Aleksandra i Natalia Kałuckie urodziły się jako wcześniaczki, a lekarze nie dawali bliźniaczkom dużych szans na samodzielne życie. Ostatecznie jednak nawet brak dobrego widzenia w jednym oku nie przeszkodził im nie tylko w normalnym życiu, ale nawet w sięganiu po najważniejsze tytuły we wspinaczce sportowej. Natalia może mówić o pechu, bo choć do tej pory odnosiła większe sukcesy niż jej bliźniaczka, to na igrzyska nie zdołała się zakwalifikować. 22-latka opowiada o swoim najtrudniejszym sezonie w karierze.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Możesz mówić o sobie jako o jednej z największych na świecie ofiar limitów krajowych, bo choć masz tytuł mistrzyni świata, wygrywałaś Puchar Świata, to na igrzyska nie pojechałaś tylko dlatego, że miałaś jeszcze mocniejsze rywalki u siebie w kraju. Domyślam się, że musisz być wściekła na przepisy.
Natalia Kałucka, mistrzyni Europy we wspinaczce sportowej: Igrzyska to przede wszystkim widowisko i potrafię zrozumieć, że nikt nie chce doprowadzić do tego, że walka o medale będzie rozstrzygała się w gronie zawodniczek z jednego kraju. Ale oczywiście, że brak kwalifikacji na igrzyska był dla mnie przygnębiający. Bardzo chciałabym, żeby przed igrzyskami w Los Angeles sprawdziły się plotki o poszerzeniu wspinaczki sportowej o rywalizację drużynową.
Minionego roku nie zapamiętasz najlepiej, bo przez limity krajowe zamiast spełniać marzenia na igrzyskach, musiałaś obserwować rywalki jako kibicka. Który moment był najtrudniejszy?
Chyba do końca życia zapamiętam pustkę, jaką czułam, gdy obserwowałam wyścig mojej siostry w decydującym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. Na pierwszych zawodach byłam lepsza od Oli, ale na kolejnych w Budapeszcie popełniłam gigantyczny błąd już w pierwszej rundzie i odpadłam z rywalizacji. Ola musiała wejść do ósemki, by przeskoczyć mnie w rankingu i mieć pewną kwalifikację na igrzyska. Nigdy w życiu nie czułam się tak dziwnie.
W jednej chwili straciłaś szansę na wyjazd na igrzyska, a jednocześnie siostra spełniła marzenia.
To był pierwszy moment w życiu, gdy nie wiedziałam, czy mam kibicować swojej siostrze. Stałam pod ścianą, czułam totalną pustkę i po prostu czekałam, co się wydarzy. Ostatecznie Ola wygrała, a ja już wiedziałam, że igrzyska w Paryżu nie są dla mnie.
ZOBACZ WIDEO: Dostał na serwetce adres. Pojechał na Targówek i szok. "Był prawidłowy"
Jak wyglądał wtedy wspólny powrót do hotelu?
Gdy wracałyśmy, Ola okazała mi wiele empatii i widziałam, że nie potrafi się cieszyć swoim sukcesem. Już wcześniej wiedziałyśmy jednak, że tylko jedna wróci z tych zawodów szczęśliwa, a dla drugiej będzie to wielka porażka. To nie był pierwszy raz, gdy jedna była radosna, a druga smutna, ale choć mamy już trochę doświadczenia w takich sytuacjach, to tym razem skala wydarzenia była zupełnie inna.
Jak mocno przeżyłaś porażkę?
Było dużo smutku, dużo łez, ale w ogóle się tego nie wstydzę. Przez ponad tydzień opłakiwałam straconą szansę. Przecież wyjazdem na igrzyska w Paryżu żyłam tak naprawdę dwa lata i nagle straciłam sens tego wszystkiego. Na szczęście na mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata Polska ma obecnie cztery miejsca, więc ten problem pojawi się najwcześniej za trzy lata. Zresztą tuż po igrzyskach wykorzystałam swoją szansę i zgarnęłam "nagrodę pocieszenia", czyli zostałam mistrzynią Europy.
Tuż po igrzyskach w Paryżu twoja siostra wyprowadziła się do Edynburga, gdzie studiuje matematykę. Czy to pierwsza tak poważna rozłąka w waszym życiu?
Ola wyprowadziła się do Szkocji, ale tak naprawdę wciąż widujemy się bardzo regularnie. Najdłuższa przerwa od siostry trwała trzy tygodnie, bo Ola miała ważne egzaminy. Choć ja zostałam w Polsce, to obecnie widujemy się co dwa tygodnie, a nawet co tydzień. Być może trenujemy mniej niż wcześniej, ale wciąż mamy regularny kontakt. W trakcie miesiąca często wychodzi tak, że połowę czasu spędzamy razem. Zresztą Ola w kwietniu kończy pierwszy etap studiów i potem znów będziemy spędzać ze sobą więcej czasu.
Nie myślałaś, by pojechać na studia razem z Olą?
Nauka zawsze była domeną mojej siostry, a ja od zawsze mam bardziej artystyczną duszę. Studiowałam na AWF-ie, a obecnie robię kurs trenera wspinaczki sportowej. Zresztą charakterologicznie jesteśmy zupełnie inne.
To która z was jest tą rozważniejszą?
Ola jest tą nerwową i to ja często muszę ją uspokajać. Przyznaję jednak, że czasem jej charakter przydaje się w sporcie, bo dzięki niemu jest bardziej zawzięta i agresywna podczas wspinaczki. W naszym duecie to ja częściej przypominam o konieczności odpoczynku i stopuję pomysły siostry. Nawet stresujemy się zupełnie inaczej. U Oli to przemienia się w chaos, przez co zdarzało jej się zapominać ważnych rzeczy na zawody.
Rozumiem, że wtedy to ty przychodziłaś jej z pomocą?
Zdarzało się tak kilka razy. Ole nie ma wtedy problemu, żeby sama podejść do mojego plecaka i grzebać w poszukiwaniu rzeczy, której ona zapomniała. Raz zapomniała na start uprzęży, a to przecież podstawowy przyrząd, bez którego nie da się startować. Tuż po moim starcie musiała do mnie podbiec, ściągnąć mi uprzęż i biec na swój start. To było jednak kilka lat temu. Teraz jest już dojrzalsza i nie robi aż takich przypałów.
Miniony rok pokazał, że twoja siostra choć jest zarazem najlepszą przyjaciółką, to także najpoważniejszą rywalką. Zdarzają się momenty, że przeszkadza ci to?
Ja akurat bardzo to lubię. Gdy rywalizujemy bezpośrednio ze sobą, to zawsze przed takim wyścigiem czuję znacznie większy luz. Wiem, że jeśli mi nie pójdzie, to chociaż moja siostra będzie miała wyższe miejsce. To mnie bardzo uspokaja. Zresztą nie osiągnęłabym tylu sukcesów, gdyby nie wsparcie Oli. Lubię z nią trenować, a to, że jesteśmy w tym razem, to nasza wielka siła, a nie przeszkoda.
Sukcesy siostry motywują do jeszcze większej pracy?
Genetycznie jesteśmy takie same, więc jeśli jedna jest w stanie coś zrobić, to druga automatycznie dostaje sygnał, że też jest w stanie tego dokonać. Medal Oli na igrzyskach w Paryżu potwierdził mi, że śmiało mogę marzyć o sukcesie na kolejnych igrzyskach. W ostatnich latach raz ja byłam lepsza, a raz Ola. Od początku tego roku czułam jednak, że Ola ma szansę ze mną wygrać. Ja czułam się przemęczona, a ona z każdym miesiącem była coraz lepsza.
Po igrzyskach i brązowym medalu cały splendor spadł na twoją siostrę, a ty pozostawałaś trochę na uboczu. Czy chociaż przez moment zazdrościłaś siostrze tego sukcesu?
Między nami nie ma zazdrości, bo w przeciwnym razie nie dałybyśmy rady tworzyć takiego zgranego teamu. Jestem największą fanką mojej siostry, a obie sporo już osiągnęłyśmy. Zresztą tuż przed startem zawodów w ogóle nie zazdrościłam Oli presji, bo sama byłam bardzo zestresowana.
Gdybyś pojechała na igrzyska w Paryżu, to myślisz, że byłaby szansa na polskie podium?
Dziewczyny z Polski pokazały na igrzyskach bardzo wysoki poziom i szczerze mówiąc nie wiem, czy byłabym w stanie wspinać się aż tak szybko. Pewnie byłaby szansa, ale na pewno nie jechałabym jako pewniak do medalu. Z drugiej strony wiem, że byłam lepsza niż wiele zawodniczek w Paryżu.
Obecnie oprócz ciebie mamy jeszcze dwie zawodniczki (Aleksandra Mirosław i Aleksandra Kałucka), które walczą o czołowe miejsca na świecie. Skąd wziął się fenomen wspinaczki sportowej w Polsce?
Wydaje mi się, że to był przypadek. Zresztą już teraz widać wyraźną dziurę w młodszych rocznikach, bo brakuje nam zdolnych juniorek, a za nami na razie nie ma nikogo, kto mógłby przedłużyć sukcesy. Naszą siłą jest to, że zaczęłyśmy uprawiać wspinaczkę, gdy nie był to jeszcze sport olimpijski. Od początku byłyśmy gotowe na duże poświęcenia, a naszym celem nigdy nie były pieniądze i sława. To wszystko przyszło do nas zupełnie niespodziewanie.
Jak to się stało, że trafiłaś do tego sportu?
Do wspinaczki sportowej trafiłam poprzez wspinaczkę na skałkach, gdzie bardziej od szybkości liczy się siła i technika. Nawet teraz zdarza mi się pojechać na skałki do Rożnowa, Jaskini Mamutowej, ale teraz robię to już totalnie dla relaksu. Wielu ludzi myli naszą dyscyplinę z alpinizmem, ale do tego zupełnie mnie nie ciągnie. Po prostu nie lubię zimna.
Czy wspinaczka sportowa jest już na tyle prestiżowym sportem, że można z tego żyć na wysokim poziomie?
Być może moje zdanie jest dość niepopularne, ale uważam, że polscy sportowcy nie mają na co narzekać, jeśli chodzi o pieniądze. W innych krajach wygląda to zupełnie inaczej, a nawet medale olimpijskie nie gwarantują wysokich nagród. Dziwię się, że nie wszyscy to doceniają. Przecież już miejsce w pierwszej ósemce gwarantuje wypłatę wysokiego stypendium. Do tego są dodatkowe programy, jak choćby Team Sto, stypendia wojewódzkie, wypłaty z wojska, klubów czy uczelni.
A jak wygląda to w waszym sporcie?
Gdy rozmawiam z zawodniczkami z innych krajów, to orientuję się, że u nas pod względem finansowym jest bosko. Mamy wszystko, czego potrzebujemy, a związek opłaca nam nie tylko przygotowania, ale także wyjazdy na wszystkie zawody. W każdych zawodach Pucharu Świata nagrody pieniężne otrzymuje najlepsza ósemka. Zwycięzca dostaje trzy tysiące euro. Mamy sporo okazji do zarobienia pieniędzy, jak choćby Neom Games w Arabii Saudyjskiej, gdzie wypłaty są dwa razy wyższe niż na Pucharze Świata. Ja tam żyję dobrze i nie narzekam. Od trzech lat jestem w stanie utrzymywać się z uprawiania wspinaczki.
Ile może jeszcze potrwać wasza kariera?
Jesteśmy pewne siebie i nie boimy się, że za chwilę nastąpi napływ nowych groźnych rywalek. Jestem przekonana, że będziemy w stanie utrzymać najwyższy poziom przez najbliższe 10 lat.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty