W tym artykule dowiesz się o:
Zaczynał od zera. Zyskał sławę dopiero w 1974 roku, kiedy zorganizował walkę między Muhammadem Alim a George'em Foremanem w Zairze. To na rzecz tego starcia powstało hasło reklamowe "Rumble in the Jungle" ("Bijatyka w dżungli"). Don King lubił takie chwyty marketingowe - rok później, przy walce Alego z Joe Frazierem, wymyślił "Thrilla In Manila" ("Thriller w Manili").
Był nikim, nie miał żadnych układów i znajomości. Zdołał wyciągnąć Alego spod opieki giganta promotorów, Boba Aruma, wykształconego żydowskiego prawnika po Harvardzie. W połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku odkrył Mike'a Tysona, szalonego łobuza z Brooklynu. Obaj doszli na szczyt. Potem spotykali się w sądach, a bokser nazywał swojego promotora "śliskim, nędznym skurw... gadem".
Tak miał przez cały czad - na początku zawodnicy go chwalili, potem nim pogardzali. Na kolejnych podstronach poznasz niesamowitą historię Dona Kinga.
Urodzony w 1931 roku Don King mógł skończyć w więzieniu z dożywociem, bo odpowiadał za dwa zabójstwa. Po raz pierwszy stało się tak w 1954 roku. King zastrzelił mężczyznę, Hillary’ego Browna, próbującego okraść należące do niego kasyno, co sąd uznał za zabójstwo w obronie własnej. Ława przysięgłych miała wątpliwości - złodziej uciekał i dostał dwa pociski w plecy, ale Kingowi udało się uniknąć wieloletniego więzienia.
Znacznie poważniejszą sprawą było zabicie pracownika w 1967 roku. Sam Garret był winny Kingowi 600 dolarów, ten wściekł się na dłużnika i pobił go na śmierć. Promotor chciał uniknąć kary - świadków na przemian zastraszał i oferował im pieniądze za korzystne zeznania. Początkowo został skazany na dożywocie, ale sędzia niespodziewanie zmienił kwalifikację czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci.
W nie do końca jasnych okolicznościach ponowny proces zakończył się znacznym złagodzeniem wyroku - cztery lata więzienia, które King odsiedział. Człowiek, którego po cichu podejrzewano o wspólne interesy z Johnem Gattim (szef nowojorskiej rodziny mafijnej Gambino), nie musiał się obawiać zbytnio wymiaru sprawiedliwości.
Więcej nerwów kosztowały go procesy z byłymi podopiecznymi. O pieniądze walczył z nim Ali (zamiast miliona dolarów wywalczył w 1980 roku jedynie pięćdziesiąt tysięcy, które wręczył mu King w walizce) i Tyson.
Ten ostatni uznał, że promotor jest mu winien 100 mln dolarów. King, po procesie, wypłacił bokserowi 14 mln.
Zawodnicy mieli do niego pretensje, że nie organizuje im walk lub robi to za rzadko. Wśród nich był Tomasz Adamek. Znacznie lepiej Kinga wspominał Andrzej Gołota, który w latach 2004-2005 trzy razy wychodził na ring walczyć o mistrzowski pas. Zawdzięczał to układom Kinga.
Don King jest prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnym człowiekiem w boksie (poza samymi zawodnikami). Jego wizerunek psuł fakt, że wiele razy był oskarżany o nieuczciwy podział pieniędzy zarobionych na walkach.
Dziennikarze opisywali, że byłby w stanie sprzedać lodówkę Eskimosom - tak potrafił oczarować boksera, którego upatrzył (jak np. Evander Holyfield). W pewnym momencie szacowano, że jego wartość rynkowa, jako promotora, wynosi 100 mln dolarów.
Na początku lat dziewięćdziesiątych procesował się z towarzystwem ubezpieczeniowym, które uznało, że wyłudził pieniądze na walkę, której od początku nie zamierzał zorganizować. King został uniewinniony, po czym wszystkim sędziom z ławy przysięgłych opłacił wycieczkę.
King marzył o walce Bermane Stiverne - Deontay Wilder. Doszło do niej w styczniu 2015 w Las Vegas, ale promotor chciał ją zorganizować w Kairze. Nie przeszkadzały mu ostrzeżenia o możliwych zamachach - w Egipcie widział duże pieniądze.
Dziennikarze śmiali się z jego megalomanii, bo to był dowód na "odlot" słynnego promotora. Konferencje prasowe z jego udziałem to monologi, których po krótkim czasie nikt już nie słuchał. Jego sława gaśnie powoli od lat, choć on przekonuje, że wciąż jest królem tego interesu.
- Mówił, że jesteśmy jak bracia, ale zabiłby własną matkę za kilka dolarów. Pytałem o pieniądze, wszystkiemu zaprzeczał. Więc go raz pobiłem pod hotelem w Beverly Hills, na oczach jakichś staruszek - opowiadał Tyson.
Źle wypowiadali się o nim inni, np. Witalij Kliczko. - King to oszust. Krążyło o nim powiedzenie, że ma włosy postawione do góry dlatego, żeby nie było widać jego rogów. To wcielony diabeł. Nie znam nikogo, kto byłby zadowolony ze współpracy z Kingiem - mówił ukraiński mistrz świata.
On odpowiadał krótko: - Krytykują mnie ludzie, którzy beze mnie byliby nikim. Byli biedni, nic nie osiągnęli, a pieniądze zawdzięczają współpracy ze mną. Zrobiłem z nich milionerów, ale teraz nikt o tym nie pamięta.
Pamiętali o nim za to m.in. twórcy bajki "The Simpsons", którzy umieścili jego postać w serialu. King to celebryta i ikona popkultury. O jego skuteczności niech świadczy fakt, że potrafił namówić do współpracy samego Michaela Jacksona.