Jarosław Kowal: Gratuluję obrony mistrzowskiego tytułu. Łatwiej o zwycięstwo było w tym, czy w zeszłym roku?
Marcin Gawron: - Zdecydowanie w tym roku było trudniej. Zawsze przecież ciężej broni się tytułu.
Kilka trzysetówek musiał pan rozegrać...
- Te mecze trzysetowe przed finałem nie były wcale takie najgorsze. Pierwsze sety przegrywałem najczęściej z własnej winy. Później się rozkręcałem i było już lepiej. Najciężej było w finale. Błażej [Koniusz - przyp. red.] grał super, a ja rozkręcałem się dość powoli. Udało mi się rozkręcić w zasadzie w ostatnim momencie, bo przy 2:4 w drugim secie.
Ostatecznie wygrał pan dzięki kontuzji rywala. Krecz Koniusza przyniósł ulgę?
- Nie aż tak wielką. Oczywiście cieszyłem się, że już nie muszę grać i jestem mistrzem Polski, ale już wówczas miałem dość zdecydowaną przewagę i nawet gdyby Błażej nie skreczował, to myślę, że odniósłbym zwycięstwo.
Nie czuje pan, że ten tytuł to troszkę drugoligowy sukces?
- To prawda, że na tle światowego tenisa, tytuł za mistrzostwo Polski jest niczym. Ale i tak fajnie jest być mistrzem Polski. To coś, co kiedyś z pewnością będę miło wspominał. A dodajmy, że w tym roku zabrakło na mistrzostwach tylko kilku zawodników - Olejniczaka, Przysiężnego, Kubota oraz Grześka Panfila. To nie była polska druga liga.
Ale tego sukcesu chyba nie da się porównać do osiągniętego finału Wimbledonu juniorów dwa lata temu?
- Oczywiście to zupełnie co innego. Trudno powiedzieć, który sukces jest większy. Jednak finał juniorskiego Wimbledonu to coś pięknego i wiadomo, że już nigdy więcej tego osiągnięcia nie uda mi się powtórzyć, bo wyszedłem już z wieku juniora. Z pewnością będę wspominał ten sukces do końca życia.
No właśnie: jak to jest z przejściem z wieku juniorskiego w seniorski? Niezwykle ciężko jest powtórzyć młodzieńcze sukcesy w "dorosłym" tenisie...
- Jest ciężko. Ale trzeba przejść drogę futuresów i challengeów, a potem może być już tylko łatwiej. Są tacy, którzy przechodzą z wieku juniora do seniora i od razu święcą spore sukcesy, ale częściej zdarzają się tacy, którzy przez pierwsze lata znajdują się na odległych miejscach w rankingu i dopiero później wchodzą do setki.
A kiedy zobaczymy pana w większych turniejach?
- Póki co na grę w challengeach nie pozwala mi ranking. Niedługo będę grał parę futuresów. Mam nadzieję, że zdobędę kilka cennych punktów i poprawię swoją pozycję.
Mówił pan jakiś czas temu, że miniony sezon był dla pana udany. Nie może pan chyba tego samego powiedzieć o tym sezonie...
- Tak naprawdę początek poprzedniego roku także był kiepski. Moja forma wówczas z czasem zwyżkowała i dobre wyniki zaczęły przychodzić dopiero koło lipca. Miejmy nadzieję, że teraz też tak będzie. Bo tym razem znów początek sezonu nie był najlepszy w moim wykonaniu. Teraz muszę zrobić wszystko, aby ta druga część sezonu była zdecydowanie lepsza.
Mierzy pan w jakieś konkretne miejsce w rankingu?
- Nie. Chcę po prostu, by moja gra stawała się coraz lepsza. Pozycja w rankingu wówczas sama się poprawi.
A jest szansa, że zobaczymy pana w składzie drużyny daviscupowej?
- Mam nadzieję, że w końcu taki moment nastąpi. Nawet nie dlatego, że starsi koledzy wcześniej skończą karierę, ale po prostu mam nadzieję, że ich już niedługo pokonam. Tak naprawdę nie ma dużej różnicy między nami. W męskim tenisie decydują szczegóły. Pewnie gdybym miał lepszy początek sezonu, to myślę, że to ja grałbym teraz w Pucharze Davisa.
Pytanie z innej beczki: kibicuje pan Agnieszce Radwańskiej?
- Oczywiście interesuje się polskim tenisem, dlatego też kibicuje Agnieszce i trzymam za nią kciuki. Byłoby naprawdę super, gdyby nie tylko udało jej się utrzymać aktualną pozycję, ale awansować jeszcze wyżej.
A kiedy doczekamy się męskiego wydania Radwańskiej?
- W męskim tenisie jest dużo ciężej. Awans 19-latka do pierwszej dziesiątki to naprawdę spory ewenement. I może zdarzy się jedna taka osoba na dziesięć tysięcy grających w tenisa. Jednak mam nadzieję, że prędzej czy później w Polsce doczekamy się kogoś takiego. Powiem szczerze: mam nadzieję, że ja będę kimś takim za kilka lat. Przecież właśnie po to trenuję.
Czyli tak naprawdę marzy pan nawet o pierwszej dziesiątce rankingu ATP?
- Jasne. Zawsze trzeba sobie określać jakiś cel. Właśnie on daje mi motywacje do walki, nawet do samych treningów.
Na koniec pytanie o zagraniczny tenis. Myśli pan, że Federer zostanie zdetronizowany przez Nadala?
- Nie. Myślę, że Federer jeszcze przez jakiś czas utrzyma się na tronie.