W tym sezonie kluby eWinner 1. Ligi rywalizują nie tylko na torze o punkty do ligowej tabeli, ale także walczyły w klubowych gabinetach o to, by dokonać sensownych wzmocnień, kiedy wymagała tego potrzeba. Najbardziej łakomymi kąskami byli Nicolai Klindt (Arged Malesa Ostrów) oraz Timo Lahti (H.Skrzydlewska Orzeł Łódź).
Duńczyk i Fin na brak ofert nie narzekali. Ostatecznie pierwszy z nich wylądował na południu kraju (ROW Rybnik), a drugi nad morzem (Zdunek Wybrzeże Gdańsk).
Marian Maślanka, były prezes Włókniarza Częstochowa nie ukrywa, że ściągnięcie Lahtiego do drużyny Eryka Jóźwiaka mocno odmieniło drużynę.
ZOBACZ WIDEO Takiego Hampela nie było od lat. Zdradził co zadecydowało o dobrych wynikach. Nie tylko sprzęt!
- Nie tylko podniósł jej poziom sportowy, ale także dodał pewności innym zawodnikom. Pod względem mentalnym zyskali wszyscy, a zwłaszcza Adrian Gała, który poczynił duży progres. Oczywiście, nie można zapominać o zasługach Rasmusa Jensena, który jest w życiowej formie, ale bez Timo Lahtiego sytuacja gdańszczan byłaby zdecydowanie trudniejsza - powiedział w rozmowie z serwisem polskizuzel.pl.
Maślanka nie ukrywa, że Zdunek Wybrzeże trafiło w dziesiątkę z Timo Lahtim. Tym bardziej, kiedy spojrzy się w ligowe statystyki i porówna się je z wynikami osiąganymi przez Klindta. Obu zawodników dzieli 0,4 punktu na bieg, co sprawia, że Fin sklasyfikowany jest tuż za TOP 5, a Duńczyk dopiero na końcu drugiej dziesiątki.
- Przecież w tym sezonie był taki moment, że trzy kluby eWinner 1. Ligi szukały wzmocnień i rozmawiały z tymi samymi zawodnikami. W tym gronie byli między innymi Timo Lahit i Nicolai Klindt. Wtedy nie było oczywiste, kto będzie najlepszą opcją. Niektórzy twierdzili nawet, że wyższy poziom gwarantuje Duńczyk - zauważa były prezes.
Czytaj także:
Buczkowski pewniakiem do jazdy w elicie
Po tym upadku wszyscy zamarli. Motocykl rywala zerwał mu kask z głowy