Rumunia zremisowała we wtorkowym meczu kwalifikacji mistrzostw świata z Kazachstanem 0:0. Po końcowym gwizdku podopieczni trenera Christopha Dauma skarżyli się na brutalną grę rywali oraz fatalne przygotowanie sztucznego boiska.
- Gospodarze zamienili piłkę nożną w kick-boxing. Mamy w zespole złamany nos, wstrząśnienie mózgu, rozcięcie. Po meczu cieszyliśmy się, że żyjemy, że to przetrwaliśmy - powiedział Andrei Vochin, działacz Rumuńskiej Federacji Piłkarskiej, który zamierza w tej sprawie złożyć skargę do UEFA.
Stracone punkty oraz kontuzje zawodników to niejedynym problem Rumunów. Zagraniczne media donoszą, że ekipa "Trójkolorowych" padła ofiarą rabunku, w hotelu, jeszcze zanim spotkanie na Astana Arena się rozpoczęło.
Piłkarze stracili m.in. telefony, tablety, gotówkę i ubrania. Do kraju musieli wracać w strojach sportowych. W raporcie policyjnym podkreślono, że włamywacze zabrali nawet tabletki i maści z pokoju fizjoterapeutów.
- Niestety nie udało nam się znaleźć złodziei. Nawet nie łudzimy się, że kiedykolwiek ta sprawa się rozwiąże i wszystko zostanie nam zwrócone - przyznał wprost Vochin w rozmowie z telewizją DolceSport TV.
Rumunia w kolejnym meczu eliminacyjnym mistrzostw świata zmierzy się z Polską w Bukareszcie (11 listopada). Po trzech meczach nasi rywale zajmują trzecie miejsce w tabeli z dorobkiem pięciu punktów.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Juventus ściągnął do siebie 10-latka. „Nowy Messi”