Kasparow o Rybusie: Dla mnie sprawa jest jasna. To powinniście z nim zrobić!

Materiały prasowe / Superbet Rapid&Blitz/Rafał / Garri Kasparow w czasie turnieju Superbet Rapid&Blitz w Warszawie
Materiały prasowe / Superbet Rapid&Blitz/Rafał / Garri Kasparow w czasie turnieju Superbet Rapid&Blitz w Warszawie

Garri Kasparow to od lat wielki przeciwnik putinowskiej Rosji. Od dawna nawołuje do tego, aby rozprawić się z dyktaturą Kremla. Czy to jednak nastąpi? O tym, co czeka nie tylko sportowy świat, Kasparow opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

[/b]Garri Kasparow to jeden z najwybitniejszych mistrzów w historii szachów. Rosjanin przez kilkanaście lat był niepokonany, przechodząc do historii tej dyscypliny między innymi dzięki legendarnemu meczowi z Anatolijem Karpowem, który trwał... pięć miesięcy.

Dziś Kasparow jest wielkim przeciwnikiem Władimira Putina, mieszka w Nowym Jorku, gdzie osiadł po tym, jak opuścił Rosję. Na każdym kroku stara się walczyć przeciw rosyjskiemu reżimowi i nawołuje świat do dużo większej niż dotychczas pomocy Ukrainie.

A do Warszawy zawitał przy okazji turnieju szachowego Superbet Rapid&Blitz. Choć jego rozmowa z WP SportoweFakty dotyczyła przede wszystkim styku sportu i polityki. 
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Rozmawiamy w Warszawie, więc chciałbym zacząć od pytania o Polskę. Jak pan ocenia zaangażowanie mojego kraju w wojnę na Ukrainie, w koalicję antyrosyjską?

Garri Kasparow, mistrz świata w szachach, były kandydat na prezydenta Rosji, rosyjski opozycjonista: Wolę określenie "antyputinowska koalicja", a nie antyrosyjska. Bo sam jestem Rosjaninem i w żaden sposób nie utożsamiam się z polityką prowadzoną w moim kraju. Według mnie to bardzo ważne rozróżnienie.

Niestety, putinowska propaganda odniosła sukces w budowaniu właśnie takiej narracji dla rosyjskiego odbiorcy: że to wojna między Rosją a Zachodem. Ale nie możemy się na to zgodzić. Musimy tworzyć nową, prawdziwą narrację, że to wojna między wolnym światem a Rosją Putina. Tylko że tutaj cele muszą być jasno zdefiniowane. Celem wolnego świata powinno być obalenie reżimu Putina. Natomiast tragedią jest to, że w Waszyngtonie czy w większości europejskich stolic obalenie tej dyktatury jest czymś na kształt tabu. Nie wygrasz wojny, nie chcąc tak naprawdę pokonać tego, kto ją rozpętał. Natomiast jeśli chodzi o Polskę… co więcej mogę powiedzieć? To kraj, który mimo ostrych podziałów wewnętrznych w polityce, na zewnątrz, w kwestii tej wojny prezentuje bardzo spójną postawę.

Przynajmniej pod tym względem nie ma w Polsce podziałów.

Oczywiście, mogą być jakieś różnice w podejściu, czy to na skrajnej lewicy czy na skrajnej prawicy, ale główne polityczne siły mówią praktycznie jednym głosem. Widzą i rozumieją zagrożenie ze strony Putina jako coś bardzo realnego. Macie niestety swoje doświadczenia z przeszłości, taką "genetyczną" pamięć. Polska czy kraje nadbałtyckie nie potrzebują kolejnej lekcji historii z Rosją, bo dobrze ją znają. Ale gdy przesunie się pan dalej na Zachód od Polski, to tam już mamy doczynienia z mniejszą ostrością. I właśnie dlatego mamy trzeci rok wojny, a jej końca nie widać. Wojna wciąż się toczy, bo wolny świat, dowodzony przez Amerykę, nie chce podjąć decyzji o zwycięstwie. Może coś mnie ominęło, ale nie słyszałem z ust Baidena czy Scholza hasła, że Ukraina musi wygrać.

A czy są kraje, które najbardziej pana rozczarowują w podejściu do tego konfliktu?

Nie będę krytykował Hiszpanii, bo nie miałem wielkich oczekiwań wobec nich. Tak samo z Grecją.

Albo Portugalią…

No właśnie, to nie jest ich wojna. Oczywiście, te kraje mogłyby bardziej wspomagać Ukrainę zasobami benzyny, ale o wiele więcej oczekujemy od głównych graczy. Problem zawęża się do trzech krajów. USA, Francja i Niemcy. Scholz ogłosił swego czasu program mający przynieść Ukrainie 100 miliardów euro pomocy. Miała być przekazywana broń, a przy okazji zmodernizowane zasoby niemieckiej armii. Ok, to było już jakiś czas temu. Jaki jest efekt? Ano taki, że w niektórych militarnych aspektach Korea Północna przekazała Rosji więcej niż Niemcy Ukrainie.

Niemieccy ministrowie mówią, że Europa musi być gotowa na wojnę w 2025 roku. To ja im mówię: spójrzcie na mapę. Ukraina jest częścią Europy! Wojna już tu jest! Niemcy mają możliwości, aby przekazać broń Ukrainie. Ale tego nie robią. Niemcy mają ekonomiczną siłę, aby rozkręcić produkcję. Ale tego nie robią… To tyle w ich temacie.

Macron zdążył wygłosić kilka ważnych oświadczeń. Francja jest jedynym krajem w Europie kontynentalnej, który ma broń nuklearną. Przypomniał o tym Putinowi, gdy ten straszył rosyjskim potencjałem nuklearnym. Super, fantastycznie. Mówił o ewentualnym wysłaniu sił francuskich na Ukrainę. Tyle że Ukraińcy nie potrzebują francuskich żołnierzy, potrzebują broni. Z jednej strony Macron opowiada więc o nuklearnym potencjale, a z drugiej wysyła swojego ambasadora na inaugurację nowej kadencji Putina.

A co z USA?

Ameryka ma wystarczające zasoby broni, aby skończyć tę wojnę w sześć miesięcy lub szybciej. Nie bądźmy głupi: prezydent USA ma wystarczająco dużo możliwości, aby poza Kongresem przekazać broń Ukrainie. Większość arsenału USA to broń, która została stworzona w latach 70-tych, aby walczyć z Rosją. Zalegają w magazynach. Ameryka ma trzy tysiące czołgów "w aktywnym użyciu" i dwa tysiące czołgów w rezerwie. Tymczasem USA przekazały Ukrainie 31 czołgów. Niedawno sprzedały ponad 100 czołgów Maroku. Co więcej: w Ameryce wynajmuje się firmy, które niszczą starą broń, aby zrobić miejsce w magazynach dla nowej. Przecież to można by wysłać na Ukrainę. Ale prezydent Biden i jego administracja wciąż negocjują z Putinem. Słyszymy, że obiecano Rosji, że most na Krymie czy inne rosyjskie cele nie będą atakowane z użyciem amerykańskiej broni. No bądźmy poważni. Kiedy 2-3 miesiące temu Ukraińcy z powodzeniem zaatakowali rosyjską rafinerię, to Biały Dom i Pentagon oświadczyły, że nie popierają tego. To co Ukraina ma zrobić, aby się bronić? Jeśli atakuje cele, które służą rosyjskiej maszynie wojennej, to chyba normalne? Zwłaszcza w sytuacji, gdy Rosja specjalnie uderza w ukraińskie cele cywilne.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić

Jako dziennikarz sportowy chciałbym też poruszyć kwestie na pograniczu sportu i wojny. Co pan myśli o idei zawieszenia broni na czas igrzysk olimpijskich w Paryżu, jak to bywało w czasach antycznych?

Totalny nonsens. Z całym szacunkiem dla starożytnych czasów, ale żyjemy w nowoczesnym świecie. Tego nie można porównywać. Starożytny świat miał swój kod zachowań. OK, wojna to zawsze zło, ale tam było więcej zasad niż teraz. A teraz mówimy o wojnie na wyniszczenie, eksterminację. Ja zawsze będę za pokojem na świecie, ale czy inni też? Czy Hamas uszanowałby takie zawieszenie broni? Putin? Może i tak, ale jeszcze raz: strona, która łamie wszelkie postanowienia nie zasługuje na to, abyśmy oferowali jej ten sam kod etyczny, który sami wyznajemy.

Wielu Polaków było wściekłych, kiedy kilka dni temu Maciej Rybus, były reprezentant Polski, od lat grający w Rosji, mający żonę Rosjankę, wziął udział w rosyjskich obchodach rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem, składając kwiaty pod pomnikiem poległych żołnierzy. Co pan sądzi o takim zachowaniu?

Określenie "wściekły" jak najbardziej tu pasuje. Nie znałem wcześniej tego przypadku, dowiaduję się o tym od pana. Dziękuję, że mi pan o tym powiedział. Ale czy poza określeniem "wściekły" spotkały go jeszcze za to jakieś konsekwencje?

Polska niewiele może zrobić. On gra w Rosji, tam żyje. Ale czy taki gest odbiera pan jako wsparcie putinowskiego reżimu czy niekoniecznie?

Oczywiście, że tak. To wsparcie putinowskiego reżimu w pełnej okazałości. To coś niebywałego! To opowiedzenie się po stronie naszego wroga! Bo Putin jest naszym wrogiem. I proszę, nie lekceważmy wagi takich gestów.

My w Polsce nie lekceważymy. Rybus już nigdy nie zagra dla reprezentacji Polski.

I dobrze. Powinniście go dodatkowo "wywalić" z wszelkich możliwych publicznych obecności. Bo to, co robi, to pełne moralne poparcie kryminalnego reżimu. To jest absolutnie nie do przyjęcia!

Z drugiej strony mamy Igę Świątek, która przy każdej okazji wspiera Ukrainę, grała z ukraińską wstążką, a jej główna rywalka, Sabalenka z Białorusi, unika tematu wojny. Jak pan na to patrzy?

Spójrz na to (Kasparow pokazuje rękę, na której ma opaskę w ukraińskich barwach – przyp. red). Natomiast co do Polski. Wspomaganie Ukrainy traktuję jako coś bardzo naturalnego, bo mówimy o wspólnym wrogu. A co do Białorusi to… dla mnie rosyjska kolonia. To tragedia. Bo to dobrzy ludzie jako naród. Wielu z nich uciekło stamtąd na przykład do Warszawy. Ale według mnie białoruscy sportowcy powinni być na tej samej liście wykluczonych co Rosjanie. To część tego samego reżimu.

Ostatecznie na igrzyskach olimpijskich ma być tak, że Rosjanie i Białorusini mogą wystąpić, ale bez hymnu, flagi i jakichkolwiek symboli wskazujących na to skąd pochodzą. To jest OK, czy widziałby pan to inaczej?

Dopuszczałbym do rywalizacji tylko tych sportowców, którzy wyraźnie potępią Putina i wojnę.

Czyli albo jestem po tej stronie, albo po drugiej?

Dokładnie.

A wracając jeszcze do zagranicznych sportowców, którzy wciąż występują w Rosji, nawet po agresji na Ukrainę. Czy oni sięgają po zakrwawione pieniądze?

Oczywiście, że tak. Takich sportowców "banowałbym" na zawsze!

Ale tu nie chodzi tylko o polskich sportowców, przedstawiciele wielu krajów tam występują.

Nieważne! Jakikolwiek sportowiec zarabiający pieniądze w obecnej Rosji Putina powinien być wykluczony ze sportowej społeczności we własnym kraju.

Kilka miesięcy temu polski szachista, Jan Krzysztof Duda, nie podał ręki rosyjskiemu rywalowi, bo tamten aktywnie wspierał atak na Ukrainę. Co pan wtedy pomyślał?

Że to absolutnie uzasadniony gest.

W kontekście wojny: jest optymistą, czy raczej pesymistą?

Na pewno jestem mniej optymistyczny, niż byłem rok temu, bo od tego czasu przelano tyle krwi. Tyle niepotrzebnej krwi. I postawa światowych liderów. To, że schowasz głowę w piasek, nie oznacza, że cię nie będzie widać. 

Czy obecna Europa nie przypomina panu tej z 1939 r.? Miękkiej i słabej?

I tak, i nie. Miękka tak, ale słaba nie. Wtedy sytuacja geopolityczna była zupełnie inna. Dzisiaj wolny świat ma gigantyczną przewagę pod każdym względem. Potrzeba jednak politycznej woli, aby jej użyć.

Na koniec jeszcze jedno pytanie, które mnie nurtuje. Nie jest pan, delikatnie mówiąc, ulubieńcem Putina, trafił pan na listę "terrorystów" i wrogów państwa rosyjskiego. Nie boi się pan o swoje życie? 

Prawdą jest, że kurczy się lista krajów, do których mogę się udać. Nie ukrywajmy: wolę unikać takich miejsc jak na przykład Wiedeń, mocno zinfiltrowany przez Rosjan. Ale dalej będę mówił to, co myślę. Z tego nie zrezygnuję. Nie ma mowy! A co do tej listy... Jestem w doborowym towarzystwie, bo przecież jest tam choćby prezydent Zełenski. 

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty