieję, że za rok będzie we Wrocławiu prawdziwe widowisko.

Zobacz także:
Problemy zdrowotne Tai'a Woffindena. Nie dokończył turnieju GP w Cardiff
Bartosz Zmarzlik coraz bliżej mistrzostwa świata! Klasyfikacja generalna cyklu Grand Prix

Komentarze (0)