Marit Egner, mama Graneruda: Syn za każdy punkt oddaje pieniądze pewnej organizacji

Facebook / Marit Egner - mama Halvora Egnera Graneruda
Facebook / Marit Egner - mama Halvora Egnera Graneruda

Marit Egner przeżywa w tym sezonie i piękne, i nerwowe chwile. Jej syn został najlepszym skoczkiem świata, ale miał też różne problemy poza skocznią. W wywiadzie dla WP mama Halvora Graneruda opowiedziała o jego szalonej drodze na szczyt.

Marit Egner ogląda każde zawody z udziałem syna. Ba, jak zapewnia, na swój sposób skacze razem z nim. Halvor Egner Granerud sprawił jej w tym sezonie mnóstwo frajdy, a dzięki temu, że został najlepszym skoczkiem świata, jego mama zyskała w norweskiej prasie przydomek "Żółta Dama".

O spełnionej obietnicy dla syna, jego krętej drodze na szczyt, smutku po pogróżkach z Polski, niepewności po tym, jak się okazało, że Halvor skakał nago, ale i swojej współpracy z... Uniwersytetem Jagiellońskim i wizycie w Zakopanem - o tym wszystkim mama Graneruda opowiedziała w wywiadzie dla WP SportoweFakty.

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Ten sezon jest dla pani syna szalony. Tyle się dzieje i na skoczni, i poza nią, że ciężko za tym nadążyć. Wielkie zwycięstwa, ale i dyskwalifikacja, Kryształowa Kula dla niego, ale i COVID, który zabrał mu szansę na medale mistrzostw świata. Jak pani to wszystko przeżywa?

Marit Egner, mama Halvora Graneruda:
Śledzę skoki narciarskie od lat i faktycznie mogę powiedzieć, że ten sezon jest pełen przeróżnych zwrotów akcji. Co do zdrowia syna, to nie chciałabym za dużo mówić. Jest w swoim pokoju, wysłaliśmy mu oczywiście nasze wsparcie, jestem z nim w kontakcie. Natomiast o szczegółach nie będę mówić, co trzeba, to przekazuje norweska federacja. A co do sezonu… Przekonaliśmy się, że czasem nie można być pewnym zwycięstwa nawet po oddaniu ostatniego skoku, gdy wydaje się, że wszystko jest już jasne. Mieliśmy przykład, że dopiero oficjalne ogłoszenie wyników wskazuje zwycięzcę. Generalnie to powiem tak: nawet gdy wiem, że idzie mu bardzo dobrze, to i tak jestem nerwowa, zastanawiam się, co tym razem może się wydarzyć. Ale to nie tyczy się tylko Halvora, takie są po prostu skoki. A jeśli chodzi o koronawirusa, to dotknął mojego syna, ale i kilku innych skoczków. To dodatkowy element niepewności, to o czym mówiłam: że gdy idzie bardzo dobrze, to i tak zastanawiasz się co tym razem może pójść nie tak. I na przykład jest to właśnie koronawirus.

ZOBACZ WIDEO: Halvor Egner Granerud zaczynał w ogrodzie. Pierwsze skoki na prowizorycznym obiekcie

Kiedy po raz pierwszy pomyślała pani, że ten sezon może być tak dobry dla Halvora?

Już latem Halvor opowiadał nam nad czym pracuje, co musi poprawić, jakie błędy wyeliminować. Kiedy skończyło się lato, również dał znać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. A w okolicach października powiedział nam już, że jego celem jest wygranie w tym sezonie Pucharu Świata. Pomyśleliśmy wtedy w rodzinie: "wow, ambitny cel!". Potem przyszły zawody krajowe, gdzie syn pokazał świetną formę. Wtedy czekaliśmy już tylko, czy uda mu się przełożyć tę dyspozycję na zawody międzynarodowe.

Ta eksplozja dla świata była dużym zaskoczeniem. Tym bardziej, że poprzedni sezon był dla Halvora fatalny. A jak pani odbierała te jego niepowodzenia sprzed roku?

Jako rodzic zawsze będziesz czuł więź z dzieckiem, więc jeśli coś mu się nie udaje, to też to przeżywasz. Halvor mieszka w Trondheim, my w Oslo, ale wiadomo, że jesteśmy w stałym kontakcie. Szczerze mówiąc, to był ciężki czas dla nas wszystkich, bo my, jego rodzina, wiemy jak wiele skoki znaczą dla niego. Próbował, próbował, ale nie szło. Staraliśmy się zachować spokój, jednak to nie był łatwy okres…

Za to teraz los wszystko wam wynagrodził. Jakie to uczucie: być mamą najlepszego skoczka świata?

Najpiękniejsze dla mnie jest to, że Halvor spełnił swoje marzenie, a pracował na to od trzeciego roku życia, kiedy oddawał pierwsze skoki. To zapłata za ciężką pracę przez wiele lat. Tak naprawdę nie jestem przekonana, czy w pełni to do mnie dociera, że syn jest najlepszy na świecie... Ale to wspaniałe uczucie. Szkoda tylko, że nie mogę tego przeżywać z bliska, że nie mogę się wybrać na skocznię i osobiście dzielić tę radość z synem. Tak bardzo chciałabym tam być…

Kiedy zapytałem po Turnieju Czterech Skoczni Halvora, czy czuje się najlepszym skoczkiem świata, odpowiedział, że przez ostatnie dwa miesiące tak się czuł, ale w pełni poczuje to wtedy, gdy zdobędzie Kryształową Kulę, co ostatecznie nastąpiło. A pani kiedy po raz pierwszy poczuła, że jej syn jest najlepszy na świecie?

Ciężko podać konkretną datę, ale niesamowitym momentem było dla nas to, gdy wygrał swój pierwszy konkurs Pucharu Świata. To było wspaniałe. Natomiast to, co jest dla niego charakterystyczne, to fakt, że nie osiada na laurach. Natychmiast zaczyna myśleć o następnym skoku, następnych zawodach. A wkrótce zacznie pewnie myśleć o następnym sezonie. Ciągle stara się coś poprawić. Zresztą, ma to od dziecka. Był zawsze niezwykle aktywny, cały czas w ruchu. Rankiem na przykład wychodził uprawiać różne sporty, a po południu siadał przed telewizorem i oglądał zawody w różnych zimowych dyscyplinach, patrząc na technikę uczestników. Kończył oglądanie i znów wychodził, aby spróbować w praktyce naśladować to, co zobaczył w telewizji. Tak samo było ze skokami. Mieliśmy w ogrodzie taką malutką skocznię, zrobioną ze śniegu. I mały Halvor najpierw oglądał skoki w telewizji, a potem szedł do ogrodu i tam skakał, próbując odwzorować to, co zobaczył na ekranie. Nagraliśmy nawet taki filmik, to było 1 maja, dookoła zielono, a ośmioletni Halvor skacze na swojej ogrodowej skoczni. Fajna pamiątka. I nawet gdy już skakał na prawdziwych skoczniach, to lubił wracać do tej swojej w ogrodzie.

Czyli już wiemy, gdzie narodził się sukces. A jako mama kogoś, kto uprawia dość niebezpieczną dyscyplinę, nie boi się pani o syna?

Nie, z kilku powodów. Po pierwsze, zdążyliśmy się przyzwyczaić, bo syn zaczynał przecież od małych skoczni, szedł krok po kroku. Po drugie, nie miał w trakcie kariery zbyt wielu groźnych upadków, a jeśli już, to potrafił je w jakiś sposób kontrolować. Po trzecie, bardziej bym się bała, gdyby uprawiał narciarstwo alpejskie. Moim zdaniem ta dyscyplina jest o wiele bardziej niebezpieczna niż skoki. Po czwarte, w Norwegii rodzice są przyzwyczajeni do dużej aktywności fizycznej ich dzieci. Nikt na przykład nie zabraniał Halvorowi wspinać się na drzewa i tego typu rzeczy. W wieku 12 lat uprawiał aż sześć sportów. Piłka nożna, narciarstwo biegowe, kombinacja norweska, biathlon, skoki narciarskie i biegi na orientację…

Pamięta pani jego pierwszy skok?

Tak. Zaczęło się od jego starszego brata, który brał udział w lokalnych zawodach, na malutkiej skoczni. Wtedy inne dzieci zostały zaproszone w roli widzów. Halvor powiedział, że też chce spróbować i tydzień czy dwa później oddał tam swój pierwszy skok. Niedługo później dostał swój pierwszy puchar. Taki malutki, cały czas mamy go tu, w pokoju Halvora. To była mała skocznia, więc i puchar malutki…

A jak wygląda teraz jego popularność w Norwegii? Sam Halvor powiedział mi, że nie ma się co porównywać do Erlinga Haalanda  na przykład…

Nie jest nam to łatwo ocenić, bo wiadomo jakie mamy czasy… Ale nawet gazety, które z reguły nie piszą o skokach, poświęcają miejsce Halvorowi. To o czymś świadczy. Wiem też, że liczba jego followersów na Instagramie potroiła się. A wielka część nowych obserwujących jest z Polski! Halvor mówił mi, że dzieląc obserwujących na miasta, to Oslo jest w czołówce, ale w czubie są też polskie miasta. Wygląda na to, że syn naprawdę ma w Polsce wielu fanów.

Norweskie media nazwały panią "Żółta Dama". Chodzi oczywiście o przefarbowanie przez panią włosów na żółto po tym, jak Halvor po raz pierwszy założył kombinezon lidera Pucharu Świata. To była zrealizowana obietnica, a nie przegrany zakład. Prawda?

Dokładnie tak. Niektóre media pisały, że przegrałam zakład, ale to nie tak. Po prostu nieraz w rozmowach z Halvorem żartowaliśmy na różne tematy... Kiedyś opowiadał mi o swojej przyszłości w skokach i powiedziałam mu, że gdy zostanie liderem Pucharu Świata, to przefarbuję włosy na żółto. To było dość dawno temu, szczerze mówiąc, zdążyłam już o tym zapomnieć. Ale kiedy syn zrealizował swoje marzenie, ja spełniłam moją obietnicę. Wybrałam się do sklepu, ale pamiętam, że nie było żółtej farby. W końcu kupiłam ją przez internet. Na początku myślałam, że farba utrzyma się bardzo krótko, ale trochę jednak trwało zanim moje włosy odzyskały naturalny kolor. Ale to było coś fajnego, pozytywnego.

A jak pani odebrała zamieszanie wokół Halvora, gdy w trakcie Turnieju Czterech Skoczni w nerwach coś powiedział o Kamilu Stochu, co jeszcze zostało "podkręcone" i zrobiła się awantura, bo pani syn zaczął dostawać nieprzyjemne wiadomości z Polski…

Oczywiście, nie byliśmy szczęśliwi z tego powodu… To było nieporozumienie, źle zinterpretowane słowa mojego syna, który dodatkowo został złapany w gorącym momencie, kiedy akurat chciał uniknąć dziennikarzy.… Dużo, dużo było tych nieprzyjemnych wiadomości. To było dla niego bardzo smutne. Bo po pierwsze, on naprawdę podziwia polskich skoczków, a po drugie ma w Polsce wielu fanów. Oczywiście, wspieraliśmy go w tym momencie jak mogliśmy. Ale jako rodzina też byliśmy smutni, bo najlepiej znamy Halvora. I dobrze wiemy, że nie chciał nikogo wkurzyć. Zresztą, z Polski przychodziły nie tylko nieprzyjemne wiadomości. Dostał też sporo słów wsparcia… Bo jak mówiłam, syn naprawdę ma u was wielu fanów.

A jaki on jest z charakteru? Moje wrażenie jest takie, że, abstrahując od sytuacji ze Stochem, często głośno mówi to co myśli, nie chowa się ze swoją opinią…

Z jednej strony jesteśmy za tym, aby nasze dzieci mówiły głośno to, co myślą, miały prawo wyrażać swoją opinię. Z drugiej nauczyliśmy się już, że wypowiedziane słowa mają konsekwencje i trzeba być świadomym do czego mogą doprowadzić. Jeśli chodzi o Halvora, to przede wszystkim on ma głębokie poczucie tego, że fair play jest najważniejsze. Jest na przykład bardzo za równouprawnieniem płci. Widać to choćby w jego wsparciu dla dziewczyn uprawiających skoki w Norwegii. W trakcie przygotowań do sezonu zdarzało się, że Halvor trenował właśnie z nimi. Poza tym, przed startem tego sezonu, kiedy nie miał w kieszeni choćby jedne euro z wygranych, zadecydował, że będzie się dzielił tym, co zarobi na skoczniach. Jeśli cokolwiek zarobi. Halvor współpracuje z organizacją Right To Play, która opiekuje się dziećmi doświadczonymi przez los. Ta organizacja działa w wielu krajach świata, między innymi w Afryce. Nie wszyscy może wiedzą, ale syn postanowił przekazywać tej organizacji po 10 koron norweskich, czyli około 1 euro, za każdy zdobyty przez niego punkt w Pucharze Świata (w tym momencie Norweg ma 1544 punkty - przyp.PK). A już w trakcie sezonu został też ambasadorem tej organizacji. Myślę, że to też pokazuje, co jest dla niego ważne.

Ogląda pani wszystkie jego konkursy? Bo wśród rodziców sportowców można spotkać różne postawy. Są i tacy, którzy za bardzo się stresują i nie oglądają…

My z mężem oglądamy wszystko. Mamy taką "kombinację": odpalamy w internecie aplikację z wynikami skoków plus oczywiście telewizor.

Płacze pani ze wzruszenia, gdy syn wygrywa?

Nie, ja płaczę bardzo rzadko. Ale skaczemy razem z nim.

W jakim sensie?

Gdy Halvor oddaje skok, to my z mężem też skaczemy na sofie (śmiech). A tak generalnie, to my po prostu lubimy skoki. Nawet jeśli Halvor nie skacze, jak w drugiej części mistrzostw świata, to też oglądamy.

Przez lata Halvor funkcjonował jako "nagi skoczek", to pokłosie tego, że w wieku 16 lat postanowił skakać nago, razem z kolegami, przy okazji robienia grilla. Jak pani wtedy zareagowała? Złość, śmiech, a może tygodniowy zakaz wychodzenia z domu dla syna?

Halvor to chłopak, który zawsze lubił zabawę, eksperymenty… Od małego. Nie planowali tego, to było spontaniczne. Nie wiedzieliśmy, że zrobili coś takiego do momentu, gdy wrócił do domu i o tym opowiedział, dodając, że wrzucili filmik na youtube. Wtedy zaczęliśmy się obawiać jak zareaguje norweski związek. Przez pierwsze dni, tygodnie naprawdę sporo osób zobaczyło ten filmik. Ale ostatecznie rozeszło się po kościach. Ja też nie miałam w zasadzie pretensji . Dajmy spokój, chłopak miał wtedy tylko 16 lat! Teraz, pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, że byłam zadowolona, że skacząc nago Halvor się nie przewrócił. Bo taki upadek byłby bardzo bolesny.

Halvor jest obecnie najlepszym skoczkiem świata. Widzi go pani jeszcze przez wiele lat na skoczni?

On przeszedł wszystko, wszystkiego doświadczył. Od wielkich rozczarowań po wielkie zwycięstwa. Wiele lat ciężko pracował, długo czekając na efekty. W końcu zostało to wynagrodzone. Przyszły zwycięstwa, a co za tym idzie nagrody pieniężne. Wcześniej tego nie doświadczył, skakał, skakał, ale nic nie zarabiał. A teraz przekonał się, że skoki mogą mu dać i zwycięstwa, i utrzymanie. To sprawia, że w najbliższych latach może się w pełni im poświęcić, na nich skupić.

Pradziadek Halvora, a pani dziadek, Thorbjorn Egner, był znanym norweskim pisarzem. Jaki miał wpływ na waszą rodzinę? Halvor powiedział mi, że odegrał dużą rolę w jej zjednoczeniu, że wielu krewnych trzyma się razem…

Halvor nigdy nie spotkał pradziadka, bo ten zmarł, zanim mój syn się urodził. Ale tak, myślę, że jego dzieła mają wpływ na Norwegów, a więc również i na nas. Z książek dziadka płynie wiele pożytecznej nauki, jak choćby przesłanie, że każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Rodzina ze strony dziadka jest liczna, faktycznie dość często się spotykamy, więc jego pamięć w naszej rodzinie jest bardzo żywa.

Halvor rywalizuje między innymi z polskimi skoczkami, a czy pani ma jakieś relacje, wspomnienia związane z Polską? Może naukowe, bo pracuje pani na Uniwersytecie w Oslo…

Oczywiście, że mam. Mój uniwersytet współpracuje z Uniwersytetem Jagiellońskim przy rożnego rodzaju projektach. Byliśmy też z mężem rok temu na skokach w Zakopanem. Było bardzo sympatycznie. I tak, jak mówiłam wcześniej, byłoby cudownie, gdybyśmy wraz z kibicami mogli wrócić na skocznie i z bliska podziwiać zawody.

Źródło artykułu: