To był wielki dzień dla bułgarskiego tenisa. Grigor Dimitrow (ATP 13). Najlepszy tenisista kraju, zadebiutował w turnieju ATP w Sofii - jedynej imprezie rangi ATP World Tour rozgrywanej w Bułgarii. A za rywala miał próbującego wydostać się z rankingowej otchłani Jerzego Janowicza (ATP 253), który pokonując w środę w I rundzie Dudiego Selę, wygrał pierwszy od października 2015 roku mecz w głównym cyklu.
Łodzianina czekało ogromnie trudne wyzwanie. Ale to tenisista, który kocha wielkie mecze, którego wielcy rywale motywują do jeszcze gry. Janowicz wie, jak się pokonuje się gwiazdy tenisa na ich terenie. W Austrii wygrał z Dominikiem Thiemem, we Francji z Gillesem Simonem czy Julienem Benneteau. Dlaczego miałby więc nie ograć Dimitrowa w Bułgarii?
Od początku czwartkowego spotkania Janowicza prezentował się znakomicie. Pierwszy set był wręcz jego popisem. Doskonale serwował, grał pewnie z głębi kortu, ani razu nie musiał bronić się przed przełamaniem, a sam w piątym gemie uzyskał breaka, co pozwoliło mu wygrać inauguracyjną odsłonę 6:4.
- W czwartek spodziewam się pełnej hali, ale nie sądzę, aby publiczność miała się zachowywać wobec mnie źle. Z pewnością nie będą rzucać we mnie kamieniami - zażartował Janowicz przed czwartkowym spotkaniem. Mylił się. Rzeczywistość okazała się bowiem taka, że gdyby bułgarscy kibice mieli coś pod ręką, być może rzucaliby na kort. Wspierając Dimitrowa, miejscowa publiczność przekraczała granicę dobrego smaku - buczenie i gwizdy na Polaka, okrzyki podczas wymian czy oklaski po nietrafionym pierwszym podaniu łodzianina były na porządku dziennym.
Janowicz nie dawał się sprowokować. W pewnym momencie jednak zwrócił uwagę sędziemu stołkowemu Carlosowi Bernardesowi, by zapanował nad widownią. Lecz brazylijski arbiter był skazany na porażkę w starciu z kilkutysięczną bułgarską publicznością. A Polak po tym zdarzeniu stracił koncentrację. W czwartym gemie drugiej odsłony został przełamany. Tym samym Dimitrow objął prowadzenie 3:1 i przewagi nie oddał już do samego końca.
Mecz był świetnym widowiskiem. Obaj prezentowali tenis urozmaicony, agresywny i ofensywny. Nie bali się nieszablonowych zagrań. Grali nie na poziomie II rundy turnieju ATP World Tour 250, lecz rozstrzygających faz zmagań wielkoszlemowych.
W trzecim secie obaj mieli swoje szanse. Janowicz mógł przełamać w szóstym gemie, lecz Dimitrow obronił niesamowitą kontrą z bekhendu po linii. Po chwili to Bułgar miał break pointy, i to aż trzy, lecz Polak nie pozwolił sobie na stratę podania, sięgając po koronne argumenty - kończące forhendy i serwisy.
Gdy wydawało się, że o losach pojedynku zadecyduje tie break, Janowicz nie wytrzymał napięcia. W 11. gemie przy break poincie posłał forhend w aut. Oznaczało to przełamanie na 6:5 dla Dimitrowa. Bułgar mógł więc zakończyć spotkanie przy własnym serwisie. I to uczynił, wprawiając w euforię bułgarską publiczność.
Mecz trwał dwie godziny i dwie minuty. W tym czasie Janowicz zaserwował 17 asów (Dimitrow 15), popełnił tylko jeden podwójny błąd serwisowy, dwukrotnie został przełamany, wykorzystał jedną z siedmiu szans na breaka i łącznie zdobył 93 punkty, o sześć mniej od przeciwnika.
W ćwierćfinale turnieju w Sofii w piątek Dimitrow zagra z rozstawionym z numerem dziewiątym Viktorem Troickim. Janowicz natomiast uda się do Rotterdamu, gdzie w weekend będzie rywalizował w kwalifikacjach do głównej drabinki turnieju rangi ATP World Tour 500.
Garanti Koza Sofia Open, Sofia (Bułgaria)
ATP World Tour 250, kort twardy w hali, pula nagród 482,1 tys. euro
czwartek, 9 lutego
II runda gry pojedynczej:
Grigor Dimitrow (Bułgaria, 3) - Jerzy Janowicz (Polska) 4:6, 6:3, 7:5
ZOBACZ WIDEO To dlatego Maja Włoszczowska odniosła życiowy sukces na igrzyskach
Zarozumialy nieudacznik, który nigdy nie powróci do pierwszej setki rankingu.
I dobrze, że z Rotterdamu się wycofał bo byłaby kompromitacja i blamaz.