Słowiańsko brzmiące nazwisko Szwajcarki to zasługa jej ojca Ivana, byłego hokeisty, który wyemigrował do ojczyzny zegarków z Czechosłowacji. Razem z żoną Daną, byłą modelką, bardzo często rekreacyjnie grali w tenisa. Czasami zabierali ze sobą córkę, która właśnie na korcie nauczyła się chodzić. Niemal od razu sama zapragnęła odbijać piłkę. Przed tenisem nie uciekł również młodszy brat Belindy, 13-letni Brian, który jest dobrze zapowiadającym się juniorem i bardzo często trenuje ze starszą siostrą.
Kiedy Belinda miała cztery lata i była niewiele wyższa od swojej rakiety, jej ojciec odważył się zadzwonić do Melanie Molitor, matki Martiny Hingis, aby ta oceniła talent jego córki. Mimo że Belinda nie pamięta ich pierwszego spotkania, Molitor od razu zobaczyła w niej potencjał i zaprosiła ją do swojej akademii w Zurychu. Już trzy lata później trenowały ze sobą codziennie. - Rano miałam prywatne lekcje z nią, a po południu grałam z innymi dziećmi - wspomina urodzona we Flawil 16-latka.
W tym wieku większość trenerów skupia się na technice. Inaczej było jednak w przypadku Szwajcarki. Molitor już wtedy namawiała swoją podopieczną, aby nie przebijała tylko piłki na drugą stronę siatki, ale przede wszystkim, aby myślała taktycznie. Zalecała dokładnie to, co od samego początku wpajała swojej córce, dzięki czemu pięciokrotna mistrzyni wielkoszlemowa była uważana za najmądrzej grającą zawodniczkę w cyklu. - Kiedy byłam mała, wiedziałam, że nie będę uderzała piłki tak mocno, jak inne dziewczyny. Wciąż uczę się myśleć na korcie. Uważam, że to dobre, kiedy mieszasz dobry serwis i mocne uderzenia z tymi mądrymi i technicznymi - oceniła Bencić.
Od samego początku miała również okazję odbijać z samą Martiną, do której teraz nieustannie jest porównywana. - Była moją największą bohaterką. Grałam z nią, ale nigdy nie była moją trenerką. Czuję się zaszczycona, że czasami przychodzi na moje mecze i daje mi wskazówki. Osiągnięcie takich wyników jak ona, byłoby cudowne. Nie chcę jednak być pod presją tego, w jakim punkcie kariery była ona w moim wieku, ponieważ teraz to niemal niemożliwe. Nie jest również właściwe porównywanie mnie do Martiny, ponieważ ja nic jeszcze nie osiągnęłam - mówiła o swojej idolce.
W poprzednim sezonie Belinda wygrała 39 meczów z rzędu w juniorskich rozgrywkach, triumfując między innymi na kortach Rolanda Garrosa, gdzie pokonała Antonię Lottner i na trawnikach Wimbledonu (zwyciężyła Taylor Townsend). W ciągu ostatnich 25 lat, zwycięstwo w jednym roku w Paryżu i w Londynie udało się tylko Hingis (1994) i Amelie Mauresmo (1996). - To niesamowite. Jako dziecko wyobrażałam sobie, jak to będzie wygrać Wimbledon, ale to było jak sen. Po piłce meczowej, nie mogłam sobie uświadomić, co się stało - wspomina swój największy dotychczasowy sukces.
Sama Bencić uważa, że jej najsilniejszym punktem jest wczesne uderzanie wznoszącej się piłki oraz fakt, że gra inaczej, niż pozostałe dziewczyny. Przyznała również, że urosła, dzięki czemu poprawiła serwis, który w chwili obecnej może być jej bronią. - Pracuję nad wszystkim tak samo mocno. Również małe rzeczy mogą zrobić różnicę. Trenując w Boca Raton na Florydzie w akademii Chris Evert, poprawiłam też aspekty fizyczne, głównie siłę. Oprócz tego, Szwajcarka odbywała treningi również w akademii Nicka Bollettieriego na Florydzie oraz w Las Vegas, pod okiem Gila Reyesa i Andre Agassiego. Od tamtej pory nastolatka gra coraz agresywniej, częściej szukając punktów w siłowy sposób.
Uwielbiająca zakupy, muzykę, książki (w szczególności thrillery) oraz spotkania z przyjaciółmi, Belinda ma na swoim koncie dwa tytuły wywalczone w rozgrywkach rangi ITF, oba zdobyte w egipskim Szarm el-Szejk. W rozgrywkach WTA zadebiutowała w Luksemburgu, uznając wyższość Venus Williams. W tegorocznym Australian Open pokonała towarzyszący wielkoszlemowemu debiutowi stres, ogrywając Kimiko Date-Krumm. W drugiej rundzie poległa w starciu z późniejszą zwyciężczynią, Chinką Na Li.
- Miło jest być numerem jeden wśród juniorek, ale to, co naprawdę się liczy, to wyniki wśród zawodowców. W Tourze są starsze dziewczyny, które mają dużo więcej doświadczenia. Wykorzystują każdy twój głupi błąd. Wśród juniorów możesz sobie na coś takiego pozwolić, tu zaś jesteś za to od razu karcona. Muszę regularnie utrzymywać podanie, unikać braku koncentracji i nie mogę być taka zdenerwowana - oceniła różnice w rozgrywkach, potwierdzając jednocześnie to, o czym mówią inne juniorki.
Wielka fanka serii "Kac Vegas" i "American Pie" widzi również zarówno wiele plusów, jak i minusów, związanych z ciągłym podróżowaniem między turniejami. - Poznaję nowe miasta i kultury, coś, co nie jest możliwe w szkole. Uwielbiam Miami, Las Vegas i Monte Carlo, ale Nowy Jork i Paryż również są piękne. Jednak po sześciu tygodniach w Japonii, kiedy obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że śpię we własnym łóżku, krzyczałam ze szczęścia, że jestem w końcu w domu.
Szwajcarscy kibice pokładają w niej ogromne nadzieje w zostanie nową Martiną Hingis. - Belinda wciąż ma przed sobą długą drogę, ale też świetlaną przyszłość. Właśnie wygrała pierwsze duże turnieje, to dopiero jej początek - mówiła mistrzyni. Sama 16-latka przyznała zaś, że jej celem jest ulepszanie swojej gry każdego dnia. Jeżeli uda jej się pójść w ślady utytułowanych rodaków, szwajcarski tenis znów znajdzie się w świetle chwały.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!