Do IO przygotowywał się w hotelowym basenie. Kibice pamiętają jego fatalny występ

Getty Images / Stu Forster
Getty Images / Stu Forster

Eric Moussambani w 2000 roku był na ustach całego świata, choć sportowo się ośmieszył. Wszyscy jednak pokochali go za wielką ambicję i wolę walki.

W tym artykule dowiesz się o:

Każde igrzyska olimpijskie mają swoich bohaterów. Kibice kochają nie tylko zwycięzców, ale także tych, którzy kończą swoje konkurencje jako ostatni. Jednym z tych drugich jest właśnie nasz bohater Eric Moussambani.

Dużo mówiło się o nim podczas igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku. Sportowiec z Gwinei Równikowej startował w pływaniu na 100 metrów stylem dowolnym. Patrząc na wynik, można powiedzieć, że się skompromitował. Spoglądając jednak na całą jego historię, zasługuje na szacunek.

Rybacy i basen w hotelu

- Pochodzę z Gwinei Równikowej, małego kraju w sercu Afryki. Zacząłem pływać po skończeniu szkoły. Nie mieliśmy basenu, nie mieliśmy nic. Poszedłem więc trenować w prywatnym hotelowym basenie, który miał około trzynastu metrów długości. Trenowałem na własną rękę i nie miałem żadnego doświadczenia z basenami. Miałem go do dyspozycji tylko od 5 do 6 rano i mogłem ćwiczyć tylko trzy godziny tygodniowo. Kiedyś też pływałem w rzekach i morzu. Rybacy nauczyli mnie pływać - mówił w jednym z wywiadów Moussambani.

Ta krótka wypowiedź w pełni pokazuje, jak niewiarygodna jest jego historia ze startem w igrzyskach olimpijskich. Dostał się na nie dzięki tzw. "dzikiej karcie", która dopuszcza do rywalizacji zawodników, którzy sami nigdy by nie wywalczyli olimpijskiej kwalifikacji.

Gwinejczyk nie miał zbyt wiele czasu, aby lepiej się przygotować. Miał 22 lata, a przed nim pojawiła się największa przygoda życia. Nie przestraszył się jej i wyruszył do Sydney. W podróży spędził trzy dni.

Na miejscu był oczarowany. Wioska olimpijska i panujące w niej warunki go zachwyciły. Trudno się dziwić, bo wcześniej nigdy nie opuszczał swojego kraju. Nawet nie wiedział, że istnieje Australia. Tam też pierwszy raz w życiu na własne oczy zobaczył 50-metrowy basen z prawdziwego zdarzenia. - Na jego widok zacząłem się bać - przyznał po latach.

Moussambani koniecznie chciał wystartować na 100 metrów i dopłynąć do mety. Na miejscu wykorzystywał każdą chwilę, aby wykonać zadanie. Pływak z Afryki miał sporo szczęścia, bo trenował w tym samym czasie co Amerykanie. Dzięki temu mógł przyglądać się ich metodom treningów i podpatrywać technikę. Wpadł w oko trenerowi kadry Republiki Południowej Afryki, który nie tylko dał mu kilka rad, ale także wręczył mu nowe kąpielówki i okulary.

19 września 2000 roku nadszedł dzień zawodów. Moussambani otrzymał miejsce na piątym pasie.

NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ, JAK PRZEBIEGŁ DEBIUT NA IO, CO DZIAŁO SIĘ PO ZAWODACH I CZYM DZISIAJ ZAJMUJE SIĘ AFRYKAŃSKI PŁYWAK
[nextpage]- Pierwsze 50 metrów płynąłem naprawdę dobrze. Koncentrowałem całą energię na powtarzaniu sobie, aby się nie poddać i dopłynąć do końca. Wiedziałem, że patrzy na mnie cały świat, a do tego moja rodzina, kraj i przyjaciele. Mówiłem sobie, że muszę dalej płynąć, nawet gdybym został już sam w basenie. Nie interesował mnie czas - opowiadał.

W połowie dystansu zemścił się brak doświadczenia. Za bardzo chciał od razu dać z siebie wszystko, musiało mu "odciąć prąd". Na drugiej długości basenu zesztywniały mu nogi. Nie poddał się dzięki kibicom.

- Usłyszałem, że kibice zaczęli mnie dopingować, abym nadal płynął. To dało mi dużo sił. Kiedy dopłynąłem do końca, powiedziałem sobie "zrobiłem to".

Moussambani ukończył zawody z czasem 1:52,72. Był dwa razy wolniejszy od najlepszych rywali. Gwinejczyka okrzyknięto najsłabszym pływakiem w historii igrzysk olimpijskich, ale nikt na to nie zwracał uwagi.

Zawodnik był z siebie bardzo dumny. Najważniejsze dla niego było, że zapisał się w historii swojego kraju, bo był pierwszym reprezentantem Gwinei Równikowej na tym dystansie. W dodatku dopłynął do mety, co w jego sytuacji było wielkim sukcesem.

Nowy rekord

W sporcie często przegrani się nie liczą, ale w tym przypadku było zupełnie inaczej. Moussambani był atrakcją dnia. Jego walkę o dopłynięcie do mety relacjonowały media z całego świata. Wszyscy byli ciekawi, kim jest.

- Nagle widziałem swój występ we wszystkich stacjach na całym świecie. W wiosce olimpijskiej ludzie prosili mnie o autografy. Udzieliłem też wielu wywiadów. Moje życie całkowicie się zmieniło - komentuje Eric.

IO w Sydney były dla pływaka z Afryki pierwszymi i zarazem ostatnimi. To jednak nie znaczy, że dał sobie spokój z pływaniem. Wrócił do kraju i dalej trenował. Poprawił rekord życiowy, który wynosi 57 sekund, o prawie minutę szybciej niż w olimpijskim basenie.

Dzisiaj Eric Moussambani ma 38 lat i nadal jego pasją jest pływanie. To dzięki niemu w Gwinei Równikowej wybudowano dwa 50-metrowe baseny. Teraz szkoli w nich swoich następców.

- Staram się promować tę dyscyplinę. Chcę pomagać młodym ludziom, którzy pragną zostać pływakami. Zachęcam ich do uprawiania sportu - mówił Gwinejczyk.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: przeżył katastrofę samolotu. Teraz pochwalił się wyjątkową chwilą

Komentarze (2)
avatar
Thurios
19.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
uff, już się bałem, że chcą kręcić o nim film, jak i o innym nieudaczniku, orle-nielocie 
avatar
Gnom Kurzajka
19.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Oglądałem jego występ na żywo...pokazał prawdziwego olimpijskiego ducha walki. Czapki z głów i szacun dla niego.