"Mój tata miał poważny wypadek podczas surfowania i nie przeżył. Cieszę się, że robił to, co kochał najbardziej. Życie nigdy nie będzie takie samo bez ciebie" - napisała w mediach społecznościowych córka zmarłego Isabella Lokelani Jones.
"Tak bardzo cię kocham tato i chciałabym cię jeszcze raz przytulić" - dodała.
To miał być kolejny, normalny dzień dla Hawajczyka, Mikali Jonesa. Spędzony z deską surfingową na falach.
Niestety tym razem miał potwornego pecha. Podczas surfowania u wybrzeży wysp Mentawai w Indonezji doznał głębokiej rany w pachwinie. Efekt był fatalny. Wykrwawił się z powodu rozciętej tętnicy udowej.
Koledzy, którzy byli na miejscu, szybko rozpoczęli akcję ratunkową. Było jednak za późno, Jones z każdą sekundą tracił siły i mnóstwo krwi. - Włożyliśmy go do łodzi, zrobiliśmy opaskę uciskową, trzymaliśmy go za ręce mówiąc, żeby nie zasypiał i został z nami - przyznał urugwajski surfer Santiago Pereira, który był na miejscu dramatu.
- Oddychał. Wezwaliśmy pomoc. Dotarliśmy 20 minut później na wybrzeże Tuapejat, gdzie czekała na nas karetka. Wyciągnęliśmy go z łodzi. Był nieprzytomny. Zanieśliśmy go na nosze do karetki i odjechał do szpitala, ale było już za późno. Stracił za dużo krwi - dodał.
Zobacz także:
Zrobiło się niebezpiecznie! Świątek od razu schroniła głowę
Ukrainka grała z Białorusinką. Przykry incydent po meczu