17-latka na świat przyszła w Miami, choć jej rodzice pochodzą z Haiti. To właśnie w tym niewielkim karaibskim państewku Vicky rozpoczęła swoją przygodę z białym sportem. Kiedy miała siedem lat, jej matka zabrała ją do Santo Domingo, gdzie w turnieju brali udział jej starsi bracia. Gdy dyrektor zawodów zauważył znudzoną dziewczynkę siedzącą na kolanach matki, zaproponował jej wzięcie udziału w rozgrywkach do dziesiątego roku życia. - Pamiętam, że jak oglądałam braci, zawsze zastanawiałam się, jak trafiają piłką w struny. Nie miałam pojęcia, gdzie stać na korcie, jak trzymać rakietę, jaki jest wynik, ani jak utrzymać piłkę w grze. Siedmiolatka szybko odnalazła jednak w sobie talent i... wygrała zawody. Po wszystkim, musiała podjąć jedną z najważniejszych decyzji swojego życia - wybrać pomiędzy trenowanym od maleńkości baletem a nową pasją. Tenis okazał się być bardziej ekscytujący.
Jej dzieciństwo nie było jednak usłane różami. Niedługo po pierwszym turnieju, na dom w Port-au-Prince napadli bandyci. Victoria była wtedy w budynku razem z ciotką i dwoma kuzynami. - Victoria była zakładnikiem, trzymali ją na muszce przez kilka godzin. To było przerażające. Myśleliśmy, że komuś stała się krzywda - wspomina jej matka, Nadine. - To nie jest miłe wspomnienie. Starałam się o tym zapomnieć jak najwięcej, i jak najszybciej. Cieszę się, że nie pamiętam już żadnych szczegółów - dodaje 17-latka. Zaraz po napadzie, rodzina zdecydowała się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, aby zapewnić dzieciom bezpieczne dzieciństwo.
W styczniu 2010 roku Haiti nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, w którym życie straciło ponad 316 tysięcy ludzi. Dzień przed katastrofą, po krótkich odwiedzinach rodzinnych stron, Vicky z matką wróciła do Atlanty. Jednak na ojca Victorii, który nie mógł wyjechać do Stanów ze względu na pracę, zawalił się dom. Po 11 godzinach przebywania pod gruzami mężczyzna wydostał się, jednak miał połamane nogi, zmiażdżone ramię, a siedem złamanych żeber przebiło mu płuco. Jean-Maurice nie przeżyłby, gdyby nie pomoc amerykańskich przyjaciół. Państwo Kitchen załatwili helikopter, który przetransportował go na dalsze leczenie do Ameryki. - Zawsze będziemy im wdzięczni. Gdyby nie oni, mojego taty nie byłoby dzisiaj z nami. Nie każdy jest w stanie zapłacić 30 tysięcy dolarów za helikopter, aby kogoś uratować - mówiła ze łzami w oczach 17-latka.
Mimo że po tych wszystkich wydarzeniach tenis nie był dla Victorii priorytetem, kontynuowała ona swoją karierę, zaczynając startować w turniejach rangi ITF. Największym takim sukcesem był finał w Południowej Karolinie w maju 2012 roku. W kolejnych tygodniach brała udział w turniejach organizowanych przez Narodowe Stowarzyszenie Tenisowe USTA, a znakomite wyniki zagwarantowały jej dziką kartę do głównej drabinki US Open. W pierwszej rundzie, los skojarzył ją z Kim Clijsters, dla której był to ostatni turniej w karierze. - Kiedy zobaczyłam drabinkę i dostrzegłam, że gram z Clijsters, byłam bardzo podekscytowana. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Ona była dla mnie wzorem, granie ze swoim idolem jest niesamowite. Mimo porażki w dwóch krótkich setach, Duval mogła być z siebie dumna. Utytułowana Belgijka w szatni poprosiła ją o... wspólne zdjęcie. - Po prostu wariowałam w szatni. Nie mogłam przestać skakać i krzyczeć. Kim podeszła do mnie i spytała, czy wszystko w porządku - wspominała podekscytowana. Oprócz zdjęcia z gwiazdą, Victoria mogła się również cieszyć z osiągnięcia półfinału gry juniorskiej i wyeliminowania po drodze mistrzyni dziewczęcego Wimbledonu, Eugenie Bouchard.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
Jednak naprawdę głośno o Duval zrobiło się dopiero podczas tegorocznego turnieju, kiedy odwróciła losy meczu i pokonała zwyciężczynię z 2011 roku, Samanthę Stosur. Jako 298. zawodniczka rankingu, najpierw udanie przeszła kwalifikacje, aby następnie odnieść swoje pierwsze zwycięstwo w turnieju głównym Wielkiego Szlema. Niesiona dopingiem kibiców licznie zgromadzonych na Louis Armstrong Stadium, przez całe spotkanie wierzyła w zwycięstwo, jednak dopiero czwarta piłka meczowa przyniosła upragniony sukces. - To był wielki moment. Nigdy nie jest łatwo zakończyć mecz, a szczególnie, kiedy grasz z byłą mistrzynią US Open. Nawet nie pamiętam piłki meczowej. Miałam w głowie wiele różnych emocji, głównie szczęście. Myślę, że grałam dzisiaj świetnie. To niesamowite. Oczywiście to świetne uczucie pokonać taką zawodniczkę. Sam jest wspaniała, mimo że nie grała dziś swojego najlepszego tenisa - mówiła przez łzy wzruszenia w pomeczowym wywiadzie. Kolejny mecz już przegrała, jednak turniej dał jej wiele pewności siebie i bezcennego doświadczenia.
Marząca o karierze inżyniera biomedycznego i każdą wolną chwilę poświęcająca na naukę anatomii i biologii Duval, po przeprowadzce z Haiti do Stanów pracowała z trenerami USTA oraz szkoleniowcem Melanie Oudin. W tym roku, pod okiem Billie Jean King, reprezentowała drużynę Philadelphia Freedoms, a jakiś czas temu przeniosła się do Akademii w Bradenton, nazywanej "fabryką" sportowców. Na Florydzie trenuje pod okiem Nicka Bollettieriego, który nerwowo oglądał pojedynek swojej podopiecznej. - Byłem tak podekscytowany, że kilkukrotnie musiałem biec do toalety. Takie zwycięstwo może okropnie dużo zrobić dla jej kariery. Jeżeli tylko poprawi serwis, będzie świetną zawodniczką.
Niesamowite zwycięstwo w Nowym Jorku umieściło 17-latkę na niekończącej się liście amerykańskich nadziei na sukces. Większość ze znajdujących się tam nazwisk szybko jednak rozczarowuje i po kilku dobrych występach boleśnie spada w rankingu. Czy tak będzie z Victorią? - Oczywiście wszyscy staramy się, aby amerykański tenis znów był taki, jak dawniej. Wszyscy pracujemy nad osiągnięciem tego samego celu, jesteśmy zwartą grupą. Wzajemna pomoc jest bardzo ważna. Myślę, że jesteśmy na świetnej drodze.
Wywinęła im wszystkim numer , w ostatniej chwili rezy Czytaj całość