Grzegorz Lemański: Spóźnione, ale bardzo serdeczne gratulacje. Miejsce w gronie szesnastu najlepszych zawodników na świecie to ogromne osiągnięcie.
Adam Stefanów: Dziękuję bardzo. Rzeczywiście, jestem bardzo szczęśliwy z wyniku, jaki udało mi się osiągnąć. Do Chin jechałem z nadzieją, że uda mi się przedrzeć do najlepszej szesnastki i ten plan zrealizowałem w stu procentach. Przed dwoma laty zająłem 33. miejsce, więc postęp jest ogromny.
Początek turnieju nie był jednak dla Ciebie zbyt udany. Po dwóch porażkach na otwarcie nie byłeś w zbyt komfortowej sytuacji.
- Rzeczywiście, początek turnieju miałem fatalny. Chyba trochę zjadła mnie presja i odczuwałem trudy aklimatyzacji. Poza tym już na samym początku trafiłem na najtrudniejszych zawodników. Kishan Hirani i Ratchayothin Yotharuck byli niewątpliwie faworytami mojej grupy, co zresztą potwierdzili świetnymi wynikami. Mnie na szczęście udało się jednak pozbierać i pojedynki z pozostałymi rywalami kończyłem zwycięstwami.
Zwycięska passa skończyła się dopiero w 1/16 finału, gdzie trafiłeś na Chińczyka Zhao Xintonga. Gorszego losowania chyba nie mogłeś się spodziewać?
- Gospodarzy w tym turnieju obawiali się chyba wszyscy. Zresztą nic dziwnego, bowiem do półfinałów dotarło ich aż trzech, a kwestię złotego medalu rozstrzygnęli między sobą. Po porażce czułem ogromny niedosyt. Doszedłem już bardzo daleko i chciałem awansować do kolejnej rundy. Wiadomo - apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale chiński mur był na mistrzostwach nie do przejścia.
Chińczycy od kilku lat udowadniają, że stają się snookerową potęgą. Skąd w nich taki potencjał?
- W Chinach rzeczywistość jest zupełnie inna niż w krajach europejskich. Podczas gdy w Polsce snooker dopiero się rozwija, tam już stał się sportem narodowym. Pierwsze kroki przy stole stawiają już dzieci w wieku czterech lat. Poziom szkolenia jest bardzo wysoki, nie brakuje również funduszy na rozwój klubów snookerowych i organizację turniejów.
Populacja ma tutaj jakieś znaczenie?
- Oczywiście! Nie wiem na ile jest to informacja prawdziwa, ale sami zawodnicy twierdzą, że w Chinach ten sport uprawia czynnie blisko 100 mln osób. Z takiej grupy nietrudno wybrać wyróżniających się zawodników, którzy będą grali na najwyższym poziomie.
A czy organizacyjnie Chiny również stanęły na wysokości zadania? Przed dwoma laty grałeś na Wyspach Brytyjskich, więc masz świetne porównanie.
- Nie można się do niczego przyczepić. Warunki były naprawdę komfortowe. Hotel, miejsce rozgrywania turnieju - wszystko zapięte na ostatni guzik. Jedynym problemem była bariera językowa, która utrudniała komunikację. Wokół nas było mnóstwo wolontariuszy, ale większość z nich nie mówiła po angielsku.
Twoje sukcesy rozbudziły w nas apetyty na więcej. Jak oceniasz stan polskiego snookera w porównaniu z tym, co dzieje się na całym świecie.
- Ciężko porównywać się z zawodnikami z Chin czy Wielkiej Brytanii. Tak jak mówiłem - tam jest zupełnie inna rzeczywistość. Jeśli jednak chodzi o tę kontynentalną część Europy, to moim zdaniem wypadamy bardzo dobrze. Uznany szkoleniowiec PJ Nolan powiedział kiedyś, że Polska jest krajem, który szkoli młodzież najlepiej w Europie. Ciężko się z nim nie zgodzić, bowiem mamy bardzo utalentowanych, młodych zawodników. Może nie ma ich wielu, ale są solidni.
To co stoi na przeszkodzie, aby mogli odnosić sukcesy w turniejach najwyższej rangi?
- Przede wszystkim kwestie finansowe. Aby móc trenować z najlepszymi trzeba wyjechać do Anglii. Nie każdego na to stać. Oprócz utrzymania dochodzą przede wszystkim koszty samych treningów, które rocznie dochodzą do 100 tys. zł. Azjaci natomiast przyjeżdżając do Akademii w Anglii mają wszystko opłacone przez swoją federację. Dodatkowo otrzymują również wynagrodzenia za grę w Main Tourze oraz premie za zwycięstwa.
Pomimo trudności finansowych Main Tour jest dla wielu Ziemią Obiecaną. Widzisz siebie za kilka lat w gronie najlepszych?
- Na pewno jest to moim wielkim marzeniem, które bardzo chciałbym zrealizować. Po zdanej maturze zamierzam wyjechać do Anglii, żeby tam trenować z najlepszymi. Wciąż jestem jeszcze młody i wiem, że może mi się udać. Podchodzę jednak do tego racjonalnie. Jeżeli w przeciągu paru lat nie przedrę się do grona zawodowców, to odpuszczę. Zostanę w Anglii, rozpocznę studia i będę wiódł normalne życie. A snooker pozostanie jedynie moją pasją.
Do wyjazdu pozostał Ci jeszcze rok. Jakie masz plany na najbliższe miesiące?
- Zostało mi jeszcze trochę do zdobycia na krajowym podwórku. W najbliższym sezonie chciałbym wygrać w mistrzostwach Polski U-21 oraz zawodach seniorskich. Fajnie byłoby opuścić kraj z kompletem mistrzowskich tytułów w każdej kategorii.