Trzy porażki Agnieszki Radwańskiej w pierwszych rundach turniejów spowodowały, że pojawili się "życzliwi" próbujący udzielać Polce wskazówek. A to, że może powinna zmienić trenera, bo formuła z ojcem Piotrem Robertem się już wyczerpała. A może popełniła błędy w okresie przygotowawczym do sezonu. Albo miała za mało odpoczynku. Albo za mało trenowała.
Jakby ktoś nie zauważył minęły raptem dwa miesiące sezonu. Ale hieny dziennikarskie próbują sobie nabić wskaźniki popularności ogłaszając wszem i wobec, że Agnieszka Radwańska znalazła się w kryzysie. Raptem pojawiła się masa specjalistów od tenisa, o których nie miałem pojęcia, że istnieją. A po prostu wynika to z faktu, że piszą o tym co popularne i chwytliwe, a przecież teksty o rzekomym dołku najlepszej polskiej tenisistki łatwo sprzedać czytelnikom słabo znającym specyfikę tej gry. Wielu z tych dziennikarzy na co dzień tenisem się nie zajmuje, więc ich komentarzy nie można traktować poważnie.
Jak się okazuje w Polsce mamy już ponad 38 mln znawców tenisa. Na forach internetowych pojawił się wysyp wpisów na temat Agnieszki Radwańskiej. Mam nadzieję, że Polka nie zagląda na nie, bo czytając wypociny życiowych frustratów można się naprawdę załamać. Wszyscy Polacy znali się na medycynie i piłce nożnej, potem na skokach narciarskich, a teraz doszedł jeszcze do tego tenis.
Agnieszka od początku roku ma jakiegoś pecha. Przecież przegrała z solidnymi zawodniczkami. Kateryna Bondarenko ma liczne wahania formy, ale potrafi zagrać naprawdę znakomicie. Przegrać z siostrą to żaden wstyd. A Na Li w 2006 roku grała w ćwierćfinale Wimbledonu, była już 16 tenisistką świata. Tyle, że ciągle nękają ją problemy zdrowotne i nie może w pełni pokazać swojego potencjału. Jak groźna potrafi być Chinka pokazała w ubiegłym roku w Pekinie, gdy zajęła czwarte miejsce. Pokonała wtedy Swietłanę Kuzniecową i Venus Williams. Oprócz pecha w losowaniu Polkę prześladują również problemy zdrowotne. Ostatnio przechodziła grypę żołądkową i do Monterrey pojechała tylko po to, by nie płacić wysokiej kary. Radziłbym zatem wstrzemięźliwość w ocenianiu początku sezonu w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej.
Każdy, kto interesuje się tenisem na co dzień wie, że porażki zawsze się zdarzają i nie warto się nad nimi głębiej rozwodzić. Sezon jest bardzo długi. Faktem jest, że Radwańska jeszcze nigdy nie miała tak słabego początku sezonu, ale w końcu musiało się to zdarzyć. Nawet największe gwiazdy to przechodzą. Nikt nie chce zauważyć, że od 2005 roku zawodniczka z Krakowa poczyniła znaczące postępy. Z roku na rok awansowała w górę rankingu, by sezon 2008 zakończyć jako 10 tenisistka świata. Polka w ostatnich trzech latach nie miała większych wahań formy, była bardzo regularna, pokonywała gwiazdy światowego tenisa, wygrywała turnieje, grała w wielkoszlemowych ćwierćfinałach. W końcu musiał przyjść słabszy moment, ale on przecież nie będzie trwał wiecznie.
Czasami wystarczy jeden wygrany turniej, by zawodniczka się odrodziła. Tak było z Dinarą Safiną, która w maju ubiegłego roku wygrała mocno obsadzony turniej w Berlinie. Pokonała wtedy Justine Henin, dla której był to ostatni mecz w tenisowej karierze. Ale wcześniej Rosjanka przez długi czas była w dołku. Co się stało z Rosjanką po turnieju w Berlinie wszyscy wiemy. Przez pół roku grała najlepszy tenis w swoim życiu, a sezon 2009 również rozpoczęła bardzo dobrze.
Potrzebny jest impuls, który pozwoli zawodniczce na nowo uwierzyć w siebie. Dla jednych będzie to wygrany turniej, innym wystarczy pokonanie wielkiej gwiazdy. Spójrzmy na Amelie Mauresmo. Mająca liczne problemy zdrowotne Francuzka już myślała o zakończeniu kariery. Przez 1,5 roku nie potrafiła się odnaleźć, wiodła ogony, wypadła nawet z czołowej 30. Gdyby Mauresmo była Polką to nasi kochani dziennikarze nie zostawili by na niej suchej nitki. I było by ciągłe dołowanie, że tak wielka zawodniczka powinna wreszcie skończyć karierę, by się dłużej nie kompromitować. Tymczasem Amelie nagle wygrywa turniej w Paryżu grając jak za dawnych wspaniałych lat. Czy to będzie punkt zwrotny w karierze Francuzki? Tego nie wiem, ale to kolejny dowód na to, że wiele czołowych tenisistek miało liczne zawirowania i kryzysy, ale tylko największe potrafiły z nich wyjść.
Radwańskiej oczywiście nie życzę, by miała tak długo męczyć się na korcie. Nie ma innej rady, trzeba to po prostu przetrwać. Być cierpliwym, konsekwentnie pracować i w końcu wszystko wróci do normy. Mam wrażenie, że niektórzy dziennikarze myślą, że Radwańska się na treningach obijała. A niby skąd to mogą wiedzieć? Czasami praca w okresie przygotowawczym daje efekty po kilku miesiącach. Ale szczęście również jest bardzo ważne. Bo można być w dobrej formie i przegrać mecz z solidną tenisistką w pierwszej rundzie.
My Polacy lubimy popadać ze skrajności w skrajność. Jest to również cecha rodzimych dziennikarzy. Najpierw wychwalają Radwańską pod niebiosa i wróżą jej szybki awans nawet do czołowej trójki. Teraz zastanawiają się czy to cel wyznaczony przez Roberta Radwańskiego nie sparaliżował tak Agnieszki. Plan był taki, by Isia awansowała do czołowej piątki, ale osiągnięcie tak wysokiej pozycji jest przecież wynikiem splotu wielu korzystnych okoliczności.
Jedyne czego nam teraz potrzeba to cierpliwości. Tak więc drodzy dziennikarze nie bijcie na alarm po dwóch miesiącach sezonu, bo jest to bardzo nierozsądne i nie najlepiej świadczy o waszym podejściu do tenisa. Pozwólcie Polce spokojnie dojść do formy, a wtedy wróci pewność i luz w jej poczynaniach na korcie. I znowu będziemy się cieszyć i wzruszać po jej występach w największych turniejach. A wy znowu będziecie mogli pompować balon propagandy sukcesu.