Federer przed tegorocznym Australian Open nie startował w żadnej imprezie, gdyż wyznał, że cierpiał na zatrucie pokarmowe. Myślał, że poradzi sobie z tą chorobą i przystąpił do rywalizacji w australijskim Wielkim Szlemie. Jednak w całym turnieju, jak sam przyznał, był bardzo ospały. Po przegranej w półfinale z Novakiem Djokovicem, Szwajcar nadal czuł się źle i postanowił się kompleksowo przebadać w swoim rodzinnym kraju. Lekarze postawili diagnozę - mononukleoza. Choroba ta ma symptomy podobne do tych występujących przy grypie. Towarzyszy jej uczucie potwornego zmęczenia. W jej przypadku lekarze odradzają wzmożoną aktywność fizyczną, ponieważ może to prowadzić to poważnych uszkodzeń śledziony i innych groźnych powikłań.
- Lekarze stwierdzili, że musiałem mieć tą chorobę od jakiś 6 tygodni, czyli od grudnia. Gdy dowiedziałem się, że to mononukleoza w pewien sposób ucieszyłem się, że dostałem się aż do półfinałów Australian Open, ponieważ doktorzy pewnie powiedzieliby: Nie możesz grać! - tłumaczył Federer.
Jednak mimo dość lekkiego podejścia do całej sytuacji, wiedział jak ta choroba może być groźna. Przypomniał sobie historię Mario Ancica, chorwackiego gracza będącego nie tak dawno w pierwszej dziesiątce rankingu ATP, którego mononukleoza wyłączyła w 2007 roku z gry na okres sześciu miesięcy. - Znam przypadek piłkarza ze Szwajcarii, którego ta choroba wyłączyła z gry na dwa lata. Gdy słyszysz 2 lata albo 6 miesięcy to myślisz: O mój Boże! - powiedział.
Federer wyznał dziennikarzom, że był wyłączony z treningów przez około 10 dni lutego i dostał pozwolenie od lekarzy na powrót do przygotowań na zaledwie 5 dni przed turniejem w Dubaju. - Lekarze nie byli pewni czy już wyzdrowiałem, jednak mój organizm zaczął wytwarzać przeciwciała, co pokazywało, że jest dobrze. Niestety ta choroba bardzo odbiła się na mojej kondycji i ogólnym przygotowaniu. Nie mogłem normalnie pracować na treningach, bo z mononukleozą należy być bardzo ostrożnym - dalej wyjaśniał Szwajcar.
Konkurencja w 2008 roku poszła niesamowicie do przodu tak więc Federer może mieć problemy z łatwym ogrywaniem rywali, co działo się dotychczas. - Mam nadzieję, że nie straciłem za dużo energii przez ten ciężki okres. Jestem nastawiony pozytywnie. W pewnym sensie porażki motywują mnie do dalszej pracy. W końcu będę mógł włożyć 100% sił i zapału w trening. To na swój sposób interesujące doświadczenie - w długiej karierze, karierze numeru jeden na świecie, musisz przejść przez tak przykre sprawy jak choroby i kontuzję - przyznał tenisista.
Na pytanie o wspomnianą konkurencję i swoją ewentualna detronizację szwajcarski gwiazdor lakonicznie odpowiedział: - Ci młodzi zawodnicy grają teraz dobrze. To było tylko kwestią czasu kiedy się to stanie. Jednak to ja nadal jestem numerem jeden na świecie. Myślę, że wszystkie opinie, które mówią: "ten facet przegrał dwa mecze, przegrał dwa turnieje, więc jest już po nim" są niesprawiedliwe.
Szwajcar powiedział, że wcześniej nie chciał wspominać o mononukleozie, aby nie umniejszać zwycięstwom Djokovica i Murraya. Najbliższe plany Federera to mecz pokazowy z Pete'm Samprasem mający się odbyć w hali Madison Square Garden w Nowym Jorku. Pojedynek ten ma być dobrym przetarciem przed nadchodzącym turniejem w Indian Wells w Kalifornii, który rozpoczyna się 13 marca.