Đoković i obowiązki patriotyczne, Murray na wakacje - komentarze przegranych półfinalistów Wimbledonu

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Novak Đoković i Andy Murray, trzecia i czwarta rakieta świata, uznali klasę rywali, którym ulegli w piątek w meczach półfinałowych Wimbledonu. Pierwszy z nich w poniedziałek zostanie wiceliderem rankingu ATP. Murray żadnych punktów w ciągu dwóch ostatnich tygodni nie zyskał, bo przed rokiem zatrzymał się w tej samej fazie turnieju.

W tym artykule dowiesz się o:

Wimbledon kończy część sezonu, w której najlepsi tenisiści mierzą się między sobą w Europie. Późną jesienią znów zjadą do Londynu, na Masters, ale na razie niektórzy robią sobie krótkie wakacje (jak Murray). Nie wszyscy jednak, bo już w najbliższy piątek ćwierćfinał Pucharu Davisa. Zaangażowany w grę dla barw narodowych jest Đoković, a jego Serbia zmierzy się w Splicie z Chorwacją.

Mówi Đoković (porażka 3:6, 6:7, 3:6 z Berdychem): - Nie zasłużyłem na wygraną. Rywal był lepszym zawodnikiem, a ja nie wykorzystałem szans, które miałem. W ważnych momentach przytrafiały mi się podwójne błędy serwisowe, a w innych sytuacjach zabrakło szczęścia. Byłem zdenerwowany, nie ma kwestii. Poza tym nie czułem się dobrze, straciłem we wcześniejszych meczach wiele energii. Teraz męczyłem się, stojąc chyba za daleko od linii końcowej.

Mówi Murray (porażka 4:6, 6:7, 4:6 z Nadalem): - Jestem zirytowany i zawiedziony sam oraz z powodu kibiców, którzy wspierali mnie niesamowicie. Ale po drugiej stronie siatki miałem najlepszego tenisistę na świecie, przeciw któremu nie można zawsze dyktować warunków. Nadal miał bardzo dobry bekhend, tak, ale on ma wszystkie elementy gry na najwyższym poziomie. Z Rafą grałem po raz jedenasty i niczym mnie nie zaskakuje, ale mecze z nim są po prostu ciężkie. Jest teraz faworytem do tytułu. Ja nie zagrałem złego meczu. Chciałem wygrać dla mojego teamu, dla Wielkiej Brytanii. Wimbledon to dla mnie najważniejszy turniej wielkoszlemowy i ogólnie oceniam go w tym roku w swoim wykonaniu dobrze.

Źródło artykułu: