Nie tak polscy skoczkowie wyobrażali sobie początek sezonu olimpijskiego. W konkursach w Niżnym Tagile, Kuusamo i Wiśle spisywali się mocno poniżej oczekiwań. Sami zawodnicy nie kryją rozczarowania, podobnie jak trener Michal Doleżal i dyrektor Adam Małysz.
O falstarcie biało-czerwonych rozmawiamy z Bronisławem Stochem. Ojciec naszego najlepszego skoczka apeluje, by dać reprezentantom Polski prawo do słabszych występów i przede wszystkim czas na wyjście z kryzysu.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Dlaczego na starcie sezonu polscy skoczkowie spisują się poniżej oczekiwań?
Bronisław Stoch: Skoro eksperci nie wiedzą, co odpowiedzieć na pytanie o kryzys skoczków, to co ja biedny powiem? Nie ma sensu gdybać i na siłę szukać diagnozy, słabsze dni przydarzają się w każdym zawodzie. Sztab musi ustalić, czy to zwyczajny gorszy okres czy np. zmęczenie materiału spowodowane zbyt dużymi obciążeniami treningowymi. Powtórzę to, co mówiłem już wielokrotnie: każdy ma prawo do kryzysu. Czasem bez kroku wstecz nie zrobisz kroku do przodu. Musisz się zatrzymać, żeby obrać nowy kierunek.
ZOBACZ WIDEO: Na kim wzoruje się polski talent? Zaskakująca odpowiedź 18-latka
Kamil Stoch mówi o czystej złości i skołowaniu, pozostali skoczkowie oraz członkowie sztabu wypowiadają się w podobnym tonie. Atmosfera chyba nieco zgęstniała.
Za dużo tego narzekania. Wiadomo, że skoro nie zadawalają nas wyniki, jest niedosyt, chyba tylko niezrównoważony człowiek byłby teraz w euforii. Natomiast za nami dopiero kilka konkursów, moim zdaniem atmosfera zrobiła się nazbyt poważna. Wszyscy powinni mieć trochę więcej dystansu. Pamiętam, jak Kamil był po operacjach i w 2015 roku miał fatalny sezon. Chłopcy zajęli w klasyfikacji drużyn ósme miejsce i też pojawiały się krytyczne głosy, a potem wszystko wróciło do normy. Jeśli nie damy im prawa do błędu, pozbawimy ich motywacji, by wyjść z tego kryzysu. Zachowajmy spokój, jedynym wyjściem z całej sytuacji jest zdroworozsądkowe podejście.
Rozmawiał pan z Kamilem w ostatnich dniach?
Był u nas przed konkursami w Wiśle. Mówił, że wszystko w porządku, a w kadrze panuje odpowiednia atmosfera. Nie sądzę, że jest jakiś wielki problem, który wpływa na całą drużynę. A przynajmniej nie widzę takiego czynnika. Skoczkowie są dobrze przygotowani do sezonu i odpowiednio nastrojeni. Według mnie odnalezienie właściwego rytmu i czucia jest kwestią czasu.
A więc w ogóle nie martwi pana słabsza forma Polaków?
Przyzwyczailiśmy się, że biało-czerwoni w każdym konkursie walczą o czołowe lokaty. Może ich sukcesy nam trochę spowszedniały? Warto, byśmy się teraz ocknęli i zobaczyli, jak wymagający to sport. W ostatnim konkursie różnice między pierwszym a trzydziestym skoczkiem były bardzo małe. To pokazuje, że skala trudności cały czas idzie w górę.
Czeka pan już powoli na igrzyska olimpijskie?
Nie, wręcz przeciwnie, zbyt wcześnie musiałbym się denerwować. Wiem, że Pekin się zbliża, ale zalecam mediom i w ogóle całemu środowisku, by zachowało spokój. Czasem gdy za bardzo wałkujemy temat, problem staje się jeszcze większy niż jest w istocie. Oczywiście jakieś obawy są, ale mówimy o doświadczonych skoczkach. Poza tym widzę, że trenerzy nie panikują i zachowują przytomność. To może przynieść pozytywny efekt, więc nie bójmy się kryzysu. Mam propozycję, by bardziej zająć się zapleczem kadry, bo tam jest przyszłość naszych skoków. Młodzież wymaga największej uwagi, starsza grupa na pewno sobie poradzi.
Zaniedbujemy zaplecze?
Nie będę się na ten temat wypowiadał, bo nie czuję się ekspertem. Zwracam tylko uwagę na fakt, że powinniśmy też myśleć o dalszej przyszłości, a nie skupiać się wyłącznie na obecnych problemach drużyny Doleżala. Swoją drogą, widzę, że niektórzy próbują coś narzucać trenerowi. Niepotrzebnie, bo szkoleniowiec i jego sztab sobie poradzą. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. I na tym zakończmy.
Czytaj także:
Lider PŚ zdobył dwa razy więcej punktów niż Polacy
Zawody PŚ w skokach były zagrożone, jest decyzja