We wtorek pokonała komfortowo Hiszpankę Maríę José Martínez. - Myślałam, że mecz będzie trudniejszy, ale przecież nie będę narzekać - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Teraz zmierzy się z Chinką Shuai Peng. - Trochę o niej wiem, bo grałyśmy raz ze sobą i pamiętam, że to mocna dziewczyna - przyznaje.
Popularna Isia po raz kolejny stwierdziła, że interesuje ją tylko awans do kolejnej rundy. - Również tutaj nie będę zastanawiać się teraz, czy mam szansę na ćwierćfinał z Venus Williams - powiedziała.
We wtorkowy wieczór powróciła do bezpośrednio poprzedzającego Wimbledon turnieju WTA w Eastbourne, gdzie nie zdołała obronić tytułu. - Były powody, bo turniej był o wiele mocniej obsadzony niż w zeszłym roku, a Virginie Razzano zagrała ze mną mecz życia. Takie porażki nie wpływają na mnie zbyt mocno. Nie liczę także po każdym meczu zdobytych i straconych punktów. To nie jest dla mnie aż tak ważne, wiem przecież, że po dobrym wyniku awansuję, po słabszym spadnę - przyznała ze spokojem.
Wiadomo, że starsza z sióstr Radwańskich przepada za wimbledońską trawą. - Jeśli kiedyś wygrałabym turniej wielkoszlemowy, to pewnie byłby to Wimbledon. Tak naprawdę nawierzchnia nie sprawia mi różnicy, ale chyba sporo tenisistek nie lubi lub nie umie grać na trawie, więc może tu mam największe szanse - powiedziała.
Przybici debliści
- Żal mi tej szansy - mówi "Rzeczpospolitej" Marta Domachowska, która przegrała z Hiszpanką Anabel Mediną i jako jedyna nasza zawodniczka nie awansowała do drugiej rundy. - Teraz poszukam trenera, z którym będę jeździła na każdy turniej. Nie będzie to Paweł Ostrowski - zaznacza. - Po Paryżu ostatecznie zerwał ze mną współpracę. Powrót jest niemożliwy także dlatego, że wyjeżdża ze stolicy, by trenować Angelique Kerber - wyjaśnia warszawianka.
Przy obecnej dyspozycji, kontynuując serie porażek, będzie 23-letniej Domachowskiej ekstremalnie trudno dostać się bez eliminacji do kolejnego wielkoszlemowego turnieju, US Open pod koniec sierpnia.
Niedługo po porażce rakiety trzy naszego kobiecego tenisa z gry podwójnej odpadli Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg. - Graliśmy fatalnie, na stojąco, bez pomysłu. Nasza wina - tłumaczyli.
Przybity Fyrstenberg w porozumieniu z Urszulą Radwańską, z którym miał grać w grze mieszanej (losowanie drabinki w środę), wycofał się z rywalizacji z planem jak najszybszego powrotu do domu w Warszawie.