Opady deszczu już od pierwszego dnia paraliżują tegoroczny turniej na kortach Rolanda Garrosa. Swój pojedynek IV rundy Agnieszka Radwańska i Cwetana Pironkowa rozpoczęły w niedzielę, a zakończyły dopiero we wtorek. Przerwa mogła być jeszcze dłuższa, gdyby nie decyzja organizatorów, którzy zdecydowali się na wznowienie gier, pomimo że w Paryżu wciąż nie przestawało padać.
- Jestem niemile zaskoczona, a wręcz wściekła, że musimy grać w deszczu. To nie jest turniej ITF, to Wielki Szlem! Jak można pozwolić zawodnikom grać w takich warunkach? Ja tak nie potrafię - powiedziała wiceliderka rankingu WTA na pomeczowej konferencji prasowej.
W decydującej partii, kiedy na tablicy wyników widniało prowadzenie 4:0 dla Pironkowej, na korcie pojawiła się supervisor turnieju, jednak mecz nie został przerwany. Polka miała w tej sprawie swoje obiekcje, które natychmiast zgłosiła stołkowej spotkania, Marianie Alves.
- Po pierwszym wznowieniu też byłam zdziwiona, że gramy pomimo padającego deszczu. Nie wiem, kto podejmuje te decyzje, ale moim zdaniem w tym wszystkim nikt nie zwraca uwagi na nas. Zajmują się zupełnie innym - przyznała zdenerwowana Polka, która miała szansę na awans do drugiego ćwierćfinału Roland Garros w karierze.
- Jestem wkurzona i rozczarowana. Nie potrafię grać w takich warunkach, a na pewno nie jestem na tyle zdrowa, by to robić - przyznała Radwańska, która w połowie III seta skorzystała z pomocy medycznej. - Miałam problemy z lewą ręką, tą samą, którą miałam operowaną kilka lat temu - dodała.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Kontrowersje wokół olimpijskich rozgrywek. "Ten system jest niesprawiedliwy"
Zakazano by też turnieju Aus Czytaj całość