Giermaziak jest pierwszym polskim kierowcą, który w powojennej historii wystartował w 24h Le Mans. 26-latek ma za sobą udział w wielu wyścigach długodystansowych oraz starty w serii Porsche Supercup, w której dwukrotnie wygrywał wyścigi.
WP SportoweFakty: Na czym polega specyfika wyścigów długodystansowych? Jaki prestiż mają Długodystansowe Mistrzostwa Świata (WEC), czyli seria, do której dołącza Robert Kubica?
Kuba Giermaziak: Trudno porównywać WEC na przykład do Formuły 1. Specyfiką WEC jest jeden, kulminacyjny punkt sezonu, którym jest 24-godzinny wyścig Le Mans. Wszyscy traktują pozostałe zawody, jako przygotowanie do Le Mans. Podobnie, jak choćby w lekkoatletyce, kiedy zawodnik trenuje do mistrzostw świata, a wszystkie inne starty mają pomóc w wypracowaniu optymalnej formy. W F1 rundy są równie ważne, ale pod względem prestiżu, WEC jest tuż za F1 w świecie wyścigów. W końcu królowa motorsportu jest tylko jedna.
Robert Kubica mówił, że szukał czegoś najbliższego Formule 1 i znalazł to właśnie w WEC. Gdzie są podobieństwa?
- Trudno znaleźć serię podobną do F1, bo tam jest wszystko, co najlepsze w motorsporcie. WEC nie ma się jednak czego wstydzić. Są tam zespoły fabryczne, koncerny samochodowe mocno inwestują w tę serię, co oznacza, że poziom jest bardzo wysoki. Robert pojedzie prototypem w kategorii LMP1, czyli samochodem, który tak jak bolid F1, tworzony jest wyłącznie z myślą o ściganiu. To nie jest maszyna przerobiona z samochodu cywilnego - auto LMP1 od początku do końca jest wyścigowym potworem. Jego osiągi są zbliżone do możliwości bolidu F1 i myślę, że to Robert miał na myśli. Wybrał najlepiej, jak mógł. Zarówno pod względem profesjonalizmu serii i zespołów, rywalizacji oraz emocji, WEC nie ma konkurencji po Formule 1.
[b]
Jakich trudności może spodziewać się Robert Kubica po wyścigach długodystansowych?[/b]
- Robert jest jednym z najinteligentniejszych kierowców na świecie, więc dostosowywanie się do nowych okoliczności przychodzi mu łatwiej niż innym. Najtrudniejsze na pewno będzie pogodzenie się z tym, że połowa sukcesu w długodystansowych wyścigach zależy od bezawaryjność auta. W WEC awarie to nic nadzwyczajnego. Kiedy jechałem w 24h Le Mans to przejeżdżałem więcej godzin niż podczas całego sezonu w Porsche Supercup. To pokazuje, jak bardzo obciążony jest samochód i ile musi wytrzymać. Kierowca musi się przygotować na to, że pomimo świetnej jazdy przez kilka godzin, tuż przed metą może zdarzyć się awaria, która zmarnuje całą pracę. W swojej karierze startowałem w wielu wyścigach 24-godzinnych i zawsze były jakieś problemy z autem. W WEC najlepsi zawodnicy wcale nie są najszybszymi kierowcami. Wygrywają ci, którzy najlepiej potrafią zarządzać tempem. Na szczęście Kubica uczy się bardzo szybko. Poza tym łatwiej jest poprosić szybkiego kierowcę o odpuszczenie o pięć procent, niż wymagać od wolniejszego zawodnika przyspieszenia o sekundę na okrążeniu.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje
Sama seria WEC jest przyjazna kibicom? Jak fani orientują się, co się dzieje, skoro wyścig trwa wiele godzin, a na torze w tym samym momencie znajdują się samochody różnych kategorii?
- WEC jest młodą, ale prężną serią. Rozwija się bardzo dynamicznie. Organizatorzy odważnie korzystają z nowych technologii, dzięki czemu telewizje są w stanie dużo lepiej i przystępniej pokazać wyścigi. Live timing, wyświetlane na samochodzie miejsce, które zajmuje kierowca, pozwala kibicom zrozumieć, co się dzieje na torze. Kiedyś już po kilkunastu minutach fani siedzieli na trybunach i nie wiedzieli na co patrzę. Nie mieli pojęcia, kto prowadzi, jeśli nie usłyszeli tego od spikera. Teraz jest o niebo lepiej, poza live timingiem, wyświetlaniem pozycji na autach, możemy oglądać onboardy, śledzić pit stopy. Przystępność WEC mocno wzrosła, a za tym popularność tej serii. Poza tym jest to cykl rangi mistrzostw świata, co automatycznie dodaje jej prestiżu i zapewnia rozgłos w mediach.
Perłą w koronie WEC jest 24-godzinny wyścig Le Mans. W Polsce niezbyt znany, ale na świecie to jedna z największych imprez motorsportowych. Co czeka tam Roberta Kubicę?
- W świecie wyścigów to wręcz historyczne wydarzenie. Kierowcy ścigają się na torze ulicznym, co nadaje niesamowitego klimatu. Poza tym, jak na wyścigi długodystansowe, jest to bardzo szybka runda. Około 70 proc. jedzie się z pełnym gazem. Najszybsze auta pokonują okrążenie grubo poniżej czterech minut. Podczas tygodnia wyścigowego 24h Le Mans przewija się ponad 400 tysięcy kibiców, a kilkaset milionów śledzi rywalizację w telewizji. Przed wyścigiem kierowcy biorą udział w wielkiej paradzie, kilkadziesiąt tysięcy kibiców wychodzi na ulice. Widok jest niesamowity, nie ma drugiego takiego wydarzenia na świecie.
Jak duże zagrożenie stwarza obecność na torze jednocześnie samochodów osiągających prędkość ponad 300 km/h i aut niższej klasy, dużo wolniejszych?
- Jest to duże niebezpieczeństwo, dlatego przed wyścigiem Le Mans każdy kierowca, który jeszcze nigdy tam nie jechał, obowiązkowo musi przejść specjalny test na symulatorze, za który trzeba zapłacić. Robert też będzie musiał zaliczyć taki egzamin. Podczas testu imitowany jest wirtualny ruch samochodów jeżdżących po torze i zawodnik musi udowodnić organizatorom, że wie jak się w takich warunkach zachować za kierownicą. Odpowiedzialność zawsze spoczywa na kierowcy w szybszym aucie, ale ze swojego doświadczenia wiem, że gorzej mają zawodnicy w wolniejszych autach, ponieważ do końca nie wiedzą, jak zachowa się szybszy kierowca, w którym momencie i miejscu będzie wyprzedzał.
Wyścig 24-godzinny musi być olbrzymim wysiłkiem dla kierowców. Jak zawodnicy regenerują się pomiędzy zmianami za kierownicą auta?
- Nie jest to łatwe, szczególnie dla kogoś, kto robi to po raz pierwszy. Emocje są tak wielkie, że w przerwie nie można zasnąć. Pomiędzy zmianami kierowca ma około trzy godzin na regenerację. Najpierw jest rozmowa z inżynierem, szybki prysznic i sen. Przed powrotem za kółko, trzeba być już godzinę wcześniej w garażu. 1-2 godziny snu mogą okazać się kluczowe dla formy w końcówce wyścigu. Wtedy zawodnik nie może być zmęczony, musi przyspieszyć i właśnie podczas ostatnich 2 godzin dać z siebie wszystko. W wyścigach długodystansowych mówimy, że pierwsze 22 godziny trzeba przetrwać, a prawdziwe ściganie zaczyna się podczas ostatnich dwóch godzin. Kluczowa jest cierpliwość i utrzymanie koncentracji.
Kubica wspomniał niedawno, że chętnie przetestowałby bolid F1, jeśli nadarzy się taka okazja. Testy F1 nie będą kolidowały ze startami w WEC?
- Jeśli Robert dostałby ofertę przetestowania bolidu F1, to na pewno nie byłoby problemu i nie przeszkadzałoby w startach w WEC. Trzymam kciuki, żeby Robert znów zasiadł za kierownicą bolidu F1, bo to mu pokaże, w którym miejscu się znajduje, jeśli chodzi o sprawność fizyczną i sprawdzi, jak zmieniły się samochody przez sześć lat od jego wypadku.
Kilka lat temu pan również miał oferty z zespołów F1. Dlaczego nic z tego nie wyszło?
- Nie mogę zdradzić nazw zespołów, ponieważ taką miałem klauzulę. Jednak nie były to topowe teamy, dlatego się na to nie zdecydowałem. Nie chciałem jeździć dla ekip, które były zainteresowane tylko tym, ile pieniędzy od sponsorów mogę przynieść. Nigdy nie chciałem trafić do F1 ze względu na zasobność portfela. Odmówiłem, chociaż moi sponsorzy byli gotowi wyłożyć odpowiednią sumę. Rola kierowcy płacącego za miejsce w bolidzie nie jest dla mnie. Według mnie to nieuczciwe.
Zobaczymy pana w tym sezonie w wyścigach długodystansowych?
- Nie ukrywam, że moim głównym celem jest to, aby w Le Mans pojechało dwóch polskich kierowców i na tym się teraz koncentruję. Chcę w tym roku startować w wyścigach długodystansowych, nie tylko w Europie. Celuję w auta z kategorii LMP2. Do końca lutego powinno się wszystko wyjaśnić.
Rozmawiał Maciej Rowiński