AO: Murray po niesamowitym boju ograł Federera! Trzeci finał Szkota w Melbourne

Andy Murray przełamał fatum, jakie ciążyło nad nim w wielkoszlemowych bojach z Rogerem Federerem. Szkot w półfinałowym meczu Australian Open pokonał Szwajcara 6:4, 6:7(5), 6:3, 6:7(2), 6:2!

Z dotychczasowych 19 meczów przeciw Rogerowi Federerowi łupem Andy'ego Murraya padło dziesięć. Jednak przed rozpoczęciem półfinału Australian Open zwracano uwagę na fakt, że Szkot nigdy nie pokonał swojego wielkiego rywala podczas turnieju wielkoszlemowego, jednocześnie dodając, iż każda seria ma swój koniec. W piątkową noc Murray przełamał passę porażek z Federerem w Wielkim Szlemie, zwyciężając go po czterech godzinach niesamowitej walki 6:4, 6:7(5), 6:3, 6:7(2), 6:2.

Szkot już od pierwszych piłek meczu pokazał bardzo dobrą dyspozycję. Wprawdzie w gemie otwarcia nie wykorzystał piłki na przełamanie, lecz uczynił to w gemie numer trzy, popisując się przy break poincie kończącym bekhendem. Przewaga przełamania, którą uzyskał w początkowej fazie pierwszej partii, w końcowym rozrachunku dała mu zwycięstwo w tej odsłonie.

W secie numer dwa w grze szkockiego tenisisty nic się nie zmieniło, cały czas doskonale serwował, umiejętnie przechodził z defensywy do ataku oraz inteligentnie wykorzystywał całą geometrię kortu. Federer poprawił za to swoją dyspozycję w gemach serwisowych, zaczął grać bardziej agresywnie, ale wciąż to Murray był postacią dominującą na korcie. O losach tej partii rozstrzygnął tie break, a właściwie jego 11 punkt. Przy stanie 5-5 mistrz ubiegłorocznego US Open chciał się popisać smeczem w stylu legendarnego Pete'a Samprasa, wyskoczył wysoko w górę i... zagrał piłkę wprost w Szwajcara, który nie zmarnował tego prezentu, mijając rywala bekhendem po przekątnej. Rozgoryczony sposobem w jaki przegrał poprzedni punkt Murray, przy następnej piłce, która była jednocześnie setbolem dla bazylejczyka, wyrzucił forhend w aut.

Trzecia partia przyniosła zdecydowanie najmniej emocji. Brytyjczyk wyszedł z tarapatów w drugim gemie, broniąc piłki na przełamanie. W gemie szóstym Federer z nie do końca wiadomych przyczyn wylał morze frustracji w kierunki sędziego Erica Moliny, po tej scysji w poczynania szwajcarskiego mistrza wkradła się niedokładność, co poskutkowało stratą podania. Murray, tak jak w pierwszym secie, nie wypuścił z rąk przewagi przełamania i wygrał całą partię 6:3.

O ile trzecia odsłona stała na dość niskim poziomie, o tyle czwarta mogła zadowolić nawet najbardziej wymagających fanów dyscypliny. W pierwszym gemie Federer obronił piłkę na przełamanie, a w trzecim odebrał serwis przeciwnikowi, by po chwili objąć prowadzenie 4:1. Wtedy za odrabianie strat wziął się podopieczny Ivana Lendla, który w siódmym gemie zanotował breaka, zaś w ósmym obronił break pointa i wyrównał na 4:4. W jedenastym gemie Szkot wywalczył sobie trzy break pointy, wykorzystał już pierwszego wychodząc tym samym na prowadzenie 6:5, a to oznaczało, że po chwili serwował po awans do finału. Presja, która w tym momencie spoczęła na barkach tenisisty z Dunblane, okazała się być dla niego zbyt przytłaczająca. 25-latek zagrał bojaźliwie i dał się przełamać. Zamiast cieszyć się z awansu do finału, został zmuszony do walki w rozgrywce tie breakowej, która kompletnie nie ułożyła się po jego myśli. Od stanu 2-2 Murray przegrał pięć piłek z rzędu, a Federer po raz kolejny udowodnił, że jest prawdziwym mistrzem tie breaków, wygrywając szóstego na sześć rozegranych w tym roku w Melbourne!

Przed rozpoczęciem piątej partii wielu ludzi ściśle związanych z dyscypliną zastanawiało się w jakiej kondycji psychicznej jest reprezentant Wielkiej Brytanii. Murray dość szybko pokazał, iż wyrzucił ze swej głowy wydarzenia z końcówki poprzedniego seta, łatwo obejmując prowadzenie 3:0. Po breaku spokojnie kontrolował mecz, a Szwajcar robił co w jego mocy, aby odrobić stratę, lecz był zbyt nerwowy i niedokładny. Ta postawa Federera postawiła go pod ścianą w ósmym gemie. Szkot przy podaniu swego rywala wywalczył dwa meczbole. Pierwszego Maestro obronił wygrywającym podaniem, ale przy drugim posłał w aut uderzenie forhendowe. Po równych czterech godzinach zażartej walki, Murray mógł zacząć celebrację awansu do finału Australian Open.

- On jest wielkim zawodnikiem, każdy mecz z nim jest niesamowicie trudny. Mogłem wygrać szybciej, miałem 6:5 i serwis, lecz on wtedy zagrał kilka nieprawdopodobnych piłek i mnie przełamał. To był inny mecz niż nasza ostatnia konfrontacja na Igrzyskach, zdecydowanie trudniejszy, najważniejszy jest fakt, że osiągnąłem swój cel - powiedział czwarty tenisista świata.

- Pozytywne jest to, że nie jestem bardzo zmęczony po tym meczu, a to w perspektywie finału z Djokoviciem ma ogromne znaczenie. Nie widziałem meczu Novaka z Ferrerem, ale słyszałem, że zagrał świetnie. To mnie nie dziwi, bowiem on tu zawsze gra wspaniale. W finale będę musiał zaprezentować swój najlepszy tenis - dodał na koniec.

W niedzielę szkocki tenisista po raz trzeci w karierze zagra w finale Australian Open. W dwóch dotychczasowych (z Federerem w 2010 roku i z Djokoviciem w 2011) nie potrafił ugrać nawet seta.

Program i wyniki turnieju mężczyzn

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Komentarze (31)
avatar
Mossad
25.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Roger jest juz od pewnego czasu znudzony tenisem . Juz nic moze nie wygrac , chyba ze na Wimblu. 
avatar
Pottermaniack
25.01.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Maestro za bardzo fałszował, co nie znaczy, że na Wimbledonie nie popisze się swoją grą. Brawo Andrzej, powtórka z rozrywki i maraton z Djokerem mile widziany. ;) 
avatar
Senti
25.01.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Kibicowałem Rogerowi ale Murray zagrał kapitalnie i zdecydowanie zasłużył na zwycięstwo. Zdecydowanie Andy rozwinął się po Olimpiadzie, którą wygrał i wtedy nabrał wiatru w żagle. Zobaczymy jak Czytaj całość
Armandoł
25.01.2013
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Andrew lecisz po tytuł, mój kochany! 
Alk
25.01.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dzok po tytul.