Mistrz sportu z Niemiec Matthias Behr od 1982 r. żyje z piętnem mimowolnego sprawcy śmierci swojego przyjaciela. 19 lipca 1982 roku na planszy szermierczej na mistrzostwach świata w Rzymie rozegrała się jedna z największych tragedii współczesnego sportu.
Szpikulec utknął w oczodole
W ćwierćfinale turnieju drużynowego florecistów rywalizowały zespoły Niemiec i Związku Radzieckiego. W jednym z pojedynków przeciwnikiem Behra był Władimir Smirnow. Na planszy naprzeciwko siebie stanęli dwaj utytułowani zawodnicy. Pierwszy z nich był mistrzem olimpijskim z Montrealu (1976 r.), a drugi złotym medalistą igrzysk olimpijskich w Moskwie (1980 r.).
Podczas jednoczesnego natarcia Niemiec i Rosjanin wpadli na siebie z impetem. Behr trafił Smirnowa w klatkę piersiową. W tym samym momencie floret złamał się. Szpikulec przebił maskę radzieckiego florecisty i utknął w oczodole. Mistrz olimpijski z Moskwy przewrócił się na planszę, na której niemal natychmiast pojawiła się kałuża krwi.
We włoskiej hali słychać było nienaturalnie przeraźliwy krzyk. Zwrócił uwagę wszystkich bez wyjątku - rywalizujących obok zawodników innych drużyn, sędziów oraz kibiców.
- Dlaczego mnie to dotknęło? Mój Boże, dlaczego właśnie ja?! - szlochał Behr, który w szoku długo krążył po arenie mistrzostw.
Die Geschichte von Matthias Behr, der 1982 bei einem Wettkampf versehentlich seinen Freund Vladimir Smirnov erstach. https://t.co/nhU7We6icw
— Marco Fuchs (@MarcoFuchs74) 17 lipca 2016
Ostrze wbiło się w mózg
Smirnow dostał drgawek padaczkowych. Prosto z hali przetransportowano go do papieskiej kliniki Gemelli. Lekarze próbowali ratować reprezentanta ZSRR, ale bezskutecznie. W pierwszych dniach był sztucznie podtrzymywany przy życiu, a kilka dni później, kiedy mistrzostwa świata dobiegły końca, odłączono aparaturę. Informację o śmierci Smirnowa przekazano do mediów 28 lipca 1982 r.
Po czasie pojawiły się głosy, że 28-letni Rosjanin zmarł chwilę po wypadku na planszy, kiedy ostrze prawdopodobnie wbiło się w jego mózg. W rzymskiej klinice miał być podtrzymywany przy życiu tylko po to, żeby organizatorzy mogli dokończyć zawody. Eksperci podnosili, że przyczyną śmierci mogła być wadliwa maska, w której walczył florecista.
- Nie miałem szans nic zrobić. Dwóch ważących ok. 85 kg i mierzących po 190 cm mężczyzn natarło na siebie, łamiąc ostrze. Potem był już tylko koniec. Widziałem doskonale ten moment, kiedy broń przechodzi przez maskę Władimra - mówił po latach Behr w wywiadzie dla "Stuttgarter Zeitung".
Myśli samobójcze
Niemiec bardzo przeżył śmierć przyjaciela. Tragedia prześladuje go do dziś. Nie sposób bowiem nie myśleć o wydarzeniach w Rzymie, szczególnie w kolejne rocznice tego dramatu. Przez lata walczył z depresją, która o mały włos nie doprowadziła go do śmierci.
- Był piękny marcowy wieczór 2002 r. Stałem na wiadukcie nad autostradą. Jedną nogą przekroczyłem już barierki. Myślałem, żeby uciec od tego uczucia albo nie uczucia, a od depresji. Chciałem skoczyć w nicość - zdradził na łamach niemieckiej gazety.
Na szczęście, nie skoczył, ale życie z piętnem mimowolnego sprawcy śmierci przyjaciela nie może być łatwe. - Od tamtego czasu omijam szerokim łukiem sklepy monopolowe. Gdybym zobaczył na półce butelkę wódki "Smirnoff", to siłą rzeczy miał przed oczami ten śmiertelny pojedynek z Władimirem. Wcale nie mówię od rzeczy - przyznał.
Bezpieczeństwo na planszy szermierczej
Dopiero w ubiegłym roku - 34 lata po śmierci Smirnowa - poczuł lekką ulgę w sercu. To za sprawą wiadomości od żony zmarłego florecisty, która zapewniła go, że nigdy nie obwiniała go o śmierć swojego małżonka.
Dopiero cztery lata po wypadku na mistrzostwach świata 1982 r. podwyższono wymogi bezpieczeństwa na planszy szermierczej. Wprowadzono klingi produkowane z domieszką tytanu, które rzadziej się łamią, a jeżeli już do tego dochodzi, to końcówka nie jest na tyle ostra, żeby przebić ciało. Do szycia bluz zawodników dziś używa się podobnego materiału (kevlaru), jaki wykorzystuje się do produkcji kamizelek kuloodpornych.