Iga Świątek nie zwalnia tempa. W ćwierćfinale Australian Open, w starciu z Emmą Navarro, straciła zaledwie trzy gemy i pewnie awansowała do półfinału (6:1. 6:2), w którym zmierzy się z Amerykanką Madison Keys.
Po środowym meczu Polki więcej niż o jej wygranej dyskutuje się jednak o kontrowersyjnej sytuacji z piątego gema drugiej partii.
W nim Świątek nieprawidłowo przyznano punkt, po którym objęła prowadzenie w secie 3:2. Po skrócie Navarro piłka dwa razy dotknęła kortu, a dopiero później odbiła ją rakietą Polka. Arbiter tego nie zauważyła, a Amerykanka kontynuowała akcję i za późno poprosiła o wideoweryfikację.
- Nie przerwałam akcji, więc nie mogłam już po jej zakończeniu poprosić o VAR. Po akcji dla pewności zapytałam jeszcze arbiter, czy mogę poprosić o wideoweryfikację, ale nie dostałam zgody - powiedziała na konferencji prasowej Navarro, cytowana przez "The Tennis Letter".
Po tej kontrowersji wróciła zatem dyskusja, czy tenisistki i tenisiści powinni mieć prawo prosić o wideoweryfikację także po zakończeniu akcji, a nie tylko wtedy, gdy sami ją przerwą.
- Powinno się pozwolić poprosić o VAR także po zakończeniu akcji. Wszystko stało się bardzo szybko. Nie mogłam dobrze dostrzec czy piłka uderzyła w kort przed trafieniem Igi. Masz też z tyłu głowy wtedy taką myśl, że trzeba grać dalej, bo mogę jeszcze wygrać ten punkt. Potem mogłabym być rozczarowana, gdybym przerwała akcję, a okazało się, że błędu nie było - tłumaczyła Amerykanka.
Navarro podkreśliła także, że nie ma pretensji do Igi Świątek.
- Wszystko działo się bardzo szybko. Nie wiem czy Iga widziała jak piłka uderzyła o kort, czy nie widziała. To sędzia musi w tej sytuacji podjąć decyzję. Trudno tutaj winić kogokolwiek. To trudna decyzja. Po prostu przepisy powinny być inne - zakończyła ósma tenisistka rankingu WTA.
ZOBACZ WIDEO: Aida Bella zrobiła karierę poza sportem. "Prawdziwe zderzenie z biznesem"