W zeszłym tygodniu osiągnięto porozumienie w sprawie funduszu pomocy dla niżej notowanych tenisistów. Dzięki tej inicjatywie około 800 zawodników i zawodniczek otrzyma finansowe wsparcie. Zostanie rozdzielona między nich kwota sześciu milionów dolarów, na którą złożą się gracze z czołowej "100" singlowego rankingu ATP i "20" deblowego oraz ATP, WTA, ITF i organizatorzy turniejów wielkoszlemowych.
Projekt od początku wywoływał emocje w tenisowym środowisku. Jako pierwszy swój sprzeciw otwarcie wyraził Dominic Thiem.
- Występowałem na poziomie ITF Futures i widziałem grających tam zawodników, którzy nie angażują się w sport w 100 proc. Wielu z nich jest nieprofesjonalnych. Nie rozumiem, dlaczego miałbym im dać pieniądze - mówił. Austriaka poparł Lleyton Hewitt, który stwierdził: - To, co zostało przedstawione, jest całkowicie nieproporcjonalne
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
Do grona krytyków programu pomocowego dołączył też Michaił Jużny. - Ten fundusz wydaje mi się dość populistycznym pomysłem - powiedział, cytowany przez le10sport.com, Rosjanin, aktualny trener Denisa Shapovalova, a więc jednego z tenisistów, którzy mają przeznaczyć swoje pieniądze na rzecz funduszu.
- Dlaczego 100. tenisista świata musi dać pieniądze, a 101. już nie? Kto decyduje o kwocie, jaką ma przekazać gracz? Kto decyduje, którzy zawodnicy otrzymają pomoc? - mnożył pytania Jużny.
- Nie możesz zmusić tenisisty do przekazania pieniędzy tylko dlatego, że jest wysoko w rankingu. Nie uważam tego za uczciwe - ocenił moskwianin.