1 kwietnia władze All England Lawn Tennis Clubu (AELTC) poinformowały, że tegoroczna edycja Wimbledonu nie odbędzie się. Decyzja została przyjęta ze smutkiem w świecie tenisa. Pojawiały się też pytania, dlaczego organizatorzy nie poszli drogą zarządzających Rolandem Garrosem i nie przełożyli turnieju.
Jak się okazuje, rozegranie Wimbledonu w innym terminie niż pierwsza połowa lipca nie jest możliwe. Neil Stubley, główny ogrodnik kortów przy Church Road, wyjaśnił, że wynika to ze specyfiki nawierzchni trawiastej.
- Choć fajnie byłoby grać późnym latem lub jesienią, nie jest to możliwe - mówił w rozmowie z "The Telegraph". - Późnym latem słońce zachodzi szybciej. Wtedy też szybciej osiada rosa i korty stają się śliskie. Skraca się również czas na rozgrywanie meczów - tłumaczył.
- To prawda, że kiedyś we wrześniu zorganizowaliśmy mecze Pucharu Davisa. Ale wtedy spotkania rozpoczynały się o godz. 11:30, a kończyły o 17:00. Z kolei Wimbledon to codzienna gra od 11:00 do 21:00. Przejście przez 670 meczów w 13 dni to wyzwanie dla nawierzchni w środku lata, a co tu mówić o innych porach roku - dodał.
Stubley przyznał, że jest mu przykro, iż Wimbledon 2020 nie dojdzie do skutku. - Jedną z najpiękniejszych rzeczy w mojej pracy jest to, że mogę pokazać ją światu. Wszystkie oczy patrzą, jak wygląda Kort Centralny pierwszego dnia turnieju. W tym roku tej adrenaliny mi zabraknie - powiedział.
Andy i Jamie Murrayowie o odwołaniu Wimbledonu. "Nie mogli zagwarantować zdrowia i bezpieczeństwa"
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"