Zarówno Polka, jak i Caroline Garcia dysponowały umiejętnościami, które pozwalały zwyciężyć. Mecz musiał więc rozstrzygnąć się w głowach zawodniczek. Aby pokonać Francuzkę, Iga potrzebowała skupienia podczas przerw. Wróciła do swojego starego sposobu, który stosowała w najtrudniejszych chwilach. Zarzucała ręcznik na głowę, aby odcinając się od otoczenia, bez rozpraszania skupić wyłącznie na własnych myślach. Niestety, nie pomogło na tyle, aby z uśmiechem schodzić z kortu.
Wagę spotkania, mimo że to WTA 250, a nie jeden z wielkich szlemów, unaoczniały reakcje sztabu 21-latki. Skupienie i wyraźny smutek na twarzach w trakcie pierwszego seta. Rozluźnienie i uśmiechy podczas drugiego. Wreszcie wyraźny entuzjazm po świetnych piłkach w wyrównanej trzeciej odsłonie spotkania. Daria Abramowicz poklepująca po ramieniu Tomasza Wiktorowskiego, jakby chciała powiedzieć: "A nie mówiłam!". Potem nerwy i irytacja - już pod koniec spotkania.
No i ta reakcja przeciwniczki Polki. Radość po zwycięstwie z liderką rankingu WTA była tak wielka, że Francuzka wydawała z siebie okrzyki nawet odpoczywając po spotkaniu na ławeczce. To pierwsza wizyta Garcii w Polsce. I na pewno zapamięta ją na długo. Dziś uśmiech ani na chwilę nie zejdzie z jej twarzy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popis nowej gwiazdy Barcy. Tak się przywitał z fanami
W tym meczu było wszystko, czego potrzebowali kibice. Oprócz spodziewanego wyniku. Szczególnie po tak długiej przerwie Polki od udziału w turniejach tenisowych. Była co prawda świetna impreza w Krakowie, gdzie w Tauron Arenie Iga zmierzyła się z Agnieszką Radwańską, ale tam panował rodzinny klimat, a mecze rozgrywano raczej z przymrużeniem oka. Zresztą chodziło o nagłośnienie sytuacji w Ukrainie i zbiórkę pieniędzy. Tenis, choć istotny, był na drugim planie.
Mimo determinacji, piłek, które mogły się podobać i znakomitej dyspozycji rywalki, mam wrażenie, że w piątek nie zobaczyliśmy najlepszego tenisa w wykonaniu Igi. Zresztą, gdybyśmy zobaczyli, Polka by wygrała. Ale mimo że grała przed własną publicznością, to właśnie tutaj porażka będzie mniej boleć niż w którymś z wielkich światowych turniejów. Publiczność nie da Idze się załamać, bo to ich reprezentantka. Lepiej przegrać w WTA 250 niż w grze o finał, choćby w US Open, które startuje w drugiej połowie sierpnia.
Ten turniej był dla Igi piekielnie ważnym przetarciem, w które włożyła całe swoje siły. Nie zawiodła warszawskiej publiczności, która dzięki niej mogła zobaczyć to, co w tenisie najpiękniejsze. Szkoda przegranej (6:1, 1:6, 6:4), ale nikt nie może zarzucić Polce lekceważenia rywalki czy braku determinacji. Tak to już w sporcie jest, a w tenisie przede wszystkim, że czasem się przegrywa. I tyle.
Dawid Góra, dziennikarz WP SportoweFakty