Dawid Góra: Rosjanie nie mają oporów. Tak mieszają sport z wojną [OPINIA]

Getty Images /  John Berry / Na zdjęciu: Iga Świątek
Getty Images / John Berry / Na zdjęciu: Iga Świątek

Wykorzystanie sportu do mydlenia oczu, a teraz cenzura słów Igi Świątek. Rosyjska propaganda działa i to skutecznie. A mimo tego nie wszyscy działacze potrafią wykluczyć z międzynarodowych turniejów reprezentantów kraju, który tę propagandę stosuje.

"Chciałabym zaapelować do Ukraińców. Trzymajcie się mocno! Wojskowa operacja specjalna (sformułowanie zostało zmienione zgodnie z oficjalnym stanowiskiem Federacji Rosyjskiej) wciąż trwa. Od czasu mojego pierwszego wystąpienia na temat Ukrainy w Doha (w lutym) mam nadzieję, że następnym razem, gdy będę miała okazję mówić, sytuacja zmieni się na lepsze. Nadal mam nadzieję i staram się wspierać tak bardzo, jak tylko mogę" - tak wypowiedź Igi Świątek po zwycięstwie w Rolandzie Garrosie zacytował rosyjski portal championat.com.

I nie trzeba nikomu tłumaczyć, że o wojskowej operacji specjalnej w wystąpieniu Polki nie było ani słowa. Sytuację nazwała po imieniu - wojną. Po zmianie tego wyrazu, dalsza część wypowiedzi nie jest już jednoznaczna i nabiera nieco innego wydźwięku. Ale co to dla Rosjan, prawda? Aż się niedobrze robi.

Sport jest znakomitym narzędziem propagandy. A w czasach wojny, którą bestialsko wywołała Rosja, przydaje się jeszcze bardziej. Kto pomaga w jej szerzeniu? Zapewne nieświadomie - organizatorzy turniejów, w których wciąż można oglądać reprezentantów Rosji. I brak flagi obok ich nazwisk nic nie zmienia. Ale skoro wg władz światowego tenisa "dyskryminacją" jest wykluczenie Rosjan i Białorusinów z turniejów międzynarodowych, to trudno liczyć na zrozumienie nawet tak prostych kwestii, jak rosyjska propaganda.

ZOBACZ WIDEO: Legenda polskiego kolarstwa przestrzega przed Rosjanami! "Będzie wielka tragedia"

Kiedy reprezentanci Ukrainy w barażowym meczu z Walijczykami o awans do mistrzostw świata zagrali w koszulkach z konturami Ukrainy, Rosjanie się wściekli. I natychmiast napisali w tej sprawie do FIFA. O co chodziło? O to, że mapa uwzględniała Krym, jako ukraiński. Rosyjski Związek Piłkarski nazwał takie koszulki "demonstracją".

Co ciekawe, już w ubiegłym roku wybuchła podobna afera. Reprezentacja Ukrainy w takich samych koszulkach, jak w meczu z Walią, chciała grać na Euro 2020. Wtedy poirytowani Rosjanie dopięli swego. UEFA podjęła godną pożałowania decyzję i zakazała Ukraińcom gry z konturami mapy, na której znajduje się Krym. Jeśli FIFA uwzględni skargę Rosjan, będzie to tylko potwierdzało bezsilność i daleko idące dyletanctwo najwyższych władz sportowych na świecie. Liczę jednak na to, że moje obawy są bezzasadne.

Sport to radość, rywalizacja fair play. W tę piękną część naszego życia nie powinniśmy mieszać polityki. Jednak wojna to nie polityka. Rosja, bestialsko atakując Ukrainę, naruszyła wszystkie możliwe warunki fair play w każdym aspekcie funkcjonowania człowieka w społeczności międzynarodowej. A jeśli tak - aż do normalizacji za naszą wschodnią granicą i odkupienia win (choć tych w pełni oczywiście nie da się odkupić) - nie powinno być miejsca w profesjonalnym światowym sporcie dla reprezentantów kraju-agresora.

I choć dla wielu (w Polsce) to oczywiste, uważam, że głos na ten temat powinien wybrzmiewać jak najczęściej i jak najgłośniej. Dlaczego? Bo ludzie, których wojna bezpośrednio nie dotyczy, szybko zapominają o dramacie, jaki codziennie przeżywają ludzie nią gnębieni. Iga Świątek doskonale to wytłumaczyła, zauważając, że świat szybko "przyzwyczaił się" do tragedii, jaka spotkała Ukraińców:

- Wiem, że wielu tenisistów na początku wojny, kiedy było o tym głośno, też nosiło wstążki. Tymczasem teraz wielu z nich ich nie ma. To jest dla mnie bardzo dziwne, bo wojna trwa, ludzie cierpią. Będę nosiła moją wstążkę dopóki sytuacja nie ulegnie poprawie - zadeklarowała Polka po jednym z finałów. - Chcę pokazać moje wsparcie, jak robią to moi rodacy.