Korespondencja z Innsbrucka, Szymon Łożyński
Koszmar. Tylko takie słowo przychodzi na myśl, gdy spojrzy się na to, jak męczy się podczas 70. Turnieju Czterech Skoczni Kamil Stoch. Obrońca tytułu, który był wymieniany jako jeden z faworytów, z każdym kolejnym dniem skacze coraz słabiej. W Oberstdorfie był 41., w Garmisch-Partenkirchen 47., a w Innsbrucku nie przebrnął kwalifikacji. Zajął 59. miejsce, mimo że podczas skoku miał świetne warunki!
- Jak przyjechałem do Innsbrucka, to trenerzy przekazali mi, że poustawiali Kamila i wiedzą, w czym jest problem. Na skoczni nie było tego widać. Czekamy teraz na ich decyzję. My jako PZN już wydaliśmy swoją opinię, Kamil potrzebuje spokojnego treningu, żeby mógł oddać trochę stabilnych skoków. Trzeba skakać, skakać i jeszcze raz skakać. Np. chłopacy jak byli w Ramsau, to oddali 16 skoków przez kilka dni. To trochę mało, ja tyle oddawałem jednego dnia albo nawet więcej - powiedział Adam Małysz, dyrektor sportowy PZN, zaraz po sensacyjnych kwalifikacjach w Innsbrucku.
- Z takimi skokami, moim zdaniem, Kamil nie powinien jechać do Bischofshofen. W treningach miał trudne warunki. W kwalifikacjach aura mu sprzyjała i mimo to zepsuł skok. Jego próby nie są stabilne - dodał wybitny przed laty skoczek.
ZOBACZ WIDEO: Co oni zrobili?! Takiego rzutu wolnego jeszcze nie było
Przed Innsbruckiem Michal Doleżal przekonywał, że są w stanie wyeliminować błąd u Kamila Stocha podczas rywalizacji. Na razie plan się jednak nie powiódł, bowiem w Innsbrucku było jeszcze gorzej niż w Niemczech. Pytanie, czy w ogóle można poprawić u skoczka pojawiający się błąd podczas zawodów?
- Nie znam nikogo, kto byłby w stanie poprawić duże błędy w konkursie. Drobne rzeczy można skorygować, ale jeśli kłopoty są poważne, to w zawodach nie da się nic zrobić. Dochodzi stres, nerwy i błąd się jeszcze bardziej powiela. Do tego dziennie podczas zawodów są tylko trzy skoki - wyjaśnił Adam Małysz.
Tym samym świetny przed laty skoczek po raz kolejny daje do zrozumienia trenerom, że czas na mocniejsze i bardziej odważne decyzje. - Jestem ich szefem i muszę wyrazić swoje opinie. Jeśli mówię po raz kolejny, żeby przemyśleli pewne sprawy i nie za bardzo to dociera, to jedynym przekazem są media, gdzie mogę wyrazić swoją opinię - podkreślił dyrektor sportowy.
Po kwalifikacjach w Innsbrucku Małysz został zapytany również o swoje niedawne słowa dla TVP, gdzie nie wykluczył konsultacji dla kadry z trenerem zewnętrznym. W Austrii czterokrotny mistrz świata rozwinął swoją myśl.
- Jeśli sztab i zawodnicy długo przebywają ze sobą, a grupa ludzi jest u nas ta sama od czasów Stefana Horngachera, to pewnych małych błędów można nie widzieć, a to się potem potęguje. Przytoczę tylko słowa Jana Szturca, który po jednym z treningów powiedział: Kurczę, przecież każdy z tych zawodników inaczej jeździ (na rozbiegu - przyp. red.). Wiem, że trenerzy nie chcą źle, robią wszystko, żeby było lepiej, ale czasami trzeba dać sobie pomóc - podkreślił.
- Kadra nie może się zamykać na trenerów klubowych. W innych krajach szkoleniowcy z klubu uczestniczą w treningach. Gdy zawodnikowi nie idzie, to wraca do takiego trenera i z nim trenuje. U nas szkoleniowców klubowych jest mało, ale gdyby były wspólne treningi, to byłaby inna sytuacja - dodał.
Na razie zatem nie wiadomo, czy kadrze mógłby pomóc trener z zewnątrz.
W tej chwili wszyscy czekają na decyzję sztabu szkoleniowego, czy Stoch zostanie wycofany z 70. TCS i zamiast do Bischofshofen pojedzie na spokojne treningi. Komunikat w tej sprawie powinien pojawić się w poniedziałek wieczorem.
Czytaj także:
Żona Stocha zaczęła wojować na Twitterze. Tak broni męża
Ładny gest organizatorów TCS. Zwrócili się po polsku do Kamila Stocha