Według byłej liderki rankingu, która zakończyła karierę w ubiegłym roku (oznajmiając to także ze łzami w oczach), turniej we francuskiej stolicy wyróżnia publiczność. - To koneserzy, zaangażowani w mecz od początku do końca. Dzięki nim tam wygrałam - mówi w rozmowie z magazynem Sport.
Po finale poprzedniej edycji imprezy Mauresmo płakała przy akompaniamencie aplauzu. - Były w tych brawach szacunek, podziw i miłość - mówi triumfatorka 25 turniejów (dwóch wielkoszlemowych i jednego Masters). - Jeżeli czegoś żałuję, to tylko tej publiczności - przyznaje liderka rankingu przez 39 tygodni (między wrześniem 2004 a marcem 2006).
30-letnia Francuzka twierdzi, że powinna zakończyć karierę po ubiegłorocznym Wimbledonie. - Nie widzę możliwości, bym mogła zagrać po raz ostatni właśnie w Paryżu. Gdybym kontynuowała w tym sezonie karierę, skończyłabym ją po Wimbledonie - mówi.
W tym sezonie jest już po dwóch wydarzeniach, które określiły także jej karierę: Australian Open i Pucharze Federacji. - Powiedziałam znajomym, że w związku z Melbourne mogę poczuć jakieś ukłucie, tak samo mogę oglądając w akcji koleżanki z reprezentacji. Ale nie żałuję - przyznaje.
Dlaczego skończyła z zawodowym tenisem? - Chciałam się uwolnić z więzów, którymi byłam spętana przez te wszystkie lata. Odpoczywam, rozpatruje przychodzące zewsząd propozycje. Nie chciałabym nic nie robić przez dłuższy czas - tłumaczy. Ekspert telewizyjny, pracownik federacji, dyrektor turnieju - nie wyklucza siebie w jednej z tych ról.
Celem na ten rok jest udział w maratonie nowojorskim. Amélie rozpoczęła już bieganie wspólnie z Xavieriem Moreau, swoim byłym trener przygotowania fizycznego.