Dawid Góra: 22 lata. Wiek w sam raz idealny [OPINIA]

Getty Images / Clive Mason / Na zdjęciu: Iga Świątek
Getty Images / Clive Mason / Na zdjęciu: Iga Świątek

Problemy z adaptacją to jedno, niezwykle silna pewność siebie to drugie. Mecz Igi Świątek w drugiej rundzie Rolanda Garrosa da Polce materiał do analizy.

Trudno powiedzieć, z czego, tak ostatecznie, wynika problem w pierwszych setach meczów Igi Świątek. Być może to kwestia adaptacji do wiatru, który w Paryżu trochę utrudnia rozgrywanie równych meczów. Może kwestia "wejścia w grę". Jednak to drugie raczej należy wykreślić. Przecież w pierwszym secie Iga wygrywała już trzema gemami, żeby trzy kolejne oddać. Ten mały kryzys zaczął się więc już po serii wygranych odsłon.

Podobnie było w pierwszym meczu. Wynik pojedynku z Claire Liu jest bowiem kalką tego osiągniętego w konfrontacji z Cristiną Bucsą (6:4, 6:0).

Niezależnie od przyczyn takiego stanu rzeczy, pewność siebie Igi była widoczna z każdym jej krokiem postawionym na korcie. Chęć zwycięstwa również. Przykład? Sytuacja z końca pierwszego seta. Polka nie rozumiała, dlaczego piłka, która wylądowała w korcie, będzie powtórzona. Okazało się, że okrzyk "out" (błędny zresztą) rozproszył Amerykankę. Świątek pogodziła się z tym względnie szybko, ale nie oddała punktu bez dyskusji. Ruszyła w stronę sędzi i musiała wyjaśnić sprawę. Po kilku zdaniach i sekundach konwersacji wróciła do gry.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za bramka! I to dzięki... kibicowi

Od samego początku meczu, nawet kiedy Liu wygrała trzy gemy z rzędu, kibice mieli prawo czuć, że Iga zwycięży. Jej sposób poruszania się na korcie, zachowanie, mimika, jasno wskazywały na to, że nie ma mowy o odpadnięciu z turnieju po rywalizacji z tą przeciwniczką. Zdarzyły się proste błędy, niepotrzebnie stracone punkty po sporych outach lub piłkach lądujących na siatce, ale były to tylko jedne z elementów spotkania. Takie, które, nie mogły doprowadzić do porażki Igi.

O zwycięstwo w ostatnim gemie Polka też musiała intensywnie powalczyć. Rywalka oddała spotkanie dopiero po rywalizacji na przewagi. Mimo tego, radości na twarzy 22-latki nie było. Dzień jak co dzień. To tylko potwierdza, jak pewna siebie przystąpiła do czwartkowego meczu.

Napis, który zostawiła po rywalizacji na obiektywie kamery, mówi sporo. Otóż Iga w pełni czuje się na 22 lata. "I'm feeling 22! #swiftie" - napisała triumfatorka. To oczywiste nawiązanie do piosenki Taylor Swift. A 22 lata to wiek, w którym człowiek jest na tyle dojrzały, aby w pełni świadomie podejmować samodzielne decyzje i autonomicznie decydować o swoim życiu. To też wiek, który wciąż wybacza popełnione błędy. Iga, jako 22-latka, jest w idealnym miejscu swojej kariery.

Dawid Góra, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty