Z Ameryki Południowej pochodzi wielu znakomitych pięściarzy. Młodzi adepci boksu wychowują się w warunkach, które kształtują późniejszych mistrzów. Doskwiera bieda, a na ulicach trzeba walczyć na pięści o przetrwanie.
Tak właśnie było z Edwinem Valero, który miał wszystko, aby stać się legendą na miarę Manny'ego Pacquiao czy Floyda Mayweathera Jr.
Historia Wenezuelczyka jest pełna upadków, ale także wielu wspaniałych sukcesów. W pewnym momencie zaczęły jednak przeważać te pierwsze. To doprowadziło do podwójnej tragedii, która wstrząsnęła całym światem.[nextpage]
"El Dynamit", jak go potem okrzyknęli kibice, wychowywał się w bardzo ubogiej dzielnicy miasta Merida. Jego sytuacja dodatkowo zmieniła się, gdy miał 12 lat. Rodzice rozstali się, a mały Edwin wylądował na ulicy. W tej sytuacji musiał błyskawicznie wejść w dorosłość.
Valero poradził sobie w trudnym środowisku. Dołączył do gangu, kradł i brał udział w rozbojach, a uliczne bijatyki stały się codziennością. Tak się jednak złożyło, że bezdomny nastolatek znalazł schronienie w niewielkim klubie bokserskim. Swojego życia nie zmienił, bo jeszcze długo był członkiem gangu, ale zaczął szlifować wielki talent do szermierki na pięści.
W boksie amatorskim był postrachem dla każdego. Przegrał wprawdzie sześć pojedynków, ale wygrywał aż 86 razy, z czego 56 razy przez nokaut. Takim bilansem mogą się poszczycić tylko najlepsi. Edwin musiał jednak udowodnić swoje predyspozycje w zawodowych ringach, a to mogło się nie udać przez głupotę. [nextpage]
Był 2001 rok, a przejście na profesjonalizm było już pewne. "El Dynamit" jednak miał bardzo poważny wypadek na motocyklu. Obrażenia zagrażały życiu - jechał z dużą prędkością i nie miał na głowie kasku. Na szczęście lekarze opanowali sytuację. Po dwóch latach Edwin zapomniał już o tym incydencie i wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Wenezuelczyk miał 21 lat, kiedy zaczął spełniać amerykański sen. Miał na koncie osiem zawodowych walk i wszystkie wygrał przed czasem. W USA jednak nie brakowało ludzi, którzy wątpili w jego talent. Jednym z nich był Doug Fischer, dziennikarz, który potem przez lata towarzyszył Valero.
- Byłem w szoku, gdy po raz pierwszy zobaczyłem go w sparingu. Mój Boże, on bez wysiłku radził sobie z rywalami, z którymi nie powinien mieć tak łatwo - wspomina Fischer.
Po trzech pojedynkach na amerykańskiej ziemi w końcu przyszła oferta marzeń. Edwin miał stoczyć pojedynek na gali HBO. To gwarantowało dobre pieniądze, ale także światową sławę. Co tym razem poszło nie tak?[nextpage]
W styczniu 2004 roku bokser otrzymał cios od życia, a wszystko przez wspomniany wypadek sprzed trzech lat. Badanie rentgenowskie wykazało plamę na mózgu. Lekarze przypuszczali, że to zakrzep po wypadku na motocyklu. Decyzja mogła być tylko jedna. Talent z Wenezueli nie został dopuszczony do walki i otrzymał zakaz boksowania na terenie USA do momentu wyleczenia.
- Byłem sfrustrowany, że nikt nie potrafił rozwiązać tego problemu. Współpracowałem przecież z potężnymi ludźmi boksu, ale nikt nie był w stanie nic zrobić - komentował później Valero.
Dla Edwina to był cios. Na prawie dwa lata zniknął z boksu. Sytuacja zmieniła się dopiero po powrocie do Wenezueli. Tam znalazł się lekarz, który dał mu zgodę na ponowne pojedynki. Zaczął więc znowu bić kolejnych rywali z tą różnicą, że na ringach w Panamie, Francji czy Japonii, ale nie w USA.
To jednak nie przeszkodziło mu wywalczenie mistrzowskiego tytułu. W 2006 roku znokautował Vicente Mosquerę i został mistrzem świata WBA w kategorii junior lekkiej. Każdy na jego miejscu szalałby z radości, ale "El Dynamit" zachowywał się bardzo dziwnie. [nextpage]
- Po tym, jak zdobył mistrzostwo świata, nigdy nie widziałem na jego twarzy uśmiechu - mówi Fischer.
W kolejnych latach Wenezuelczyk cztery razy obronił tytuł. Nawet przeszedł do kategorii lekkiej, gdzie w pierwszej walce został mistrzem WBC. Nie było w nim jednak radości. Cały czas był bardzo ponury, a przyczyn należy szukać w tym, co działo się poza ringiem.
Wszystko zaczęło się już w momencie, gdy nie mógł walczyć w USA. Po powrocie do kraju coraz częściej sięgał po alkohol, a także kokainę. W dodatku ludzie z najbliższego otoczenia wiedzieli, że źle mu się układa z żoną. Jennifer Carolina Viera była od niego młodsza, a przy tym bardzo atrakcyjna. Z kolei Edwin był chorobliwie zazdrosny.[nextpage]
Z czasem zaczęły wychodzić na jaw wstrząsające fakty. Wenezuelskie media donosiły, że "El Dynamit" w domu zamieniał się w bestię. Bił nie tylko żonę, ale także swoją matkę i siostrę. W marcu 2010 roku tak znęcał się nad Jennifer, że ta trafiła do szpitala w ciężkim stanie. Miała połamane żebra i pęknięte płuco. Przerażona kobieta twierdziła, że upadła, ale lekarze w to nie wierzyli. Szczególnie że ludzie, którzy mieli z nim styczność, wiedzieli, że Valero ma dwa oblicza.
- Był nieobliczalny. Był miłym facetem, który potrafił wybuchnąć w każdej chwili. On nie był normalny - zdradza Bob Arum, słynny promotor bokserski.
Mistrz świata sam wpędził się w tarapaty, gdy pijany odwiedził żonę w szpitalu. Wpadł w furię, zaczął grozić lekarzom oraz pielęgniarkom. Pracownicy szpitala zadzwonili po policję. Edwina aresztowano, a następnie przewieziono do szpitala psychiatrycznego na obserwację. Pięściarz miał jednak przychylnych ludzi w rządzie, którzy załatwili mu zwolnienie, ale pod warunkiem, że poleci na odwyk na Kubę.
Valero przystał na ten warunek. Nawet sam udał się na lotnisko. Problem w tym, że znowu się upił, a dodatkowo wsiadł za kierownicę. Spowodował wypadek, co przelało czarę goryczy. Niedługo potem w końcu postawiono mu zarzut długotrwałego znęcania się nad rodziną. 17 kwietnia policja miała go przewieźć do aresztu.[nextpage]
Przed przyjazdem policji Edwin Valero opuścił dom z żoną. Czy stawiała opór i wiedziała, co ją czeka? Tego nigdy nie ustalono. Zatrzymali się w jednym z hoteli. Tam rozegrał się dramat: mistrz świata zasztyletował swoją partnerkę.
18 kwietnia, około godziny 5.30, "El Dynamit" przyszedł do recepcji hotelu. Pracownicy dostrzeli, że na jego ubraniu są ślady krwi. Pięściarz tym się nie przejmował. Z wielkim spokojem oznajmił, że zamordował żonę, a jej ciało znajduje się w pokoju. Wezwano policję, a Wenezuelczyk poczekał na ich przyjazd. Był kompletnie pijany, ale nie stawiał oporu podczas zatrzymania.
Policjanci przeczuwali, że dopiero po wytrzeźwieniu Valero zda sobie sprawę z tego, co zrobił. Dlatego z butów wyciągnięto sznurówki i zabrano mu koszulę. Zostawili mu jednak spodnie, co okazało się błędem. To przy użyciu tej części odzieży utytułowany sportowiec powiesił się w celi. W chwili śmierci miał 28 lat.