Informację, że 27 czerwca kluby mają rozmawiać z PGE Ekstraligą o powrocie KSM, próbowaliśmy potwierdzić u władz ligi. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że głównym tematem spotkania będą sprawy spółkowe, a nie regulaminowe, ale luźna dyskusja nad KSM faktycznie może mieć miejsce.
Wielu prezesów jest jednak przekonanych, że szanse na powrót KSM są większe niż w poprzednich latach, kiedy również toczyły się takie dyskusje.
- Jestem pewny, że niestety zmierzamy w tym kierunku. To naprawdę może się tym razem wydarzyć - mówi nam Krzysztof Cegielski, który od lat jest zagorzałym przeciwnikiem KSM. Jego zdaniem powrót do sztucznych regulacji byłby naprawdę smutnym dniem w historii PGE Ekstraligi.
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Thomsen, Pludra i Bellego gośćmi Musiała
Pomoc dla beniaminka kosztem wielu absurdów
Głównym motywem wprowadzania limitów ma być troska o beniaminka, który jest bezradny na rynku transferowym. Przykład? Arged Malesa Ostrów po awansie nie miała zbyt dużego pola manewru. W efekcie przegrywa mecz za meczem i jest niemal przesądzone, że spadnie do eWinner 1. Ligi.
- Zwolennicy KSM mówią na każdym kroku o pomocy jednemu klubowi. Jest nim beniaminek. Kompletnie nie przeszkadza im jednak, że uderzą w ten sposób w innych, a to nie jest sprawiedliwe. Ja jestem za tym, żeby w sporcie było jak najwięcej sportu, a nie sztucznych zapisów, bo one go psują. To pogrążyło inne kraje. Uczestniczyłem w tym w rozgrywkach Anglii i Szwecji. Wprowadzano wtedy KSM, limity, obostrzenia i to doprowadziło do tragedii. Przypomnę też, że mamy już regulacje, które obniżają poziom. Zrobiliśmy ukłon w kierunku młodszych zawodników. To sprawia, że pojawiają się żużlowcy teoretycznie słabsi. Jeśli pójdziemy w to coraz głębiej, to kibice odczują, że nie dostają produktu premium. Będziemy równać ku słabszym bez gwarancji, że zrealizujemy nasze cele. Mam wrażenie, że tak chcemy pomóc jednemu klubowi, że nie przeszkadza nam to, że możemy uderzyć w całą ligę - zauważa Cegielski.
Poza tym zwolennicy KSM chcą, by mniej spotkań w PGE Ekstralidze miało jednostronny przebieg. Rzecz w tym, że doświadczenia z przeszłości zaprzeczają pod tym względem skuteczności KSM.
- KSM nie doprowadzi do mniejszej liczby jednostronnych meczów, bo nie osiągnęliśmy takiego efektu już w przeszłości. To wynika ze statystyk. Takich spotkań było tyle samo, gdy KSM obowiązywał i gdy go nie było - podkreśla Cegielski.
Zdaniem eksperta Canal+ będziemy mieć za to całe mnóstwo absurdów. - Przypisywanie zawodnikom cyfr z całą pewnością do nich doprowadzi. Poza tym takie sztuczne równanie poziomu rzadko ma przełożenie na to, co dzieje się w kolejnym sezonie. Przy okazji psuje atmosferę w drużynach i powoduje ich rozbijanie. Żużlowcy po świetnym sezonie często muszą zmienić klimat. Widziałem tak wiele złego w przypadku KSM, że nie potrafię być za. Można tłumaczyć, że da się go policzyć w bardziej sprawiedliwy sposób, by nie dochodziło do jego zbijania i innych oszustw, ale mnie to i tak nie przekonuje. To nadal będzie czymś sztucznym - wyjaśnia.
Największa choroba polskiego żużla
Krzysztof Cegielski uważa zresztą, że dyskusja nad powrotem KSM najlepiej pokazuje, na czym polega największa choroba polskiego żużla. - Wszystko chcemy naprawiać i regulować. Kiedy pojawiają się jednostronne wyniki lub gdy beniaminek spada z ligi, to natychmiast uaktywnia się jakaś dzika chęć wprowadzania zapisów, które to wyeliminują. Nigdy jednak nie osiągniemy efektu, bo na końcu jest to tylko sport. Dodam zresztą, że mi kilka wysokich wyników w sezonie zupełnie nie przeszkadza, bo to dzieje się w każdej dyscyplinie. Tam jednak nie ma takiej psychozy. Mam wrażenie, że gdyby przenieść żużlowe decyzje na grunt piłki nożnej, to nagle boiska stałyby się mniejsze, bramki byłyby rozmieszczone bliżej siebie, a do tego gralibyśmy większymi piłkami. Musimy zrozumieć, że wyrównane składy na papierze nie są gwarancją wyrównanych spotkań. A beniaminek? Można mu pomóc w inny sposób niż za pomocą KSM. Poza tym ja tylko przypomnę, że to nie Arged Malesa osiągnęła w tym roku najgorszy wynik meczu - zapewnia Cegielski.
Co zatem zrobić, by drużyna, która awansuje do PGE Ekstraligi, miała większe szanse, by w niej pozostać? Recepta wydaje się oczywista. - Jestem za tym, żeby liga składała się z 10 zespołów. Wtedy dojdzie do ciekawej walki na górze, ale także na dole. Wytypowanie spadkowicza stanie się zdecydowanie trudniejsze. Niestety, obawa o nieco większą liczbę meczów jednostronnych (co nie jest wcale takie pewne) przesłania nam szereg korzyści. A szkoda, bo na PGE Ekstraligę pod względem infrastrukturalnym jest gotowych coraz więcej klubów. To doskonały moment na taką decyzję - podsumowuje Cegielski.
Zobacz także:
Przemierza kraj w szczytnym celu
Krawczyk sięgnął po Brązowy Kask