- Uważam, że teraz nie muszę nikomu niczego udowadniać. To z pewnością jest cenne doświadczenie, które doda mi sporo pewności. Zawsze staram się wierzyć w siebie - powiedziała Elina Switolina po wywalczeniu największego trofeum w dotychczasowej zawodowej karierze.
W niedzielnym finale Turnieju Mistrzyń Ukrainka pokonała Amerykankę Sloane Stephens 3:6, 6:2, 6:2. - Myślę, że trzeci set pokazał, jak bardzo silna potrafię być pod względem mentalnym. To zrobiło różnicę - oceniła reprezentantka naszych wschodnich sąsiadów, która w poniedziałek awansowała na czwarte miejsce w rankingu WTA.
Switolina nie miała udanych startów po US Open 2018 i do końca drżała o miejsce w kobiecym Masters. W Singapurze zagrała jednak znakomicie i po wygraniu pięciu meczów sięgnęła po czwarty tytuł w sezonie. - Wiedziałam, co muszę robić na korcie. Przez ostatnie pięć miesięcy włożyłam w to wiele pracy, dlatego byłam trochę zawiedziona wynikami. Starałam się jednak myśleć pozytywnie - przyznała.
Po US Open 2018 Ukrainka rozstała się z trenerem Thierrym Ascione'em i do Singapuru przyleciała z drugim szkoleniowcem Andrew Bettlesem. Teraz będzie musiała zdecydować, kto będzie tworzył jej sztab w 2019 roku. - Zamierzam porozmawiać z Andym, do tego będę obserwować, którzy trenerzy są dostępni. Po sezonie jest trochę z tym łatwiej, ponieważ nie jest się pod tak wielką presją. Muszę się poważnie zastanowić, bowiem nie chcę wybrać osoby, a potem rozstać się z nią po dwóch tygodniach. To ważna decyzja - stwierdziła Switolina.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Skorupski skapitulował dwa razy. Bologna straciła punkty w końcówce [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]