Iga Świątek niezadowolona ze swojej gry w Pucharze Federacji. "Przyszedł spadek formy i pewności siebie"

PAP / Lech Muszyński / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP / Lech Muszyński / Na zdjęciu: Iga Świątek

- Jestem dość wymagająca w stosunku do siebie, więc nie jestem zadowolona. Szkoda, że spadek formy i pewności siebie przyszedł na Puchar Federacji - mówiła Iga Świątek po meczu reprezentacji Polski z Ukrainą.

Iga Świątek była najbardziej zapracowaną polską tenisistką podczas rozgrywanego w Zielonej Górze meczu w ramach Grupy I strefy Euroafrykańskiej Pucharu Federacją pomiędzy reprezentacjami Polski i Ukrainy. Warszawianka w sobotę odbyła dwa spotkania. Najpierw, w singlu, zmierzyła się z Dajaną Jastremską. To starcie przegrała 6:7(2), 4:6.

- To, aby dobrze nastawić się do meczu z Jastremską, dużo mnie kosztowało - mówiła Polka na konferencji prasowej. - Cieszę się, że mi się to udało. Mimo tego, że przegrałam, przez większość meczu miałam emocje pod kontrolą. Zawsze pozostaje jakiś niedosyt, bo mimo wszystko nie wygrałam.

Po kilkudziesięciu minutach przerwy Świątek ponownie pojawiła się na korcie, tym razem, aby rywalizować w deblu. 17-latka z Warszawy i partnerująca jej Alicja Rosolska pokonały 6:1, 1:6, 7:6(5) parę Marta Kostiuk / Kateryna Kozłowa i dały Polsce zwycięstwo nad Ukrainą 2:1.

Zobacz także - Puchar Federacji: Świątek nie przestraszyła się Jastremskiej. Punkt zdobyła jednak Ukrainka

Łącznie w Zielonej Górze Świątek rozegrała pięć spotkań. Wygrała trzy (dwa w deblu i jedno w singlu) i dwa przegrała (oba w grze singlowej). Podsumowując swój występ, była jednak samokrytyczna.

- Jestem dość wymagająca w stosunku do siebie, więc nie jestem zadowolona i wiem, że np. w pierwszych meczach w Australii grałam lepiej. Szkoda, że spadek formy i pewności siebie przyszedł na Puchar Federacji - oceniła.

Zobacz także - Wspaniała pogoń Magdaleny Fręch. "Kluczowe były publiczność i bekhend"

Polki zakończyły turniej w Zielonej Górze na trzecim miejscu. Najlepsze okazały się Rosjanki, które w finale pokonały Szwedki.

Źródło artykułu: