Redakcja PZTS: Z jakimi oczekiwaniami rozpoczynaliście turniej drużynowy? Pierwsze zwycięstwo oznaczało awans do ćwierćfinału, a tam już czekali faworyzowani Koreańczycy.
Trener Maciej Karmoliński: Koncentrowaliśmy się na pierwszym meczu z Egiptem, wiedząc, że stać nas na wygraną, bowiem ten rywal jest spokojnie w naszym zasięgu. Co prawda, żaden z polskich zawodników nigdy wcześniej nie grał z żadnym z pingpongistów tego kraju, ale na platformie wideo znaleźliśmy jednego z Egipcjan i mieliśmy dość jasne wyobrażenie o potencjale takich zespołów. Mówiąc wprost, czuliśmy się faworytami i zrealizowaliśmy cel, pokonując przeciwników z Afryki 3:0: Samuel Michna wygrał z Abdemalkiem Elsayedem 3:1, Patryk Żyworonek z Mohamedem Abdelhalimem 3:2 i Aleks Pakuła z Asserem Samehem 3:0.
Po tym sukcesie, rozmawiając w swoim gronie, podkreślaliśmy, że mamy wyrównany, silny skład i powalczymy z Koreą Południową. Byliśmy przekonani, że i z ekipą rozstawioną z jedynką podejmiemy walkę jak równy z równym. Zresztą z każdym mogliśmy liczyć na wygraną, nie odbiegaliśmy poziomem sportowym.
Patrząc na ranking światowy, Koreańczycy byli ogólnie wyżej, ale młodzi Polacy faktycznie nie byli na straconej pozycji.
Rozważając nasze szanse, stawialiśmy sprawę w ten sposób: jeśli wszyscy nasi zawodnicy udźwigną mecz pod kątem mentalnym, psychicznym, fizycznym, technicznym i taktycznym, to możemy sięgnąć po medal. Wszystkie składniki musiały się ze sobą zgrać idealnie. Korea jest bardzo mocna, tego nie podważaliśmy, ale pamiętaliśmy też różne zawody międzynarodowe, gdzie Polacy pokonywali ich w pojedynkach singlowych.
Jak można określić styl gry południowokoreańskich pingpongistów?
Kadeci Lee Seungsoo, Ma Yeongmin i Kim Seongwon grają niemal identycznie, tj. szybko i blisko stołu. To zawodnicy wytrenowani i regularni. Prezentują solidną jakość, porównywalną z innymi azjatyckimi reprezentacjami, jak: Japonia, Hongkong, Tajwan itd. Nasze odczucia były też takie, że grają w jednym rytmie. Szansą na pokonanie Koreańczyków było stosowanie kombinacyjnego tenisa stołowego, do tego bardzo zmiennego, niekoniecznie szybkiego i mocnego, czasem potrzebna była wolniejsza gra. Wtedy rywale mają problem. Inny poziom to Chiny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Przy 0:2 w meczu, Aleks Pakuła musiał pokonać Kim Seongwona. Jak go motywowałeś i co było jego atutami?
Wcześniej nieznaczne porażki ponieśli Samuel z Lee Seungsoo 2:3 i Patryk z Ma Yeongminem 1:3. Aleks zdawał sobie sprawę z rangi spotkania, że tylko zwycięstwo nad Seongwonem sprawi, że pozostaniemy w grze i będziemy dalej walczyć o odwrócenie losów ćwierćfinału. Przekonywałem go, że jeśli zagra swój najlepszy tenis stołowy, to zdobędzie cenny punkt na 1:2. Spisał się rewelacyjnie, zaskakiwał Koreańczyka bardzo dobrym i urozmaiconym serwisem, ale też budował przewagę w trakcie poszczególnych akcji. Umiejętnie łączył kombinacje ataku, bloku, kontrataku. Stanął na wysokości zadania.
Później emocjonująca gra Patryka Żyworonka z Lee Seungsoo i na koniec zwycięstwo Samuela Michny nad Ma Yeongminem. W jakich aspektach Polacy byli lepsi?
Patryk Żyworonek miał na koncie wygrane ze światową dwójką Seungsoo. Może całkowity bezpośredni bilans nie był dodatni, ale wcześniejsze sukcesy sprawiły, że do meczu w Helsinborgu podszedł bardzo pewny siebie. Do tego znów potwierdził jak ważne są cechy wolicjonalne, zaangażowanie itd. Koreańczyk pod tym względem nie dotrzymał mu kroku.
Przy wyniku 2:2 przewaga psychologiczna wyraźnie była po naszej stronie. Samek Michna też już ogrywał Yeongmina. Byliśmy przekonani, że jeśli zagra z otwartą głową, wtedy będzie dobrze. I tak się stało, triumfował 3:0 bez kłopotów, a my – jako cała reprezentacja – w niesamowitych okolicznościach awansowaliśmy do strefy medalowej mistrzostw świata U-15.
Do jakiego meczów może pan porównać emocje z Koreą i Włochami?
Przychodzą mi na myśl dwa takie spotkania, o dużą stawkę i z wielką dramaturgią oraz emocjami. W 2023 roku w Gliwicach przegraliśmy w 1/8 finału mistrzostw Europy z Holandią 1:3, zaś kilka miesięcy temu ulegliśmy Rumunii 2:3 w spotkaniu o podium DME w Malmoe. Teraz z powodzeniem graliśmy o półfinał i finał mistrzostw globu, więc ranga jeszcze większa.
Półfinał ułożył się korzystnie, ponieważ po przegranej Michny z Faso 0:3, Żyworonek pokonał Francesco Trevisana 3:2 i Aleks Pakuła – Erika Paulinę 3:2.
W czwartym pojedynku Patryk miał piłkę meczową z Faso, ale niestety przegrał. Wcześniej i on, i Aleks, odrabiali straty od 0:2 do 3:2 z Trevisanem i Pauliną. Wykazali się ogromną determinacją w dążeniu do celu. I znów na koniec rywalizował Samuel Michna z Trevisanem. Między setami starałem się go motywować, a Samek świetnie reagował praktycznie akcja po akcji. To był mecz pod jego kontrolą.
Finał był wielką nagrodą i przyjemnością, bo nikt z Europy, poza Polską, nie wystąpił nawet w jednym spotkaniu o złoto. Tymczasem wicemistrzami świata zostali nasi kadeci i juniorzy.
Występ w wielkim finale był zaszczytem. Nikt ze Starego Kontynentu, poza Polakami, nie doszedł do gry o złoto w drużynówce. Oczywiście szczegółowo analizowaliśmy poszczególnych chińskich zawodników, szukając ich słabszych stron. Próbowaliśmy zmienić taktykę, tak aby zwiększyć szanse na zwycięstwo. Tymczasem trzeba oddać Chińczykom, że są najlepsi pod każdym względem.