Norweg Johann Andre Forfang ma w tym sezonie wielkiego pecha. Na kilkanaście dni przed igrzyskami został zakażony koronawirusem i nie mógł udać się z resztą kadry do Pekinu. Istniała jednak szansa, że doleci w późniejszym terminie i jeśli nie wyrobi się na konkurs na skoczni normalnej, to wystartuje na skoczni dużej i w konkursie drużynowym.
I początkowo wydawało się, że taki scenariusz się ziści. Norweski skoczek otrzymał bowiem kilka negatywnych wyników i zdawało się, że dołączy do drużyny. W środę jednak dość niespodziewanie otrzymał kolejny pozytywny wynik testu.
- Wczoraj znowu miałem pozytywny test - powiedział dziennikowi "Dagbladet". - Wydaje mi się, że wartości były minimalnie poniżej tego, co powinienem mieć. Byłem tak blisko negatywa, że to aż niedorzeczne - dodał.
Forfang nie otrzymał jeszcze rezultatu drugiego testu, który wykonał w środę. Przypomnijmy, że żeby wjechać do Chin trzeba mieć cztery negatywne wyniki testów z rzędu, pierwszy na pięć dni przed wylotem. Czas ucieka, bowiem 12 lutego odbędzie się konkurs indywidualny na skoczni dużej, a dwa dni później zawody drużynowe.
Czytaj więcej:
Legendarny trener powróci do skoków. Są pierwsi zainteresowani
Niespodziewany zwycięzca pierwszego treningu zjazdowego. Hiszpan drugi
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Krychowiak załatwił brata w parterze. Musiał odklepać!