Trzykrotnie w tym sezonie zaledwie jeden mecz dzielił Simonę Halep od spełnienia jednego ze swoich marzeń - wspięcia się na pozycję liderki rankingu WTA. W finale Rolanda Garrosa przegrała jednak z Jeleną Ostapenko (mimo prowadzenia 6:4, 3:0), w ćwierćfinale Wimbledonu nie poradziła sobie z Johanną Kontą, natomiast w niedzielnym finale w Cincinnati ugrała tylko jednego gema w starciu z Garbine Muguruzą.
- Przede wszystkim Garbine zagrała naprawdę dobrze - powiedziała Halep. - Posyłała bardzo szybkie piłki. Po kilku gemach moja pewność siebie spadła. Najpierw starałam się uderzać mocniej, jednak później cofnęłam się za linię końcową, co okazało się błędem. Nie wiedziałam za bardzo, jak jej się przeciwstawić. Tego dnia była po prostu za dobra.
Gdyby Halep pokonała Muguruzę, po raz szósty w historii w tym samym dniu zmieniliby się lider i liderka światowych rankingów (Rafael Nadal wyprzedził w poniedziałek Andy'ego Murraya). Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w 2012 roku. Wówczas 9 lipca na tronie znaleźli się Roger Federer i Wiktoria Azarenka.
- Być może odczuwałam presję. Nie wydaje mi się jednak, aby właśnie o to chodziło. Powiedziałam dzień wcześniej, że albo za trzecim podejściem się uda, albo zyskam jakieś nowe doświadczenie. Padło na to drugie. Trudno mi to wszystko analizować. Być może odczuwam presje, a nie do końca zdaję sobie z tego sprawę, a może po prostu zagrałam fatalnie. Cały czas jednak rywalizuję i mam szansę, aby zostać liderką. Będę ciężko pracować. Może pewnego dnia znajdę się na samym szczycie - dodała.
ZOBACZ WIDEO Justyna Święty: To mnie sparaliżowało. Łzy poleciały z oczu