Danił Miedwiediew był jedną z jaśniejszych postaci sezonu 2019 w męskim tenisie. Przebojem wszedł do ścisłej światowej czołówki, a najlepiej prezentował się w okresie od połowy lipca do połowy października, kiedy to dotarł do sześciu finałów z rzędu. Wygrał turnieje w Cincinnati, Petersburgu i w Szanghaju, a w Waszyngtonie, Montrealu i US Open przegrał mecze o tytuł. Rozgrywki zakończył występem w ATP Finals i na piątym miejscu w rankingu.
- Niewielu tenisistów byłoby w stanie zrobić to, czego dokonałem w ciągu tych trzech miesięcy - mówił w wywiadzie dla "Sport-Ekspresu". - Było to coś spektakularnego, z czego jestem dumny. Bez wątpienia był to efekt ciężkiej pracy, jaką wykonałem, bo poświęciłem swoje życie tenisowi. Mój sukces przyszedł nagle, ale byłem pewien, że w końcu nadejdzie.
23-latek wyjawił, że wiele zawdzięcza pracy z psychologiem. - Pomogło mi to trochę w kontrolowaniu siebie. Stałem się też bardziej pewny siebie i tego, co robię. Wszystkie moje decyzje mają wpływ na życie i tenis - powiedział.
ZOBACZ WIDEO: Kolarstwo. Robert Korzeniowski w nowej dla siebie roli. Zaangażował się w projekt CCC Team
Zobacz także - Rafael Nadal otwiera akademię tenisową w Kuwejcie. Największą na Bliskim Wschodzie
Rosjanin wzbudzał zainteresowanie nie tylko wynikami. Również stylem gry. - Moja gra opiera się na kontrataku - wyjaśniał. - Najlepiej czuję się, kiedy gram z przeciwnikiem, który mocno uderza i jest lepszy technicznie ode mnie. Jestem bardzo solidny z głębi kortu i zdarza się, że doprowadzam do rozpaczy moich rywali.
Uwagę zwracał też fakt, iż moskwianin nie cieszy się po wygranych. - Wiem, że wielu ludziom może wydawać się to aroganckie, ale nie o to chodzi. Podczas US Open postanowiłem, że nie będę celebrował swoich zwycięstw. Oczywiście, w środku jestem bardzo szczęśliwy, gdy wygram.
Miedwiediew potrafił też wywoływać kontrowersje, jak choćby w czasie US Open, gdy pokazał środkowy palec sędziemu i prowokował publiczność, dlatego przylgnęła do niego łatka złego chłopca. On sam nie uważa się za "bad boya" współczesnego tenisa.
- Nie żałuję niczego, co zrobiłem. Fakt, że wojowanie z publicznością nie jest dobre, ale nie obrażam się na to, że niektórzy kibice mnie wyzywali. Przynajmniej zobaczyli, jaki jestem. Nie wydaje mi się, żebym był złym chłopcem i nie lubię, jak się tak o mnie mówi. Jeżeli jednak w ciągu najbliższych pięciu lat będą mnie tak nazywać, to nie będę w stanie już tego zmienić. Marat Safin powiedział o mnie: "On jest złym chłopcem? Weźcie pod uwagę jego mentalność. To dobry facet".