Kiedyś miarą sukcesu była liczba wrogów, w obecnych, smartfonowych czasach coraz częściej jest nią liczba obserwujących w mediach społecznościowych. Sania Mirza jednych i drugich ma bardzo dużo. Na Instragramie obserwuje ją ponad 11 milionów osób - więcej niż wszystkie singlistki z pierwszej dziesiątki rankingu razem wzięte. Doskonałe wyniki i silna osobowość pozwoliły jej stać się ikoną indyjskiego sportu i inspiracją dla młodych sportsmenek.
Gdy wydawało się, że przynosi swoim rodakom dumę, część osób w Indiach odczuwała wstyd - bo ich reprezentantka grała w zbyt krótkich rękawach, bo miała zbyt kusą spódnicę, bo trzymała gołe stopy blisko flagi narodowej, bo wystąpiła w reklamie nagrywanej w meczecie. Powodów było naprawdę dużo i były one poważniejsze, niż może się wydawać z perspektywy Europy. Na Mirzę wydano fatwę (oficjalne pouczenie dotyczące stosowania praw Islamu), a ze spraw z flagą narodową i reklamą w meczecie musiała tłumaczyć się przed sądem.
"Możesz się ze mną zgodzić lub się mylić"
- Szereg bezsensownych kontrowersji mógłby z łatwością rozproszyć kogoś mniej odpornego psychicznie - twierdzą dziennikarze "Indian Express" w tekście podsumowującym karierę tenisistki. Ona jednak nie tylko nie dała się złamać, ale jeszcze grała na nosie pozakortowym przeciwnikom. Na turniejach pojawiała się w koszulkach z dającymi do myślenia hasłami: "dobrze wychowane kobiety rzadko piszą historię" albo "możesz się ze mną zgodzić lub się mylić". Brawura była drogą do serc młodych kobiet. Mirza nie miała jeszcze ukończonych 20 lat, gdy stała się dla nich wzorem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
Już wtedy grała na największych kortach świata z siostrami Williams czy piekielnie wówczas groźnymi Rosjankami: Szarapową, Kuzniecową, Dementiewą, Myskiną. Okazji do zaprezentowania własnych poglądów było więc dużo. Po latach żadnego wypowiedzianego zdania nie żałuje. Zapytana o to, co by zmieniła, gdyby mogła cofnąć czas, odpowiedziała, że chciałaby jeszcze raz podejść do igrzysk w Rio i zdobyć medal. W grze mieszanej jeden set dzielił ją i Rohana Bopannę od awansu do finału. Skończyło się na czwartym miejscu...
Barkha Dutt, czołowa indyjska dziennikarka, kontrowersje wokół Mirzy dzieliła na sfabrykowane i śmieszne. - Jest młoda, ładna i ma charakter, w wyniku czego jest prześladowana. Ma wszelkie powody, by mieć tego dość - mówiła w rozmowie z "New York Times". I rzeczywiście, Mirza czasami pokazywała, że wymierzane w nią ciosy, potrafią ranić. Odmawiała występu w krajowych turniejach i wprost mówiła na konferencjach prasowych, że "to nienormalne, aby ktokolwiek w jej wieku musiał radzić sobie z taką presją i wciąż grać w turniejach".
Politycy odradzali jej ślub
Zawodowa kariera Mirzy i wszystkie towarzyszące jej zdarzenia to historia na film, natomiast gdy uzupełni ją o życie prywatne, powstaje gotowy scenariusz na długi serial. Pierwszy odcinek opowiadałby zapewne o poświęceniu rodziców. Ojciec, dziennikarz sportowy, stał się trenerem mistrzyni wielkoszlemowej. - Kiedy Sania zaczynała grać, w naszym mieście były tylko dwa twarde korty. Musieliśmy jechać do znajomego, żeby grać na jego prywatnym korcie. Trzymał go pod kluczem, więc czekaliśmy aż się obudzi, da nam klucz i dopiero potem graliśmy - wspomina Imran Mirza w wywiadzie dla "Indian Tennis Daily".
To właśnie w rodzinnym Hajdarabadzie Sania poznała Sohraba. Z przyjacielem z dzieciństwa rozstała się jednak sześć miesięcy po zaręczynach. Ostatecznie na ślubnym kobiercu stanęła trzy lata później z pakistańskim krykiecistą. Sprawa odbiła się tak szerokim echem, że nawet TVN 24 pytał na swojej stronie, "czy ten ślub będzie skandalem roku"? Nie dość, że relacje między Indiami i sąsiednim Pakistanem są bardzo napięte, to w trakcie przygotowań do ceremonii okazało się, że przyszły mąż tenisistki wcześniej zawarł już ślub z inną kobietą... przez telefon. Gwiazda pakistańskiego krykieta potwierdziła sensacyjne doniesienia z przeszłości, lecz nie uznawała podpisanych dokumentów. Po drugiej stronie granicy podpisała je bowiem inna kobieta, niż ta, którą przedstawiano mu na zdjęciach.
Zamążpójście Mirzy stało się tematem rozmów milionów Hindusów i sprawą polityczną. Głos zabierali nawet politycy. Publicznie występując z żądaniem, aby tenisistka zastanowiła się jeszcze raz, czy na pewno chce wychodzić za Pakistańczyka. Ostatecznie Sania Mirza i Shoaib Malik utworzyli szczęśliwą rodzinę i dziś wychowują 4-letniego Izhaana.
Pierwsza dama indyjskiego sportu
Po przerwie macierzyńskiej Mirza zdołała wrócić niemal na sam szczyt. W deblu wygrała dwa turnieje WTA, a w mikście dotarła do finału Australian Open. Największe sukcesy odnosiła jednak wcześniej. Została mistrzynią wszystkich turniejów wielkoszlemowych i przez blisko dwa lata zajmowała pierwsze miejsce w rankingu deblistek.
Ojciec zawodniczki, zapytany o jej największy sukces, wskazał na wygranie Wimbledonu w 2015 roku u boku Martiny Hingis. To właśnie oglądając finał tego turnieju w 1993 roku, zapytał żony: a co jeśli Sania zostanie zawodową tenisistką i też zagra na korcie centralnym Wimbledonu? Wszyscy zgromadzeni w pokoju parsknęli śmiechem. Zaraz potem zabrali się jednak do pracy, której efekty przerosły marzenia. Sania Mirza została pierwszą damą indyjskiego sportu i na pewno nie zapomni o tenisie na sportowej emeryturze. Od lat prowadzi akademię tenisową w rodzinnym mieście, na terenie której oficjalnie pożegna się z kibicami 5 marca. Kolejna akademia sygnowana jej nazwiskiem powstała niedawno w Dubaju.
Kobiecy tenis może natomiast zapomnieć o Indiach. Godnej następczyni Mirzy na razie nie widać. - Jeśli mówimy o kimś, kto może pójść w moje ślady, to prawdopodobnie jest to ktoś, kto ma teraz pięć lub sześć lat. (...) Rodzice podchodzą do mnie i mówią: "Nazywamy ją Sania, chcemy, żeby grała w tenisa" - powiedziała po ostatnim meczu w zawodowej karierze Mirza.
Szymon Adamski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Mirza otrzymała najwyższe państwowe wyróżnienie
Łzy na pożegnanie indyjskiej legendy