W czwartek prawdziwy szok w świecie tenisowym wywołała informacja, że w organizmie Igi Świątek wykryto niedozwolony środek. Mowa o trimetazydynie (TMZ), która była obecnie we krwi tenisistki w śladowych ilościach - zaledwie 0,05 ng/ml (50 pg/ml).
To tym dziwne, że według informacji przekazanych przez sztab zawodniczki, pozostałe ponad 20 testów antydopingowych w tym sezonie były negatywne. To wskazywało na to, że zawodniczka przyjęła niedozwoloną substancję najpewniej przypadkiem.
Polka została ostatecznie zawieszona na miesiąc i przez to nie mogła wziąć udziału w turnieju w Azji. Przez ten czas robiła wszystko, by udowodnić swoją niewinność. Ostatecznie jej się to udało i mogła wrócić do gry. Wystąpiła w listopadzie w turnieju WTA Finals oraz Pucharze Billie Jean King.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Okazało się, że winne były tabletki z melatoniną - popularnym środkiem ułatwiającym zaśnięcie. Warto nadmienić, że melatonina to substancja dozwolona do używania przez sportowców. Konkretny środek miał polecić Polce jeden z lekarzy. Właśnie te tabletki były zanieczyszczone trimetazydyną.
Jeden z najpopularniejszych serwisów o tenisie Punto de Break poinformował, że to trener przygotowania fizycznego miał kupić zanieczyszczony lek. Ponadto napisał, że Maciej Ryszczuk miał go "kupić od producenta, który nie jest uważany za wiarygodnego".
O komentarz poprosiliśmy sztab Igi Świątek. - To nieprawdziwa informacja z uwagi na to, że Maciej Ryszczuk nie kupował tych leków, a wszystkie marki i producenci były zawsze dobierane zgodnie z wytycznymi antydopingowymi - pisze nam Paula Wolecka, menadżer PR Igi Świątek.
Wiceliderce rankingu WTA do odsłużenia zostało jeszcze 8 dni zawieszenia. Zrobi to w grudniu czyli w miesiącu, w którym nie odbywają się żadne turnieje.