Puchar Federacji: Nieważne kto pierwszy wyjdzie na kort

Tomasz Wiktorowski uważa, że układ gier nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia w meczu Polska - Hiszpania. Jedyną niewiadomą przed losowaniem były godziny, które pozwolą ustalić plan przygotowań, rozgrzewek. - Oba sobotnie mecze musimy wygrać - mówi kapitan biało-czerwonych.

- Bardzo możliwe, że Marta będzie miała łatwiej, gdy Agnieszka zdobędzie pierwszy punkt - tłumaczy Wiktorowski, od ubiegłego sezonu opiekun kadry kobiet, która drugi rok z rzędu walczy w barażu Grupy Światowej II. - Oba pojedynki sobotnie muszą zagrać na sto procent, nie ma podchodów - mówi. - Nie ma znaczenia, kto pierwszy wyjdzie na kort - dodaje Agnieszka Radwańska. - Nie ma - potwierdza Marta Domachowska.

W piątek singlistki trenowały w południe, deblistki zaplanowały zajęcia na 17. - Razem z trenerami oglądaliśmy Hiszpanki, podczas gdy dziewczyny miały własne zajęcia. Marta z Agą mają jeszcze krótki trening ogólnorozwojowy - mówi Wiktorowski. - Przekażemy sobie proste informacje. Wieczorem zostaniemy w hotelu i trochę jeszcze porozmawiamy.


Kadra Polski w Fed Cup (foto ORGANIZATOR)

Podobnie jak rywalki, Polki miały problemy z dotarciem nad Bałtyk, nawet mieszkająca w Gdyni Klaudia Jans. - Wszyscy jesteśmy już przyzwyczajeni do zmian, także nawierzchni - mówi deblistka, która dotąd nie może się doczekać na wszystkie bagaże. - Nie pamiętamy już porażki z Bydgoszczy. Każdy tydzień to kolejne wyzwanie - uważa Wiktorowski.

Więcej niż zespół

Kadrze Hiszpanii podróż z Barcelony zajęła prawie 18 godzin. Za zawodniczkami rekonesans nawierzchni, która nie może być ich preferowaną. - Naszą siłę stanowi zespół. To więcej niż zespół - mówiła María José Martínez, która użyła parafrazy sloganu FC Barcelona. Najlepszej singlistce rywalek, 27. rakiecie świata, podoba się w Sopocie, gdzie w 2002 roku w turnieju WTA przegrała w kwalifikacjach z Kuzniecową. - Dawno, dawno temu - wspomina.

Prowadzący kadrę kobiet od 1993 roku Miguel Margets nie rozważa końca swojej przygody na tym stanowisku. - Moja przyszłość zależy od prezydenta federacji - stwierdził. A sternik tenisowej centrali w Hiszpanii, José Luis Escañuela, odczytał przed losowaniem gier krótkie podziękowania dla polskiej strony: - Przyjęliście nas ciepło mimo ostatnich tragicznych chwil w waszym kraju.

Dwa treningi w piątek dla gospodyń, dwa dla Hiszpanek. - Jesteśmy gotowe - zapowiadają. - A, i jedzenie macie tutaj bardzo dobre - powiedziała Carla Suárez po sugestii koleżanek. Przewidywany wynik? - 3-1 dla nas... ups, 4-1 - kapitan Margets poprawił Arantxę Parrę, która mogła zapomnieć ile gier liczy mecz Fed Cup, bo poprzednio wystąpiła w rozgrywkach w roku 2005. - Będzie 8:6 w ostatnim secie debla - to inny typ uśmiechniętych Hiszpanek.

Po raz pierwszy w historii spadły w ubiegłym sezonie z najwyższej dywizji rozgrywek. - Mieliśmy nieciekawe losowania, mecze przeciw Serbkom, Czeszkom, wyjazdy, graliśmy w hali - wymienia przyczy porażek Margets. - W ostatnich pięciu meczach natknęliśmy się na sześć zawodniczek z czołowej dziesiątki rankingu - kontynuuje wyjaśnienia. - Polska będzie trudnym przeciwnikiem nie tylko z powodu gry na własnym terenie.

Według katalońskiego trenera kluczem do sukcesów jest mentalność. - To czynnik, który robi różnicę, pozwala wejść do Top 10 - mówił. Poziom kobiecego tenisa w Hiszpanii nie jest tak wysoki jak przed laty, ale w ekipie rywalek chcą dostrzegać pozytywy: - Mamy trzy zawodniczki w Top 50. Arantxa [Sánchez Vicario] i Conchita [Martínez] nie są dobrym przykładem do porównania z nami - tłumaczyła María José Martínez, najbardziej uniwersalna z Hiszpanek, marząca o wygraniu Wimbledonu. - Jeżeli chce być w elicie, musisz grać dobrze na wszystkich nawierzchniach. A kort ziemny to tylko dwa miesiące w roku - mówi Suárez, specjalistka od ceglanej mączki.

Komentarze (0)