Strzelił 652 gole, grał z Deyną, był geniuszem. Teraz ukrył się przed światem

YouTube / Steve Zungul
YouTube / Steve Zungul

Kiedyś uważano go za jednego z najlepszych napastników Europy. Mówili o nim "jugosłowiański Gerd Mueller". W ojczyźnie miał wszystko poza wolnością. Przechytrzył Hajduka Split i wyjechał do USA. Zawieszony przez FIFA mógł grać w hali. Grał, i to jak!

Już jako młody chłopiec Slaviša Žungul wyróżniał się nieprzeciętnymi umiejętnościami piłkarskimi. Gdy miał 11 lat, grał w zespole z 15-latkami. Kiedyś działacze sfałszowali jego kartę. Wpisali mu starszy rocznik, by mógł wystąpić w turnieju trampkarzy. Piłka nożna była jego miłością. Nie zawsze akceptowaną przez rodzinę. Urodził się jako Slaviša Ivanović. Ojciec zmarł, gdy chłopak był małym dzieckiem. Wychowywała go matka, która wkrótce wyszła za mąż po raz drugi. Slaviša przybrał nazwisko ojczyma - Žungul.

- Gdy miałem 15 lat, uciekłem z domu, by pójść na mecz. Nie było mnie przez tydzień, rodzina się wściekła. Matka zamknęła mnie w pokoju i powiedziała: "Koniec z piłką". Uciekłem przez okno, po sznurze. Trenowałem dalej, bo to kocham - wspominał przed laty sytuację z dzieciństwa.

Wychowywał się w miejscowości Kaštel Lukšić, położonej nieopodal Splitu. Naturalnym wyborem był więc Hajduk Split. Žungul trafił do tego klubu, gdy miał 17 lat. Szybko stał się ważnym ogniwem zespołu. Jego zarobki wkrótce były wyższe od pieniędzy całej rodziny.

Młody, przystojny, kobiety go uwielbiały

W Hajduku strzelał gole jak na zawołanie (w sumie 82 w 177 meczach), zdobył trzy mistrzowskie tytuły (1972, 1974 i 1975 r.), zanotował aż pięć triumfów w krajowym pucharze. Magazyn "France Football" uznał go jednym z sześciu najlepszych napastników Europy. W kadrze Jugosławii rozegrał 14 spotkań, w tym m.in. podczas mistrzostw Europy w 1976 r. "Plavi", grając przed własną publicznością, przegrali dramatyczny półfinał z RFN 2:4 po dogrywce, a następnie także mecz o brąz z Holandią. O dziwo, w kadrze nie trafił ani razu. - To dlatego, ze byłem zawsze najmłodszy. Moją rolą nie było strzelanie. Miałem robić miejsce dla innych - dla Dragana Dżajicia i weteranów, którzy nie mogli już biegać - mówił w jednym z wywiadów.

Na boisku Žungul był postacią wybitną, ale przypięto mu łatkę piłkarza trudnego. Slaviša, oględnie mówiąc, nie prowadził sportowego trybu życia. Był królem życia. - Młody, przystojny, obiekt kobiecych westchnień - czytamy w "The Guardian". Lubił towarzystwo pięknych pań, szybkie samochody, a przede wszystkim imprezy. Także w przeddzień meczu. O dziwo, nie miało to wpływu na jego formę. Kilkanaście czy nawet kilka godzin po zakończeniu balangi wychodził na boisko i grał znakomicie.

Przed sezonem 1978/79 w Splicie zmienił się trener. Przyszedł Tomislav Ivić, wielce utytułowany szkoleniowiec, który zdobywał trofea w sześciu krajach. Skrupulatny, rygorystyczny, ceniący ciężką pracę. Žungul zaś miał inne spojrzenie na futbol. Tarcia były nie do uniknięcia. - Zawsze kazał nam grać zbyt defensywnie. Miałem biegać po całym boisku i robić miejsce innym, podczas gdy powinienem zachowywać siły na wykańczanie akcji - podkreślał Slaviša, który uchodził za "lisa pola karnego". Nieprzypadkowo porównywano go do wybitnego Niemca, nazywając "Gerdem Muellerem Jugosławii".

- Co Mueller potrafił zrobić dla Bayernu, on potrafił dla Hajduka. Wiedział, gdzie poleci piłka, potrafił przewidzieć kilka ruchów wcześniej niż wszyscy inni. To coś, czego nie można się nauczyć. Trzeba się z tym urodzić - mówił Vladimir Beara, jeden z najlepszych bramkarzy lat 50. ubiegłego wieku, a następnie trener.

Nie chciał do armii

Oprócz nie najlepszych relacji z trenerem Žungula zaczęły niepokoić jeszcze dwie inne kwestie. Po pierwsze, pieniądze. Hajduk miał wobec niego pewne zaległości. Po drugie, w Jugosławii mężczyźni - nie wyłączając piłkarzy - musieli odbyć 18-miesięczną służbę wojskową. Piłkarz, wówczas 24-latek, obawiał się, że wkrótce "pójdzie w kamasze". On zaś nie chciał marnować najlepszych lat swojej kariery.

Interesowały się nim Inter i AC Milan, ale o legalnym wyjeździe do zagranicznego zespołu mógł tylko pomarzyć. Jugosłowiańskie kluby zezwalały na transfer zawodnika, ale po ukończeniu 28. roku życia. - Miał w Splicie wszystko poza wolnością - piszą zagraniczne media. A wolność Slaviša cenił sobie ponad wszystko.

3 grudnia 1978 r. Žungul rozegrał mecz w Splicie z FK Sarajewo. Wygrany przez Hajduka 5:0. Napastnik strzelił dwa piękne gole. Gdy schodził z boiska, kibice żegnali go brawami na stojąco. Nie wiedzieli wówczas, że żegnają go na zawsze.
Gwiazdor Hajduka obmyślił bowiem sprytny plan. W tamtym okresie związany był z pochodzącą ze Słowenii piosenkarką Moni Kovacić. Była ona pierwszą kobietą z Jugosławii, która pozowała nago do magazynu "Start", jugosłowiańskiego odpowiednika "Playboya". Gdy pod koniec 1978 r. Moni miała zakontraktowane koncerty w USA, Slaviša zaczął się starać o zgodę na wyjazd razem z ukochaną.

W Jugosławii nazwali go "zdrajcą"

Przedstawił w klubie następującą wersję: "Jest przerwa zimowa, pojadę, pogram tam w kilku meczach pokazowych w hali, dla podtrzymania formy. I wrócę". Działacze, początkowo podchodzący do prośby piłkarza niechętnie, w końcu się zgodzili. Nie przypuszczali, że piłkarz ich wykiwa. - W końcu ma kontrakt, a poza tym czego miałby szukać w USA? - uspokajali się.
[nextpage]Tymczasem Žungul - poprzez swojego menedżera - prowadził rozmowy z przedstawicielami klubu amerykańskiego. W USA rodziła się bowiem do życia MISL, czyli Major Indoor Soccer League - halowa liga piłkarska. Nie można jej w żaden sposób porównać z obecnymi rozgrywkami pod dachem, czyli futsalem. MISL bardziej przypominała hokej: sześcioosobowe drużyny grały na boisku o kształcie owalnym, z bandami. - Ludzki pinball, błyskające światła, muzyka dyskotekowa, piłka odbijająca się od ścian - opisywał "Sports Illustrated".

Jugosłowianin trafił do zespołu New York Arrows. Jego trenerem był Dragan "Don" Popović, były zawodnik Hajduka. Wcześniej, nim powstała liga, miał za zadanie obserwować graczy z Europy i wyławiać najlepszych do ekipy nowojorskich "Strzał". Użył swoich znajomości i w ten sposób nawiązał kontakt z menedżerem Žungula. Dowiedział się o jego problemach w Hajduku i przekonał do gry pod dachem.

21 grudnia 1978 r., niemal prosto po wyjściu z samolotu, Žungul zadebiutował w barwach Arrows. Choć futbol w takim wydaniu był dla niego kompletnie nowym doświadczeniem, poradził sobie znakomicie. Zespół z Nowego Jorku wygrał 7:2 z Cincinnati Kids, a Slaviša trafił cztery razy. Tak zaczęła się jego wielka kariera w halowej lidze za oceanem.

Na początku jednak wybuchła afera. Do Jugosławii dotarły informacje o Žungulu. Tamtejsze media rozpisywały się o "zdrajcy", "dezerterze" i "pijaku". Działacze Hajduka wcześniej nie mieli pojęcia o powstającej lidze halowej. Pewnie nawet gdyby mieli, nie potraktowaliby tego poważnie. Gdy jednak przekonali się, że piłkarz nie zamierza wracać, wystąpili do FIFA o zawieszenie go. Tak też się stało. Tyle że amerykańska liga MISL nie podlegała Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej. Pod dachem Jugosłowianin mógł więc kopać piłkę bez żadnych przeszkód.

108 goli w 40 meczach

New York Arrows próbowali załatwić sprawę z Hajdukiem polubownie. Zgłosili się do Jugosłowian, oferując pieniądze za transfer. Na 150 tysięcy dolarów klub ze Splitu jednak się nie zgodził. Na lepszą propozycję - 200 tysięcy - też nie. - Nie chciałem "kraść" najlepszych piłkarzy. To były, jak na tamte czasy, duże pieniądze - wspomina Dragan Popović, ówczesny trener "Strzał".

Žungul znalazł się w dość niezręcznej sytuacji. Z jednej strony, nie groziło mu już pójście do wojska, a w Stanach Zjednoczonych posmakował zupełnie innego życia i zarabiał niezłe pieniądze. Z drugiej, nie mógł robić tego, z czego był znany i co naprawdę kochał. Sądził, że w hali pogra tylko przez moment, a potem wróci do "prawdziwego futbolu". - Gra pod dachem jest dobra. Szybsza, z większą liczbą strzałów i goli. Jest OK. Ale gra na otwartym boisku jest tą, którą kocham - mówił w jednym z wywiadów.

FIFA zawiesiła go jednak na czas nieokreślony. Pozostała mu więc "halówka", w której brylował przez cztery kolejne sezony (1979-1982). Cóż to były za popisy! Przeszedł do historii, strzelając siedem goli w jednym meczu (z Philadelphia Fever w 1979 r.). W sezonie 1980/81 strzelił w 40 meczach aż 108 goli! O 58 więcej od drugiego w klasyfikacji zawodnika. Rok później niewiele zabrakło mu do wyrównania tego osiągnięcia (trafił 103 razy).

Głośno było także o jego hat-tricku w zaledwie... 37 sekund. Zobaczysz to na poniższym filmie (od 36:45).

- Łowca goli musi być oszustem, złodziejem, klaunem, magikiem - mówił w "Sports Illustrated". - I musisz ciężko myśleć o tym, co robisz. Gdy mecz się kończy, nie twoje ciało powinno być zmęczone, ale twój mózg - dodawał.

"Król wszystkich hal"

Koledzy cenili go za wszechstronność. - Imprezował, grał twardo i strzelał gole. Był dobry w walce powietrznej, szybki jak błyskawica przy starcie do piłki. Potrafił strzelać wewnętrzną i zewnętrzną częścią obu stóp, kontrolować piłkę na małej przestrzeni. Był mistrzem - chwalił go bramkarz New York Arrows Shep Messing.

W USA przestał być Slavišą Žungulem. Przybrał zamerykanizowaną formę imienia i nazwiska - Steve Zungul. Oprócz tego otrzymał dwa przydomki. "Lord Of All Indoors", czyli - w dowolnym tłumaczeniu - "Król wszystkich hal". Druga ksywka odnosi się do jego stylu życia. Podczas gdy wszyscy piłkarze drużyny New York Arrows mieszkali na Long Island, on smakował nowojorskiego życia na Upper East Side, jednej z dzielnic Manhattanu. Znany był jako "Disco Steve", jeżdżący Rolls Roycem, noszący kowbojski kapelusz, wydający spore sumy w restauracjach i klubach nocnych, obracający się w towarzystwie celebrytów i gwiazd Hollywood.
[nextpage]
Nie raz, nie dwa sprawiał problemy trenerowi NY Arrows. Dragan Popović chciał, by piłkarze o godzinie 22 byli w domach. Próbował ustawić Zungula do pionu. Bezskutecznie. - Mówiłem mu: "Słuchaj, młody człowieku, musisz być w domu wieczorem przed meczem". On na to: "Pop, wiem, ile potrzebuję snu. Wiem, jak się przygotować na mecz" - relacjonuje były trener Arrows w rozmowie z "The Guardian". I rzeczywiście. Poimprezował, wyspał się, przychodził na mecz i szalał na boisku. Trener postanowił go już nie sprawdzać, ale problemy pojawiały się podczas spotkań wyjazdowych. Zdarzało się, że Steve zaprosił do hotelu dopiero co poznaną kobietę i paradował przed kolegami z drużyny. - Każdy mówił do mnie: "Jak to jest, że on może, a my nie?" - mówi Popović, który w końcu poprosił Zungula, by ten w takich sytuacjach znalazł sobie inny hotel.

W 1983 roku były reprezentant Jugosławii wreszcie dostał zgodę na powrót na otwarte boiska. Sąd Najwyższy w USA uznał, że obca organizacja - jak FIFA - nie ma prawa nakładać restrykcji w kwestii zatrudnienia osób na obszarze Stanów Zjednoczonych - czytamy na ussoccerhistory.org.

Powrót na otwarte boisko. Na krótko

Zungul rozstał się z New York Arrows (klub wkrótce upadł) i przeniósł się do Golden Bay Earthquakes występującego w NASL (North American Soccer League).

- Po czterech latach gry wyłącznie w hali czułem, że mam coś do udowodnienia. Ludzie mówili: "Jest wielkim piłkarzem halowym, ale czy potrafi grać na otwartym boisku?" - wspominał Zungul. W pierwszym sezonie strzelił 19 goli, drugi był dla niego jeszcze lepszy - 30 trafień i tytuł MVP. Steve znów robił to, co kochał, ale... szczęście zbyt długo nie trwało. NASL pod koniec 1984 r. zakończyła działalność.
W przeciwieństwie do MISL, w której szykowano się do nowego sezonu. W ten sposób Zungul powrócił do hali. Związał się kontraktem z San Diego Sockers - zespołem, w którym czołową rolę odgrywał Kazimierz Deyna.

Były reprezentant Polski tak opisywał kolegów z Sockers w rozmowie z "Piłką Nożną". - Jest wśród nich między innymi znany na początku lat siedemdziesiątych z występów w londyńskim West Ham, trzydziestojednoletni dziś Nigeryjczyk Ade Cocker. Natomiast jednym z najlepszych graczy drużyny, której od dawna jestem kapitanem, pozostaje Jugosłowianin z pochodzenia - Steve Zungul - mówił Deyna w 1985 r.

Z Sockers Deyna i Zungul zdobyli mistrzostwo MISL w 1985 i 1986 roku. Później "Król wszystkich hal" przeniósł się na dwa lata do Tacoma Stars, by w 1988 powrócić - na kolejne dwa sezony - do San Diego. W 1990 r. zakończył bogatą karierę (z ośmioma mistrzowskimi tytułami), ustanawiając po drodze wiele imponujących rekordów.

Steve Zungul w barwach Tacoma Stars.

Ukrył się przed światem

Otwiera on klasyfikację snajperów wszech czasów ligi MISL (istniała do 1992 r.), i to z ogromną przewagą. Były reprezentant Jugosławii zdobył 652 bramki. Aż o 189 więcej od drugiego na liście Branko Segoty. Dołożył do tego 471 asyst. Łącznie 1123 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej. - Zungul był naszym Waynem Gretzkym - podkreśla Sydney Nusinov, człowiek, który redagował magazyn o MISL, a następnie tworzył Indoor Soccer Hall of Fame, czyli Galerię Sław halowej ligi.

W ostatnich latach o Zungulu wiadomo bardzo niewiele. Poza tym, że ma żonę oraz dwójkę dzieci i mieszka w Escondido, w Kalifornii. Praktycznie ukrył się przed światem. Konsekwentnie ignoruje prośby o wywiady, nie był także zainteresowany przyjazdem na 100-lecie Hajduka Split (w 2011 r.).

Jedyna wzmianka o byłej gwieździe futbolu pochodzi z... kroniki kryminalnej. Kilka lat temu został zatrzymany przez policję za DUI, czyli "driving under the influence" - prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu.

Zobacz wideo: czy to pudło roku 2016?

Źródło artykułu: