Impreza na kortach przy alei Wojska Polskiego 127 tak bardzo wpisała się w świadomość szczecinian, że po prostu tradycją dla nich jest obecność podczas niedzielnego finału. Nie inaczej było w tym roku. Na pół godziny przed początkiem meczu znaleźć na trybunach więcej niż dwa wolne miejsca koło siebie. Dzięki czemu walczący w finale SEC Open, czyli turnieju artystów, Maciej Dowbor i Dariusz Lewandowski, mogli się poczuć jeszcze bardziej wyjątkowo.
To tradycja. Punktualnie o godz. 10:00 na korcie centralnym pojawiają się artyści, a dwie godziny później tenisiści, którzy prezentowali się w Szczecinie najlepiej stawiają się po dwóch stronach siatki, żeby walczyć o tytuł. Kiedy do tego dołożyć codzienne „mecze dnia” w sesji wieczornej, które przyciągają fanów bez względu na pogodę, mamy przepis na sukces.
Co więcej, turniej ATP Challenger Tour wpisał się w świadomość nie tylko mieszkańców Szczecina. Do stolicy województwa zachodniopomorskiego przyjeżdżają osoby nawet mający do miasta setki kilometrów. - To przez atmosferę, to nie tylko święto tenisa, ale wydarzenie kulturalne, po meczu można posłuchać koncertu, ale także iść do strefy VIP, która cały czas tętni życiem. To robi wrażenie - mówili mi kibice, którzy śledzili niedzielny finał.
Sama przyjeżdżam tu od lat, mając porównanie ze wszystkimi innymi dużymi turniejami podobnej rangi (albo niższej). Choć nie zawsze można w Szczecinie zobaczyć najlepszych polskich tenisistów, bo termin koliduje z Pucharem Davisa, to ci, którzy mogą, starają się tu przyjeżdżać. - Każdy bardzo dobry tenisista grał wieczorne sesje w Szczecinie i bardzo dobrze je wspomina. To wyjątkowe przeżycie - mówił mi Szymon Walków, finalista tegorocznej edycji Invest in Szczecin Open w grze podwójnej.
I tak jest co roku. Frekwencja, atmosfera, imprezy towarzyszące - wszystko niezmiennie dopisuje. W tym miejscu pojawia się zasadne pytanie: czy w związku z tym w turniej ten powinien nadal mieć rangę ATP Challenger czy organizatorzy powinni mierzyć wyżej i organizować turniej ATP 250?
Pewne jest to, że nie byłoby pustych trybun, a zawodnicy z całego świata chętnie zapisaliby się do udziału w takiej imprezie bez względu na termin. Od lat powtarzają, że lubią tu przyjeżdżać. Nawet Argentyńczyk Guido Andreozzi stwierdził, że niskie temperatury mu nie przeszkadzają i zawsze czuje się tu świetnie. W Szczecinie zdobył już trzy tytuły (jeden w singlu i dwa w grze podwójnej).
Co więc stoi na przeszkodzie? Pieniądze - budżet musiałby być dwa razy wyższy, ale na pewno jest to wykonalne. Termin - musiałby się zmienić, bowiem w tym czasie jest rozgrywany Puchar Davisa, nie ma turniejów ATP. Dostosowanie obiektu - również jest do zrobienia.
Nie jest więc wykluczone, że w przyszłości tak się stanie. Prawda jest taka, że tu nie był potrzebny impuls w postaci wyników czołowych polskich tenisistów. To po prostu tradycja, kiedy w jeden z wrześniowych tygodni po prostu trzeba być w Szczecinie. Wiedzą o tym zawodnicy z Polski, zagranicy i fani z wielu zakątków kraju.