W tym tygodniu Ernests Gulbis bierze udział w turnieju w Rotterdamie. Rozpoczął od kwalifikacji, w których wprawdzie przegrał z Gillesem Simonem, ale wszedł do głównej drabinki jako tzw. "szczęśliwy przegrany", zastępując chorego Lucasa Pouille'a. W I rundzie wygrał 6:2, 6:4 Mariusem Copilem.
Środa była dla Łotysza dniem wolnym od tenisa. Spotkał się za to z kibicami i z dziennikarzami. I w swoim stylu udzielił szokującej wypowiedzi.
Zapytany, jaki moment uważa za najważniejszy w swoim życiu, odpowiedział: - Ten, kiedy się urodziłem. Drugim najważniejszym będzie ten, gdy umrę.
Upomniany przez działacza z ramienia ATP, by "tak nie mówił", odparł: - Dlaczego nie? Wszyscy musimy umrzeć. Nie można się przed tym ukryć.
- Co w tym złego? Dlaczego ludzie uważają to za zły moment? Zbyt wczesna śmierć nie jest dobra. Ale śmierć w odpowiednim czasie nie jest zła - dodał.
To kolejny raz, kiedy Łotysz zaskakuje oryginalną wypowiedzią. W przeszłości m.in. chwalił Holandię za legalizację marihuany. Radził również, że aby podczas imprezy w nocnym klubie czuć się dobrze, należy spożywać alkohol czy wyjawił, iż przepijanie wódki mlekiem jest najlepszym sposobem na uniknięcie kaca.
W II rundzie turnieju ATP w Rotterdamie, w czwartek, Gulbis zmierzy się z najwyżej rozstawionym Keiem Nishikorim.
ZOBACZ WIDEO Wraca Liga Mistrzów! Tottenham faworytem w starciu z Borussią Dortmund
Wywiad był przeprowadzany w przedszkolu ?
Btw- nie wypada mylić błyskotliwości z zachowaniem szokującym. To jest typowe dla różnych pudelkowych "njusów". Określenie "szokujące" należy zachować na coś zup Czytaj całość