US Open, komentarze: Poliglotka Woźniacka ciągle uczy się nowych języków

Jak burza, a raczej jak wiatr przebrnęła przez pierwszy tydzień i jest już w półfinale. Karolina Woźniacka nie myśli jednak o roli faworytki US Open, którą przypina jej się z racji ubiegłorocznego finału, wyników uzyskanych w ostatnim czasie i numeru jeden przy turniejowym rozstawieniu.

W tym artykule dowiesz się o:

W ekstremalnych warunkach wietrznych Woźniacka rozbiła w środę 6:2, 7:5 Dominikę Cibulkovą: - Zwycięstwo to przynajmniej coś dobrego, co wynikło w tych podmuchach - powiedziała Dunka, przed którą mecz z Wierą Zwonariową o sobotni finał. - Muszę zagrać na swoim najwyższym poziomie, by ją pokonać - zapowiada. - Rolą faworytki się nie przejmuję, wcale o tym nie myślę.

Jej kontestowany styl gry pozwolił w IV rundzie na zwycięstwo z Marią Szarapową, największą obok niej faworytki górnej połówki drabinki. Powtórzenie finału z Kim Clijsters coraz bliżej, Woźniacka coraz popularniejsza. - Dostrzegam to, że coraz więcej ludzi mnie rozpoznaje. Lubią mnie oglądać, lubią mój tenis. A ja pozostaję tą osobą, którą byłam wcześniej.

W wieku 20 lat włada trzema językami: ojczystym duńskim, rodzinnym polskim i angielskim, którym porozumiewa się tenisowy świat. - Rozumiem też rosyjski i nawet nim mówię, całkiem w porządku. W szkole uczyłam się francuskiego i hiszpańskiego, a właściwie wciąż się ich uczę. Poza tym norweski i szwedzki są podobne do duńskiego. Każdy język ma w sobie coś specjalnego. Fajnie jest znać ich wiele, bo można rozmawiać z wieloma ludźmi.

Woźniacka chwali się dwiema poza kortowymi pasjami: modą i boksem. - To inna forma treningu - mówi o pląsach na ringu. - Mam znakomitego trenera, który wie jakie elementy przydają mi się do tenisa. Zajęłam się boksem, to chciałam spróbować czegoś innego, a ten sport to nie tylko sprawa siły fizycznej. Czy kiedyś kogoś znokautowała? - Nie, jestem dobrą dziewczyną.

Szalona pogoda

Cibulková stwierdziła, że nigdy wcześniej nie grała w tak trudnych warunkach. - Cały mecz polegał na walce. Ale to na moją grę bardziej wpłynął wiatr - przyznała Słowaczka. Celowała w swój drugi półfinał w Wielkim Szlemie: - Czuję wielki zawód, ale gdy wstanę rano, będę czuła się już lepiej.

- Kolejny wielkoszlemowy półfinał świadczy o tym, że się rozwijam - mówi Zwonariowa. Środkiem do celu przeciw Kai Kanepi było dla niej znalezienie właściwego balansu między byciem opanowaną a agresywną. - Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała dobremu tenisowi - powiedziała moskwianka, finalistka Wimbledonu. - Teoretycznie łatwe uderzenie w takich warunkach, gdy wieje we wszystkie kierunki, łatwe nie było. Myślę, że dokonałam w tym meczu odpowiednich wyborów.

Zwonariowa o absencji Sereny Williams: - Świetnie mieć ją w stawce, bo jest wielką mistrzynią i wojowniczką. Ale jej brak wcale nie sprawia, że rywalizacja jest bardziej otwarta. O Woźniackiej: - Jest bardzo dojrzała i doświadczona jak na swój wiek. Wielu jej nie docenia. Przeciw niej trzeba być cierpliwą, ale uderzać po swojemu. Jest ciężką rywalką, bo dobrze czyta grę. Nie można się frustrować grając nie tylko przeciw niej, ale komukolwiek innemu. W finale w Montrealu nie mogłam odnaleźć swojej gry, musząc wcześniej tego samego dnia walczyć z Azarenką.

Trudniej walczyć ze Zwonariową czy z wiatrem? - Z obojgiem - uśmiechnęła się Kanepi, która z podobnymi warunkami mierzyła się w meczu z Jeleną Janković. - Trochę się więc przyzwyczaiłam. Ale dzisiaj nie mogłam odnaleźć rytmu i kontrolować piłki.

Numer jeden estońskiego tenisa jest zadowolona z drugiego w sezonie wielkoszlemowego ćwierćfinału. - Dla mnie to był stabilny turniej - przyznała. - Jestem zadowolona ze swojego rytmu, bo nie miałam w grze wiele wzlotów i upadków. Nabrałam tutaj ducha waleczności. Teraz zagra w Tokio, Pekinie i Moskwie, a być może także w Turnieju Mistrzyń na Bali.

Źródło artykułu: